Choć dopiero skończyła 22 lata, zna ją cały świat. Natychmiastową sławę zapewniła jej rola księżniczki Rhaenyry Targaryen w prequelu „Gry o tron”, „Rodzie smoka”. Teraz, gdy wyemitowano ostatni odcinek z jej udziałem, Milly Alcock marzy o nowym wyzwaniu. Czym zaskoczy nas młoda aktorka?
Na chwilę przed telewizyjnym debiutem „Gry o tron” w 2011 roku Milly Alcock świętowała w Sydney 11. urodziny. Z tej okazji zaprosiła do siebie koleżanki, z którymi przebierała się za ulubione postacie z bajek. Tydzień później, gdy wyemitowano pierwszy odcinek przyszłej superserii, rodzice odesłali ją do pokoju, by razem z pięcioma milionami widzów na całym świecie zanurzyć się w świat stworzony przez George’a R.R. Martina. Zgodnie uznali, że nie jest to serial dla małej dziewczynki. Milly nie protestowała, miała lepsze rzeczy do roboty niż oglądanie dorosłych ludzi wymachujących mieczami. Kiedy jednak dowiedziała się, że jedną z głównych bohaterek serialu jest zaginiona księżniczka i jej trzy smoki, zapragnęła ją zobaczyć. W pamięć zapadły jej platynowe włosy Daenerys: – Od razu chciałam mieć takie same. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że to peruka, a jej nałożenie zajmuje dużo więcej czasu, niż może się wydawać – wspomina ze śmiechem.
Buntowniczka z wyboru
Z biegiem lat Milly coraz więcej uwagi poświęcała filmom i serialom. – Dorastałam w domu sportowców. Zapragnęłam grać chyba głównie dlatego, że nikt inny w moim domu tego nie robił – przyznaje. Przyszła aktorka od dziecka uchodziła za buntowniczkę, za nic miała zasady. Być może dlatego nigdy nie była pilną uczennicą. Zamiast w ławce wolała spędzać czas na plaży i na scenie. Zadebiutowała główną rolą w przedstawieniu „Red Rocking Hood”. Była tak przejęta, że nauczyła się na pamięć nie tylko swoich, ale też wszystkich innych kwestii. Po zajęciach chodziła na castingi do lokalnych produkcji. Jej dziecięca uroda zapewniła jej epizodyczne występy w australijskim Disney Channel. Tam dostrzegli ją odpowiedzialni za casting do serialu „Janet King” emitowanego w narodowej telewizji. Gdy nadszedł czas wyboru liceum, zdecydowała się na klasę artystyczną. Naukę godziła z pracą na planie. W kolejnych latach można ją było zobaczyć w serialach „Fighting Season”, „A Place to Call Home” i netfliksowym „Pine Gap”.
Przełomem w jej karierze była rola Meg w serii „Upright”. Milly wcieliła się w postać nastoletniej autostopowiczki, która wyrusza w podróż po Australii w towarzystwie dużo starszego wyrzutka, Lucky’ego. Wspólna podróż zbliża ich do siebie. Kreacja Alcock zapewniła jej najważniejsze australijskie nagrody, w tym statuetkę AACTA dla wschodzącej gwiazdy. Aby wystąpić w serialu, Milly postanowiła rzucić szkołę (zdjęcia kręcono przez pół roku w odizolowanych społecznościach australijskiego interioru): – Widziałam, że to moment, na który pracowałam tyle lat. Musiałam zdecydować, co jest dla mnie ważniejsze – moja kariera czy szkolny papierek. Nie wahałam się długo. Cieszę się, że moja buntownicza strona wygrała – śmieje się. Na planie „Upright” aktorka nauczyła się kląć jak szewc, zapaliła pierwszego papierosa i pierwszy raz rozebrała się przed kamerą. Z perspektywy czasu przyznaje, że był to jej chrzest do roli Rhaenyry.
Córka smoków
Mimo sukcesów Alcock prowadziła normalne życie. Ze względu na nieregularność zleceń musiała dorabiać jako kelnerka, żeby związać koniec z końcem. Jej rodzina nie jest zamożna, a Milly chciała żyć na własny rachunek. Po części za sprawą relacji z ojcem, która nie zawsze była kolorowa – zapytana przez „The New York Times” o to, czym jest dla niej „Ród smoka”, aktorka odpowiedziała, że o toksycznej męskości, w szczególności ojców. „Been there, done that”, dodała. Dlatego czas między castingami spędzała w miejscowych restauracjach – na barze, wśród gości i na zmywaku. To tam dostała telefon, który zmienił jej życie. – Nigdy nie zapomnę tego dnia. Zmywałam naczynia, słuchając jakiegoś motywacyjnego podcastu na poprawę humoru, gdy zadzwonił mój agent. Powiedział, żebym usiadła. Moja pierwsza myśl: „Nic z tego, wybrali kogoś innego” – mówi. – Gdy usłyszałam, że dostałam rolę, a sam George R.R. Martin zobaczył we mnie Rhaenyrę, zaniemówiłam. Nie mogłam w to uwierzyć. To było zbyt abstrakcyjne. Na dodatek kontrakt zabraniał mi mówić o produkcji, więc zrobiłam to, co każdy normalny człowiek na moim miejscu – wyszłam z pracy, kupiłam wino i się upiłam. Wieczorem nie wytrzymała i zadzwoniła do mamy.
Przez następne tygodnie Alcock zanurzała się w fantastyczny świat „Gry o tron” i „Pieśni lodu i ognia”, której adaptacją jest „Ród smoka”. Aktorka obejrzała kultowy serial trzy razy, a potem scena po scenie studiowała kreację Emilii Clarke. Milly od początku wiedziała, że Rhaenyra będzie serialowym alter ego Matki Smoków, i chciała wpleść drobne nawiązania do Daenerys w swojej postaci. To była dobra decyzja – fani natychmiast okrzyknęli ją następczynią Clarke, a jej występ zebrał świetne recenzje. Tak dobre, że po emisji piątego odcinka (ostatniego z udziałem młodszej obsady) w sieci pojawiła się petycja, by Alcock i Emily Carey (młoda Alicent) pozostały w serialu do końca. Alcock nie spodobała się ta reakcja: – „Ród smoka” to serial o świecie, w którym kobiety obraca się przeciwko sobie z powodu głupich decyzji mężczyzn wokół nich. Reakcja fanów, którzy zaczęli porównywać nas z Emmą i Olivią [starsze wersje bohaterek – przyp. aut.], dowodzi, jak aktualny jest to temat także poza ekranem.
Mimo zdecydowanie pozytywnego odbioru młodej księżniczki przez pierwsze trzy miesiące na planie Alcock żyła w ciągłym strachu, że zostanie zwolniona. – Nigdy wcześniej nie pracowałam przy tak wielkiej produkcji. Pierwszego dnia kręciliśmy z Paddym Considinem [król Viserys, ojciec Rhaenyry – przyp. aut.] scenę w krypcie. To jeden z najwybitniejszych aktorów naszych czasów z przeszło 30-letnim doświadczeniem. Poczułam się przy nim taka malutka. Gdyby nie jego wsparcie i otwartość, nie wypowiedziałabym ani słowa – wspomina. Wsparcie twórców i obsady pomogły Alcock znaleźć swój głos na planie i dać z siebie wszystko. Aktorka jest szczególnie wdzięczna Carey, z którą połączyła ją natychmiastowa przyjaźń: – Gdyby nie Emily, wskoczyłabym w pierwszy samolot do Sydney. Carey odwdzięcza się jej, mówiąc: – Mils od razu się mną zaopiekowała. Musiałyśmy się wspierać. Dwie młode kobiety na planie pełnym facetów. Alcock skończyła w tym roku 22 lata, Carey – 19.
Wielka sława, wielkie wyzwania
Występ w „Rodzie smoka” uczynił z Alcock natychmiastową gwiazdę. Jej instagramowy profil obserwuje dziś blisko milion fanów, a liczba ta stale rośnie. Milly przyznaje, że bycie pod baczną obserwacją całego świata, zwłaszcza w tak młodym wieku, to bardzo trudne doświadczenie. – Szczerze mówiąc, to prawdziwy koszmar – przyznała w rozmowie z magazynem „Nylon”. Zdaniem Alcock nadszedł czas na rewizję naszej obsesji na punkcie „gwiazd”: – Myślę, że warto się zastanowić, czy fotografowanie z ukrycia obcej osoby przy obiedzie ze znajomymi jest normalne. Podobnie jak śledzenie jej na ulicach, wypisywanie setek wiadomości czy wyrażanie nieproszonych opinii o jej wyglądzie, seksualności czy życiu prywatnym. Doświadczenia aktorki nie odbiegają od tego, przez co kilka lat wcześniej przechodziły Emilia Clarke, Sophie Turner czy Maisie Williams. Wszystkie trzy otwarcie mówią o tym, jak obcowanie z obsesyjnym fandomem wpłynęło na ich zdrowie psychiczne. Alcock podkreśla, że będzie chroniła siebie i bliskich za wszelką cenę.
Zapytana o przyszłość przyznaje, że marzy o zupełnie innej roli niż ta w „Rodzie smoka”. Po sukcesie serii, której popularność bije rekordy ustanowione przez „Grę o tron”, raczej będzie miała w czym wybierać. Po nowojorskiej premierze aktorka wróciła do Sydney, gdzie pracuje nad drugim sezonem „Upright”. Niebawem zobaczymy ją także w krótkometrażowym filmie Phoebe Tonkin, „Furlough”. A lista będzie się bez wątpienia wydłużać, choć sama zainteresowana jeszcze w to nie wierzy: – Jestem na etapie paniki każdego freelancera. Za mną ogromne zlecenie, ale teraz muszę bardzo świadomie zaplanować kolejne kroki. Jako wzór do naśladowania Alcock podaje Paula Mescata, którego kariera eksplodowała po występie w adaptacji „Normalnych ludzi”. Dziś możemy zobaczyć go głównie w filmach niezależnych, gdzie wciela się w nieoczywistych bohaterów i antybohaterów. Alcock już rozgląda się za nowymi wyzwaniami: – „Ród smoka” utwierdził mnie w przekonaniu, że to jest to, co chcę robić. Życzyłabym sobie, żeby to była długa i ekscytująca kariera.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.