Znaleziono 0 artykułów
31.07.2024

J.D. Vance ubiega się o fotel wiceprezydenta. Jeśli wygra, może okazać się gorszy niż Donald Trump

31.07.2024
(Fot. Stephen Maturen/Getty Images)

W sierpniu obchodzi 40. urodziny. Może zostać najmłodszym wiceprezydentem w historii USA. Ale przeciwko sobie ma fanów Taylor Swift i szeroki uśmiech Kamali Harris. A także własne mroczne odruchy.

Już kilka dni po tym, jak Donald Trump przedstawił senatora J.D. Vance’a z Ohio jako kandydata na wiceprezydenta i partnera w walce o Biały Dom, okazało się, że ta decyzja może dużo kosztować. Vance miał być czarnym koniem wyborów, wesprzeć 78-letniego Trumpa energią młodości i świeżości. Oto chłopak z awansu społecznego, który wydostał się z dotkniętego problemami pasa rdzy, zdobył dyplom Yale i niemałą fortunę w Dolinie Krzemowej. Vance wszedł na scenę polityczną z nowo zapuszczoną brodą, nadającą jego chłopięcej twarzy twardszy i dojrzalszy wyraz, zgodny z estetycznymi ideałami popularnymi w kręgach MAGA – Make America Great Again. Towarzyszyła mu piękna i spełniona zawodowo żona – Usha, także adwokatka po Yale, córka indyjskich emigrantów. Kilka dni po ogłoszeniu kandydatury męża poinformowała, że rezygnuje z pracy w sądzie i zamierza skupić się na trojgu dzieci. Wszystko to powinno Vance’a umacniać w konserwatywnych kręgach jako męski ideał i zadziałać jak magnes na głosy kobiet.

Przez chwilę wyglądało wręcz na to, że szykuje się konserwatywna wersja błyskotliwej kariery w stylu Baracka Obamy – także senatora z Ohio, zdeterminowanego prawnika i szczęśliwego ojca z budzącą uznanie i piękną żoną.

Tyle że w przypadku Vance’a właściwie wszystko, co mogło, natychmiast poszło nie tak.

Senator naraża się wszystkim

Najpierw ukazały się wyniki badań, z których wynika, że pochodzący z Middletown senator jest antypatyczny – bardziej nielubiany niż lubiany przez wyborców. Później wypłynęła sarkastyczna wypowiedź Vance’a, w której zakpił z Kamali Harris i demokratycznej senator Alexandrii Ocasio-Cortez, nazywając je „nieszczęśliwymi bezdzietnymi kociarami, które próbują unieszczęśliwić cały kraj”. Aktorka Jennifer Aniston, która wcześniej dzieliła się z opinią publiczną trudnymi i bezowocnymi doświadczeniami starań o dziecko, skierowała do niego współczującą wiadomość i życzyła, aby w przyszłości jego córka, jeśli będzie miała kłopoty z zajściem w ciążę, mogła otrzymać wsparcie z programu in vitro. Falą niechęci zareagowali także fani Taylor Swift – wielbicielki kotów, póki co bez dzieci. Marka osobista Swift jest dziś w USA potęgą, z którą lepiej nie zadzierać, a jej młodzi wielbiciele – bazą wyborczą, którą lepiej mieć po swojej stronie.

Zamiast zjednywać sobie Amerykanki i młodych, Vance znalazł się na wojnie z kobietami, okazał się postacią polaryzującą i balastem. W tym samym czasie energia wokół Partii Demokratycznej pojaśniała – Joe Biden zrezygnował z kandydowania, a Kamala Harris ruszyła w prezydencki maraton z szerokim uśmiechem, otoczona entuzjastyczną energią.

Część ekspertów już spekuluje, że Trump może zmienić współkandydata. Ale w dynamicznej kampanii nic nie jest przesądzone, zaś zdolność Vance’a do wywoływania konfliktów może okazać się skuteczną bronią w dobie populizmu.

(Fot. Alex Wong/Getty Images)

Kameleon idzie na zwarcie

J.D. urodził się w 1984 r. jako James Donald Bowman, w rodzinie o szkocko-irlandzkich korzeniach i robotniczej historii. Jego dziadkowie przenieśli się z górskiego Kentucky do Ohio i pracy w hutach stali. W dorosłości J.D. zmienił drugie imię na David, a nazwisko na panieńskie matki. Jego rodzice szybko się rozwiedli. Wraz ze starszą siostrą krążył między domem matki a babki, tył na taniej diecie z junk foodu, nie był lubiany.

Nieraz wracał do domu z rozkwaszonym nosem. Wziął sobie do serca uwagi babci, że należy się bić o swoje i podejmować walkę nawet, jeśli wiele wskazuje, że się dostanie łomot. Dom i sąsiedztwo były przesiąknięte awanturami i przemocą. Vance wykształcił w sobie silne odruchy. Dlatego nie boi się zwarć, mocnych słów, a nawet, co sam po latach przyznał, ich szuka – jako wyuczonego sposobu na rozładowywanie napięcia. Analitycy przewidują, że radykalizm i konflikt będą jego podstawowymi narzędziami w polityce.

Drugi kluczowy mechanizm psychologiczny Vance’a, tkwiący korzeniami w jego dzieciństwie, to łatwe dopasowywanie się do okoliczności. Kandydat, który kilka lat temu mówił, że Trump jest odrażający, nazywał go „kulturową heroiną” Ameryki, a w prywatnej wiadomości określił go nawet jako „amerykańskiego Hitlera”, następnie całkowicie zmienił zdanie. Zaprzyjaźnił się z Donaldem Trumpem Juniorem i z jego pomocą wszedł w łaski byłego prezydenta. Przyjechał do rezydencji w Mar-a-Lago, gdzie ukorzył się i zapewnił o swym poparciu.

Zrobił to, ponieważ rozumie, że droga na szczyt w polityce republikańskiej prowadzi teraz przez błogosławieństwo Trumpa. A w dzieciństwie nauczył się, że dopasowanie pozwala przetrwać. Kiedy jego matka, uzależniona od leków na receptę, a później narkotyków, często zmieniała partnerów, J.D. szybko dostosowywał się do tymczasowych ojców. Lubił to, co oni, spędzał z nimi czas tak, jak tego chcieli, symulował, zmieniał naskórek, unikając gwałtownych konfliktów w domu, który i tak nazywał „wrzeszczącym chaosem”. Zmiana poglądów i przeczenie samemu sobie to coś, co powtarza się w jego krótkiej politycznej biografii. Niewiadomą pozostają jego autentyczne przekonania – póki co pokazał jedynie skórę kameleona.

(Fot. Spencer Platt/Getty Images)

Vance objaśnia Amerykę

Jakiś wgląd w jego myślenie daje książka „Elegia dla bidoków”, autobiograficzny bestseller, który opublikował w 2016 r. Tytuł był na szczycie list sprzedaży ponad rok po premierze, a teraz tam powrócił. To jedna z najważniejszych amerykańskich książek XXI w. Vance opisał w niej ciężkie dorastanie w zubożałym środowisku, gdzie upadłe fabryki i pozabijane dyktą miasta borykają się z bezrobociem, uzależnieniem, beznadzieją. Osobiste doświadczenia Vance’a, połączone z przemyśleniami o kulturze nieróbstwa, agresji i pasywności, przyjęto wówczas – gdy Donald Trump przemeblowywał amerykańską politykę – jak wyrocznię: wyjaśnienie transferu poparcia białej klasy robotniczej dla nowego, konserwatywnego przekazu. Książkę Vance’a pozytywnie recenzowali komentatorzy demokratyczni i republikańscy. Szybko utarło się przekonanie, że bez jej lektury nie da się zrozumieć Ameryki i tego, jak myślą ludzie pogardliwie nazywani „białymi śmieciami”. Vance objaśniał ich resentyment wobec wielkomiejskich elit, ale nie oferował taryfy ulgowej. Z jednej strony krytykował „rozleniwiające” programy socjalne, z drugiej podkreślał odpowiedzialność mieszkańców pasa rdzy za pielęgnowanie wyuczonej bezradności i zerową kulturę motywacji.

Drażniło go, że gdy on jako nastolatek po szkole pracował w lokalnym sklepie, bezrobotni sąsiedzi z zasiłków kupowali steki i telefony komórkowe. Jego nie było stać. Podkreślał znaczenie indywidualnego wysiłku i chęci zmiany. Pisał, że dokonał wszystkiego sam, dzięki mobilizującej go babci i miłości poturbowanej rodziny.

Matka podejmowała kolejne odwyki, a J.D. zamieszkał z babcią. Zaraz po liceum poszedł do wojska. Przez pół roku służył w korpusie prasowym w Iraku, w walkach nie brał udziału. W wojsku zrozumiał, że jest coś wart i potrafi dorastać do wysokich wymagań. Po służbie skorzystał z ustaw dających weteranom szansę studiowania – poszedł na Uniwersytet Stanowy w Ohio, po czym złożył dokumenty na prestiżowy wydział prawa na Yale. Dostał miejsce i sowitą pomoc jako osoba o niskich dochodach. Już dwa lata po dyplomie porzucił pracę w kancelarii. Poznał Petera Thiela – inwestora specjalizującego się w kapitale wysokiego ryzyka, przeniósł się do San Francisco i tam inwestował z powodzeniem.
Po sukcesie „Elegii dla bidoków” odezwały się w nim ambicje polityczne. Wrócił do Ohio, kilka lat prowadził tam organizację charytatywną wspierającą osoby uzależnione. Przymierzał się do kandydowania na senatora. Dopiero drugie podejście, poparcie Trumpa i pieniężny zastrzyk od Thiela, pozwoliły mu w styczniu 2023 r. objąć urząd.

Magnes na przeciwników

Z perspektywy czasu i kariery Vance’a „Elegia dla bidoków” oceniana jest już nie jako autentyczny dziennik, częściej jako z rozmysłem tworzone credo człowieka o politycznych ambicjach i silnie konserwatywnych poglądach (Vance sprzeciwia się ustawom o ograniczeniu sprzedaży broni palnej, jest radykalnym przeciwnikiem aborcji, wsparcia medycznej tranzycji osób niebinarnych, pomocy militarnej dla Ukrainy). Im więcej czasu mija od wydania książki (w 2022 r. wzmocnionej jeszcze ekranizacją w reżyserii Rona Howarda), tym więcej jest głosów krytycznych, wypominających Vance’owi, że utrwalił krzywdzące stereotypy o mieszkańcach poturbowanych ekonomicznie Apallachów i pominął strukturalne przyczyny biedy. Pojawiły się też liczne, a nawet wybitne literackie odpowiedzi, jak nagrodzona Pulitzerem powieść „Demon Copperhead” Barbary Kingsolver – barwny portret społeczności Appalachów daleki od negatywnej wizji Vance’a. Wygląda na to, że J.D. ma w sobie coś prowokującego – każda jego publiczna wypowiedź wyjątkowo silnie mobilizuje jego adwersarzy.

W takiej wersji amerykańskiego snu, jaką stara się snuć Vance, państwo pełni jedynie funkcję zmarginalizowanej scenografii, a wrogami są zamożni oraz służące im instytucje. Tyle że narrator sam je dziś uosabia, jest wychowankiem Ligi Bluszczowej – sieci elitarnych uniwersytetów produkujących polityczne i biznesowe elity. Bez wątpienia jego pracowitość, a także wspomniana zdolność wtapiania się w otoczenie, odegrały kluczową rolę. Coraz wyraźniej jednak widać, że adaptacja może być jedyną melodią, jaką zna Vance. Póki co jest tylko echem Trumpa – powtarza i wzmacnia jego poglądy. Żeby dobrze zrozumieć jego rolę w tej kampanii, warto widzieć w nim nie pocisk, mający przebić republikańską bańkę, ale kotwicę, która dociera do głębszych pokładów konserwatywnej Ameryki.

Paulina Wilk
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. J.D. Vance ubiega się o fotel wiceprezydenta. Jeśli wygra, może okazać się gorszy niż Donald Trump
Proszę czekać..
Zamknij