W rodzinnej Japonii Hayao Miyazaki jest bożyszczem tłumów, którego porównuje się do Walta Disneya. Bez twórcy legendarnych animacji „Mój sąsiad Totoro”, „Spirited Away: W krainie bogów” czy najnowszej „Chłopiec i czapla” światowa kinematografia nie miałaby jedynego w swoim rodzaju piewcy prostoty, tradycji i zalet codzienności, admiratora przyrody w każdej postaci.
Miyazaki tak samo jak Disney z animacji uczynił sztukę oglądaną przez dzieci i dorosłych z równym niemal zacięciem i uwielbieniem. Tak jak amerykański gigant przemysłu rozrywkowego wiele lat życia spędził na budowaniu animowanego imperium, które w dalszym ciągu, dzień po dniu, rozbudza wyobraźnię milionów na całym świecie.
„Chłopiec i czapla”: Sukces bez kampanii promocyjnej
Groźnie wyglądające ptaszydło zerka gniewnie spod złociście mieniącego się dzioba dorodnej czapli, być może stanowiącej maskę z papier mâché. Zupełnie jakby jeden ptak przebrał się za drugiego i tylko czekał na okazję, by coś zmalować. Oszczędna kreska, zaledwie trzy kolory z przewagą błękitu i miedzi, wyraźne czerwone znaki japońskiego pisma na śnieżnobiałym tle – plakat najnowszego filmu Hayao Miyazakiego, „Chłopiec i czapla”, jest bardzo powściągliwy, ale niesie wiele znaczeń i znaków zapytania. To jedyny materiał promocyjny tego tytułu, na specjalne życzenie samego reżysera i jego producenta, Toshio Suzukiego. W całym przesycie, blichtrze, pogoni za pieniędzmi, nagrodami i międzynarodowym uznaniem, które stają się raz po raz udziałem amerykańskich animacji, Miyazaki świadomie się z tego wyścigu wykluczył. Zresztą sam fakt, że twórca nakręcił właśnie coś nowego, biorąc pod uwagę, że zapowiadał już, że nie będzie realizował filmów, to nie lada niespodzianka. „Chłopiec i czapla” w połowie września 2023 r. miał swoją premierę na festiwalu w Toronto i, jeśli wierzyć korespondentom, spotkał się z niebywale ciepłym przyjęciem, mimo kompletnego braku promocji, uroczystych premier, zdjęć, wywiadów, kampanii marketingowych i bankietów. W Polsce tę animację po raz pierwszy można było obejrzeć na Festiwalu Młode Horyzonty, w Warszawie i we Wrocławiu. Bilety na pierwsze zaplanowane pokazy sprzedały się błyskawicznie, zorganizowano kilka dodatkowych seansów.
Hayao Miyazaki: Dzień pracy japońskiego mistrza
82-letni Miyazaki to dziś dobrotliwie wyglądający staruszek, ciepło zerkający zza prostokątnych oprawek okularów i spod krzaczastych, poprzetykanych siwizną brwi. Zabawne dołeczki w policzkach formujące się w uśmiechu w kształt nawiasu sprawiają wrażenie, jakby Japończyk głęboko wierzył, że jest ukochanym dziadkiem każdego z nas. Nie powinno to jednak specjalnie nikogo dziwić, bowiem twórca od lat przenosi kolejne pokolenia zagorzałych wielbicieli w światy, o istnieniu których nie mieli wcześniej pojęcia, ale w których z całą pewnością chcieli się znaleźć.
Od lat każdy dzień pracy Miyazakiego rozpoczynał się dokładnie tak samo. Reżyser przybywał do stworzonego przez siebie legendarnego Studia Ghibli, położonego w Koganei, w Tokio, punktualnie o 10, by zabrać się za metodyczne odsłanianie zasłon we wszystkich pomieszczeniach, parzenie kawy z filtra i witanie się ze wszystkimi, chociaż jest na całym terenie praktycznie sam, jeśli nie liczyć dyskretnej asystentki. Przez całe dekady Miyazaki pruł przez miasto do pracy zabytkowym Citroënem 2CV w odcieniach szarości, jednak dosłownie kilka tygodni temu stwierdził, że nie powinien już jeździć autem. W konsekwencji przekazał je Parkowi Rozrywki Studia Ghibli w Japonii, umożliwiając wielbicielom swojego talentu obejrzenie legendarnego autka z bliska, a jednocześnie przypomniał starszym wiekiem Japończykom (korzystając ze swojego statusu jednej z najbardziej uwielbianych osób publicznych w rodzinnym kraju), że lepiej jest w odpowiednim czasie zwrócić prawo jazdy i samochód, niż narażać się na niebezpieczeństwo na drogach.
Studio Ghibli: Kino jako doświadczenie niemal metafizyczne
Po dokonaniu wszystkich niezbędnych porannych czynności Miyazaki zabiera się za pracę. Rysuje storyboardy, czyli plansze z poszczególnymi scenami i postaciami, które okrasza również dialogami i didaskaliami, to jest wszystkim, co będzie niezbędne podczas samej już realizacji filmu klatka po klatce. Zastanawia się, w którą stronę podążą bohaterowie, czego dokonają, komu pomogą, kogo spotkają. To tu, w Studiu Ghibli, które Miyazaki założył ze wspólnikami w 1985 r., dzieje się najprawdziwsza magia. Powstają tu bowiem historie, które zacierają granice między snem i jawą, czasem i przestrzenią, mieszają elementy starożytnej japońskiej mitologii ze współczesnym realizmem. Przedmioty ożywają, natura budzi się do życia, dzieje się niespodziewane. To tu dziecięce marzenia konfrontowane są z dorosłymi obowiązkami i zapewne tu też szukać można odpowiedzi na odwieczne pytanie o sens życia i o to, dlaczego wszystko, włącznie z pragnieniem bycia dorosłym u dzieci i marzeniami o powrocie do dzieciństwa dorosłych, jest takie względne i nieoczywiste.
Od kiedy zaczął tworzyć swoje pierwsze filmy, wśród których zapewne najsłynniejsze to „Mój sąsiad Totoro” (1988), „Księżniczka Mononoke” (1997), „Spirited Away: W krainie bogów” (2001) czy „Ruchomy zamek Hauru” (2004), Miyazakiego z jednej strony zawsze interesowało kino jako doświadczenie niemal metafizyczne, a w jego ramach wytwory wyobraźni, źródła emocji, cuda i dziwy przyrody, które za pomocą animacji próbował dogłębnie poznać. Z drugiej – za najbardziej wdzięczny i angażujący temat zdaje się wciąż uważać zwyczajność, codzienność, prostotę, stałość (od niemal 60 lat żonaty jest z Akemi Ōta, od blisko 40 pracuje z tymi samymi ludźmi w swoim ukochanym Ghibli), umiłowanie tradycji i rytuału, a odsuwanie pędu współczesności, wieczne zabieganie i niedoczas. W swoich rozważaniach i przekonaniach twórca zdaje się być ostatnim strażnikiem klasycznej animacyjnej narracji, ogniwem łączącym nas z przodkami i z tym, co było kiedyś.
Chociaż w rodzinnej Japonii Miyazaki traktowany jest jak bożyszcze, najbardziej uwielbiany i szanowany japoński twórca wszech czasów, na co dzień wiedzie skromne życie. Zupełnie jak jego bohaterowie, Hayao Miyazaki jest podobno po prostu miły i uprzejmy, a tacy ludzie nie mogą realizować złych filmów.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.