W pełni zasłużyła sobie na miano „matki nowoczesności”. Jej nazwisko otwiera nowy okres w historii ceramiki XX wieku, a ponad 80 lat w zawodzie potwierdza, że glinę miała we krwi. Eva Zeisel, która dożyła wieku 105 lat, wywarła wpływ na kilka pokoleń projektantów. Karim Rashid nazywał ją swoją „zastępczą matką i idolką zmysłowych form”. W jej wydaniu nawet rączka żelazka jest zmysłowa i bardziej przypomina organiczną rzeźbę Hansa Arpa czy Henry’ego Moora niż ergonomiczny dodatek do urządzenia AGD.
Na swoje setne urodziny Eva Zeisel zaprojektowała metalowy czajnik dla amerykańskiej firmy Chantal, wielkiego producenta naczyń kuchennych. Wprawdzie dzbanków do kawy i herbaty miała w swoim portfolio wiele, ale metalowego jak dotąd nie, więc chętnie podjęła się zlecenia. Czajnik jest opływowy, jakby stal nabrała miękkości gliny, a nawet gumy. Płynna i asymetryczna linia uchwytu podkreśla urodę przedmiotu. Ten czajnik od pierwszego wejrzenia wywołuje uśmiech i daje się lubić. Te określenia w stosunku do przedmiotu są jak najbardziej adekwatne, bo Zeisel zawsze chciała, żeby jej projekty miały odpowiednie cechy, żeby były „sympatyczne”, „przytulne” albo „wesołe”. W jubileuszowym czajniku z gwizdkiem stuletnia Eva Zeisel zawarła całą swoją filozofię projektowania emocji.
Mówiła o sobie „modernistka przez małe m”. Była modernistką, ale odrzuciła wiele przykazań modernizmu, twierdząc, że „projektant musi zrozumieć, że forma nie podąża za funkcją ani nie podąża za procesem produkcyjnym. Dla każdego zastosowania i dla każdego procesu produkcyjnego istnieje niezliczona ilość równie atrakcyjnych rozwiązań”. Tam, gdzie ortodoksyjni moderniści szukali prostoty i optymalizacji, Eva Zeisel już w latach 40. tworzyła własny alfabet nowoczesności, wymyślając przedmioty o „absurdalnych kształtach”, które zresztą stały się jej znakiem rozpoznawczym. Zawsze powtarzała, że w projektowaniu chodzi o radosne poszukiwanie piękna. Metalowy czajnik Chantal na cześć projektantki został nazwany jej imieniem.
Eva Zeisel: Pierwsza kobieta w cechu
Praca z gliną jest sensualna. Młodziutka Eva Striker przekonała się o tym, ucierając glinę stopami w gronie czeladników, a potem formując ją rękoma. Była jedyną kobietą w męskiej grupie. Co ciekawe, to jej matka, postępowa feministka i historyczka (pierwsza na Węgrzech absolwentka tutejszego uniwersytetu), kładła jej do głowy, że studia malarskie to za mało, że powinna zdobyć solidny zawód.
Eva Striker przyszła na świat w 1906 roku w Budapeszcie w rodzinie żydowskiej. Wśród krewnych byli wybitni intelektualiści, ekonomiści i filozofowie. Ojciec był przemysłowcem w branży tekstylnej, matka prowadziła przedszkole, w którym uczono dzieci przez sztukę, w zabawie rozbudzano kreatywność. Wolność i zabawa to zresztą odwieczne cechy twórczości Evy. Studiowała sztukę w Królewskiej Akademii, odbyła wielomiesięczne kształcące podróże zagraniczne. Bliski był jej delikatny i kobiecy styl artystki Marie Laurencin, która zaczynała od nauki malowania na porcelanie, a potem obracała się w kręgu awangardowych paryskich artystów. Eva uległa jednak presji matki, która przeżyła bankructwo swojego ojca i panicznie bała się dla córki biedy i utraty niezależności – i postanowiła poświecić się ceramice. „Kiedy byłam dzieckiem, chciałam zostać malarką. Ale wtedy malarstwo i projektowanie było właściwie jednym i tym samym”, wspominała. Tyle tylko, że w ceramicznym fachu musiała przejść całą ścieżkę przyuczenia do zawodu. Zaciskała zęby na niewybredne żarty kolegów, prostych chłopaków. Razem ze swoim mistrzem chodziła po domach reperować kaflowe piece i naczynia, w prymitywnych warunkach ugniatała glinę i przygotowywała kafle do wypału. W ramach praktyki musiała postawić piec. Przeszła pomyślnie okres terminowania i jako pierwsza kobieta w historii została przyjęta do Węgierskiego Cechu Kominiarzy, Zdunów, Dekarzy, Studniarzy i Garncarzy. Do końca życia zachowała książeczkę z regulaminem pracy i opisem praw członka cechu.
Samodzielną pracę Eva rozpoczęła w ogrodzie rodzinnego domu, gdzie stanął piec do wypału, a na kole formowała misy i talerze, które następnie sprzedawała na rynku. Miała jednego pomocnika i matkę, która pomimo swoich liberalnych poglądów uznała, że to niestosowne, żeby młoda kobieta pokazywała się z chłopakiem, więc w roli przyzwoitki towarzyszyła córce w dni targowe. Po latach pytana o swoje liczne podróże i posady podejmowane w fabrykach w wielu krajach, Eva mówiła, że kierowała nią chęć zobaczenia jak największego kawałka świata. I konieczność ucieczki jak najdalej od domu.
„Piękno nie jest przyjemnością elity”, twierdziła Eva Zeisel
W pogoni za wolnością i niezależnością najpierw trafiła do stołecznej fabryki porcelany Kispester-Granit. Produkowano tam przede wszystkim sanitariaty, ale zafascynowany fantazją dwudziestolatki dyrektor utworzył dla niej dział sztuki dekoracyjnej. Wprawdzie jej popielniczka w kształcie jednorożca była eksportowana nawet do Stanów Zjednoczonych, ale nie uchroniło to fabryki przed tarapatami finansowymi, a liczne pisma z banku skłoniły dyrekcję do zaniechania artystycznego eksperymentu i powrotu na stare tory. Jednak pół roku w fabryce sprawiło, że Eva porzuciła rękodzieło i zamarzyła o projektowaniu na skalę przemysłową. Doświadczenie zdobywała w wielkich zakładach w Austrii i Niemczech. „Pracowałam w jednej fabryce po drugiej. Kobieta projektantka, nikt o czymś takim jeszcze nie słyszał”, wspominała. Obracała się w towarzystwie awangardowych artystów, przez jakiś czas mieszkała w Berlinie, w swoich projektach nawiązywała i do stylu art déco czy estetyki Bauhausu, i do ludowych wzorów. W Berlinie poznała obu swoich przyszłych mężów: fizyka Alexa Weissberga i socjologa Hansa Zeisela. Zaangażowana w życie polityczne, działała w Partii Socjaldemokratycznej (SPD) i związkach zawodowych. Kiedy atmosfera w Niemczech zaczęła się zmieniać, postanowiła sprawdzić, jak socjalistyczne ideały funkcjonują u źródła, i w 1932 roku wyjechała do ZSRR.
Pracowała przy modernizacji fabryk ceramiki. Kraj był dojmująco ubogi, na rynku brakowało dosłownie wszystkiego, większość Rosjan nigdy dotąd nie widziała ani porcelanowego talerza, ani sanitariatów z prawdziwego zdarzenia, więc Eva projektowała zastawę stołową, ceramikę do łazienek, elektryczne izolatory. Jej serwis do herbaty dla Inturistu wprowadzono do wszystkich zakładowych stołówek. Po latach tak tłumaczyła swoje demokratyczne podejście do projektowania: „Chociaż design jest szeroko rozpowszechniony, nigdy nie był popularny: przemawia tylko do elity. Design nie jest więc związany z popularną ideą piękna. W rzeczywistości patrzy z góry na popularny gust. Moja własna definicja piękna obejmuje popularny gust... Piękno nie jest przyjemnością elity. Wszyscy mogą cieszyć się kolorami zachodzącego słońca”. Wkrótce dostała posadę głównej dyrektorki artystycznej ds. produkcji szkła i porcelany na cały kraj w dawnej Cesarskiej Wytwórni Porcelany, która teraz nosiła nazwę Państwowej Fabryki Porcelany im. Łomonosowa w Leningradzie. W ZSRR odkryła dla siebie finezyjną osiemnastowieczną porcelanę i zaczęła czerpać z jej eleganckich kształtów.
Jej zapał do pracy u podstaw brutalnie zgasiła sowiecka władza – w 1936 roku Eva została aresztowana pod zarzutem szpiegostwa i planowania zamachu na życie Stalina. Nie wiadomo, czy przyczynił się do tego jej romans z wysokim rangą oficerem NKWD, który działał pod przykrywką jako biznesmen. Eva twierdziła, że był miłością jej życia.
Spędziła w więzieniu 16 miesięcy, była trzymana w odosobnieniu i torturowana. „Odczułam boleśnie, że każdy dzień może być tym ostatnim, i odtąd postrzegam życie jako wielki dar”, mówiła. Po licznych interwencjach bliskich, po depeszach sygnowanych przez światowych intelektualistów słanych w jej sprawie do Stalina niespodziewanie i bez żadnych wyjaśnień została zwolniona i wsadzona do pociągu do Austrii. Historia Evy posłużyła jej przyjacielowi Arthurowi Koestlerowi za kanwę książki „Ciemność w południe”.
Dopiero w 2000 roku wróciła do Rosji, dokąd pojechała na zaproszenie Cesarskiej Manufaktury Porcelany w Sankt Petersburgu. „ A ponieważ nie lubię podróżować sama, wzięłam ze sobą córkę, zięcia i wnuczkę i mieliśmy udaną wycieczkę do Rosji, która nie jest radosnym ani przyjemnym miejscem”, opowiadała.
Eva Zeisel współtworzy amerykański dom
W Wiedniu w dniu Anschlussu wsiadła do ostatniego pociągu do Anglii. Ale tam też nie było bezpiecznie, więc razem z Hansem Zeiselem postanowili uciec przed Hitlerem do Ameryki. W kieszeni mieli marne 64 dolary.
Stany przyjęły i pokochały Evę Zeisel. Jej projekty diametralnie odmieniły wygląd amerykańskiego stołu, a także myślenie o ceramice, bo pokazała, że to nie tylko rękodzieło, ale masowa produkcja i dochodowy biznes. Już w 1939 roku zorganizowała w nowojorskim Pratt Institute kierunek wzornictwa przemysłowego, a trzy lata później Museum of Modern Art zamówiło u niej projekt porcelanowego serwisu. Zeisel zaczytywała się w poradnikach Emily Post, amerykańskiej wyroczni do spraw etykiety, które pomogły jej zrozumieć normy i snobizmy nowego kraju. A ponieważ lubiła nadawać przedmiotom ludzkie cechy, to przy projekcie serwisu potraktowała naczynia niczym grono podopiecznych na lekcji savoir-vivre’u. Kazała im się „prostować”, „dygać” oraz „przybierać pozy pełne godności”. W kolejnym zestawie Town & Country jej naczynia przytulają się i obejmują, pojemniczki na sól i pieprz uosabiają czułość, a inspiracją do ich stworzenia było doświadczenie macierzyństwa, splecione ciała matki i dziecka. Porcelana, meble czy przedmioty z plastiku wpisały się w organiczny styl lat 40. i 50. Zeisel współtworzyła dom klasy średniej na równi z Ray i Charlesem Eamesami oraz Russelem Wrightem. Z sukcesem projektowała dla wytwórni w Meksyku i Japonii. Praca znowu pozwalała jej spełniać marzenie o zwiedzaniu świata.
Społeczna wrażliwość Evy sprawiła, że w latach 60. zaangażowała się w działalność przeciwko wojnie w Wietnamie, potem podjęła historyczne badania nad tematem niewolnictwa. Dwadzieścia lat później znowu była na topie, przypominana przez retrospektywne wystawy, zaangażowana w nowe projekty. Na marginesie: nie lubiła mówić o sobie „projektantka”. Wolała „twórczyni pięknych rzeczy”. „Wielka sztuka nie polega na dziwactwach i wyszukanych rozwiązaniach. W projektowaniu chodzi o dawanie przyjemności”, powtarzała.
Eva Zeisel zmarła 30 grudnia 2011 roku w Nowym Jorku. Podobno akurat pracowała nad projektem kieliszka na jajko.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.