Niemiecka pisarka Jenny Erpenbeck otrzymała Międzynarodową Nagrodę Bookera za niedocenioną w kraju powieść
Niemiecka krytyka niemal przeoczyła najnowszą powieść Jenny Erpenbeck, za to Brytyjczycy przyznali jej właśnie ultraprestiżową nagrodę International Booker. Kto pomylił się mniej, a kto bardziej?
Ona jest młoda, on od jakiegoś czasu już nie, chociaż definicja młodości ciągle ewoluuje na jego korzyść. Z wieku z reguły wypływa życiowe doświadczenie, dlatego on wie trochę więcej, ma bogatszą kolekcję punktów odniesienia, ale powiedzieć o niej, że jest głupsza czy naiwna, to totalne nieporozumienie. Oboje patrzą w przyszłość, ona oczywiście bardziej, jeszcze nie ma za czym tęsknić. On porównuje tu i teraz z tam, z kiedyś, nie tak dawno temu. Oboje mieszkają w stolicy przedzielonej na pół murem, a mimo to brak wolności im nie doskwiera, standard życia też jest do zaakceptowania. Ona pije gin z tonikiem w ośrodku kultury radzieckiej, on przesiaduje w barach hoteli dla turystów płacących dewizami. Patronem tej i miliona innych par jest tytułowy Kairos, grecki bóg zbiegów okoliczności. Katherina i Hans poznają się w samym sercu socjalistycznego Berlina w środku dnia, wpadają na siebie w zatłoczonym autobusie – klasyk. Ale dlaczego decydują się to ciągnąć, dlaczego trzymają się razem, chociaż od początku mają pewność, że nic trwałego im nie grozi, nic razem nie zbudują, a być może zniszczą siebie nawzajem?
Erpenbeck odwołuje się w swoich książkach do historii NRD
Jenny Erpenbeck w Niemczech jest kimś w rodzaju Olgi Tokarczuk w Polsce – szczerze kochają ją prawie wszyscy, kibicują, a jeśli trafia się ktoś nie do końca przekonany, chętnie milczy na ten temat. Jednak „Kairos”, czwarta powieść Erpenbeck, nawet nie otarła się o nominację do żadnej poważnej niemieckiej nagrody literackiej, w Niemczech takich jest kilka. Dostała natomiast Międzynarodową Nagrodę Bookera, po rekordowo krótkich obradach jury, pół godziny i wszystko jasne. Pytanie „Kto ma rację?” zawsze może zabrzmieć bardziej brutalnie „Kto myli się bardziej?”.
„Kairos” zaczyna się od efektownej demonstracji, w jaki sposób dwie linie poprowadzone daleko od siebie niespodziewanie przecinają się w punkcie A, a potem B, C, D… Jest rok 1986, system, w jakim przyszło żyć Katherinie i Hansowi po sąsiedzku, wyraźnie się sypie, nawet w ZSRR, ale NRD udaje, że to przejściowe, że nie ma powodów do paniki. Socjalizm smakuje kiełbaskami z wytwórni Eberswald i musującym winem Rotkäppchen (Czerwony Kapturek), tego, co najlepsze, żadna rewolucja ludziom nie odbierze – oba towary dziś też są hitem supermarketów. Gdy Katherina po raz pierwszy w życiu wyjeżdża na kilka dni na Zachód, do Kolonii, pierwsze, co zauważa, to imponujące wieże katedry. Dosłownie chwilę później jej wzrok pikuje sto metrów w dół i zatrzymuje się na młodych bezdomnych koczujących przy wejściu do metra. Babcia Katheriny tłumaczy, że to bumelanci, nieroby, wnuczka jest jednak wstrząśnięta. Chciałaby pomóc, ale z NRD-owskimi markami w portfelu co ona może? Hans namówił ją, by na Zachodzie koniecznie spróbowała sałatki nicejskiej, to smak wolności. Katherina siada więc w kawiarni na brzegu Renu, konsumuje, patrzy, myśli. Wszystko w zasadzie OK, tylko trochę za mało euforii, brakuje stuprocentowej pewności, że tu jest lepiej niż tam albo odwrotnie. Do domu wraca z torbą napchaną zdobyczami z wyprzedaży, ale czy w jakimś sensie bogatsza?
W „Kairos” polityka jest tylko tłem dla ludzkich historii
Losami NRD 57-letnia Erpenbeck zajmuje się nie pierwszy raz. Pisarką została właśnie dlatego, że straciła ojczyznę, do dziś nie ma pewności, czy to było słuszne i uczciwe, inaczej być nie mogło. Dla niej demokracja nie jest oczywista, nie oznacza wolności wyboru. W 1989 r. ktoś podjął decyzję, że komunizm się skończył, zaczyna się era beztroskiego kupowania, avanti! Od rządu federalnego wszyscy Niemcy ze Wschodu dostali po 100 marek, taki prezent na otarcie łez, oby szczęścia. Jenny tego prezentu nie przyjęła, czuje, że nie była jedyna. A dziś, gdy neofaszyści z AfD rosną w siłę, a dzieci bogatych rodziców popijając szampana, podśpiewują sobie „Niemcy dla Niemców, obcy won”, wszyscy pędzą do pisarzy po odpowiedź na dwa pytania „Czy to było do przewidzenia?” oraz „Co dalej z tym wstydem?”.
Erpenbeck nie lubi sugestii, że do NRD ma szczególny sentyment, przecież jest dzieckiem starego establishmentu. Jej babcia, Hedda Zinner, komunistka, Żydówka, aktorka oraz pisarka, przed Hitlerem uciekła najpierw do Wiednia, potem do Pragi, a w 1935 r. wraz z mężem Fritzem Erpenbeckiem do Związku Radzieckiego. Wrócili po 12 latach, z marszu zostali filarem nowej elity, za zasługi w budowaniu socjalizmu Hedda dostała Order Marksa. Mama Jenny zarabiała na życie tłumaczeniami z arabskiego, urodzony w ZSRR ojciec jest lekarzem i filozofem, a więc zanim Jenny się urodziła, już miała życiorys jak tarcza strzelnicza. Broni się swoimi książkami jak Bastylia.
Katherina i Hans z „Kairos” chwilami zachowują się jak kochankowie z filmu francuskiej Nowej Fali, po seksie zapalają papierosa i cytują Lenina. Ale poza tym w tej powieści system pozostaje tam, gdzie jego miejsce, na trzecim planie, jest tylko tłem dla ludzkich historii, nie pomaga, ale i specjalnie nie przeszkadza kochać, cierpieć, być. Oraz od czasu do czasu pomyśleć, jak potoczyłyby się losy dowolnego systemu, weźmy na przykład socjalizm, gdyby wszyscy zwyczajni, wrażliwi ludzie zaangażowali się bardziej, włożyli w jego rozwój odrobinę więcej serca.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.