
Choć Pieter Mulier przez znaczną część swojej zawodowej kariery pracował na drugim planie, miłośnicy mody bardzo dobrze znają jego twarz. W filmie dokumentalnym „Dior i ja” ukazującym kulisy pracy Rafa Simonsa nad debiutancką kolekcją haute couture pojawił się jako jego prawa ręka. Dał się poznać jako elokwentny i wrażliwy, ale i niezwykle opanowany artysta. Gdy w 2021 roku obejmował stery w domu mody Alaïa, postanowił zamknąć w nim jednocześnie marzenie i konkret. Tchnął w markę nową energię i sprawił, że przemawia do wielu pokoleń.
12 miesięcy – tyle Pieter Mulier ubiegał się o stanowisko dyrektora kreatywnego domu mody Alaïa. Nie dostał posady na złotej tacy, nie „złowiono” go z akwenu pełnego młodych, utalentowanych twórców, nie podkradziono go też innej marce (choć podobno, zanim rozpoczął przekonywanie swojego przyszłego pracodawcy, spółki Richemont, że jest jedynym słusznym kandydatem, był po słowie z dużym włoskim domem mody). O kierowanie założonym przez Azzedine’a Alaïę brandem walczył wytrwale, konsekwentnie i świadomie – nie interesowała go żadna inna praca, a w proces rekrutacji włożył całe swoje siły, serce i zasoby.
Zanim dostał pracę, zaprojektował kilka próbnych kolekcji, co tydzień pokonywał trasę z Antwerpii do Paryża, by spotykać się z przedstawicielami spółki, w której rękach pozostaje marka, a od zaprzyjaźnionych kolekcjonerów mody vintage pozyskiwał archiwalne projekty Azzedine’a po to, by rozkładać je na czynniki pierwsze i choć trochę zrozumieć sposób myślenia mistrza. Mulier nie planował powielać tego, co robił Alaïa, nie miał nawet ambicji mu dorównać – nie pozwoliłaby mu ani skromność, ani krnąbrność. Lubi robić rzeczy po swojemu – do powierzenia mu spuścizny Alaïi, ale i wprowadzenia marki na nowy tor, przedstawicieli Richemont nie przekonał ani jego talent, ani architektoniczny background, czy artystyczna wrażliwość, ale jasno sprecyzowana wizja, w której było miejsce zarówno na kunszt, jak i egalitaryzm.
Ze spisanych wtedy założeń projektant korzysta do dziś, przedstawił je też wszystkim członkom kameralnego atelier Alaïi. – Nigdy nie zmieniam zdania – podkreśla.

Praca w domu mody Alaïa była spełnieniem marzeń Pietera Muliera. Debiutanckiej kolekcji użył do wytłumaczenia etosu marki młodemu pokoleniu
Posada dyrektora kreatywnego domu mody Alaïa nie była dla Muliera wymarzoną pracą ze względu na prestiż czy możliwość kontynuowania wspaniałego dziedzictwa kreatora, który zmienił podejście do kobiecej sylwetki. Uwzględniała za to wszystko, co cenił u poprzednich pracodawców: kameralność i intymność Rafa Simonsa, fantazję i marzycielskość Diora, potencjał stania się demokratycznym konceptem jak Calvin Klein. Dostrzegali to nieliczni, ale Mulier był pewny, że Alaïa może łączyć pokolenia niczym amerykański gigant. Sam dusił się tam jako twórca, ale nie przestawał obserwować.
Debiutancka kolekcja Muliera dla Alaïi miała być pierwszą próbą realizacji jego głównego zamiaru jako dyrektora kreatywnego – wytłumaczenia fundamentów i języka marki młodszemu pokoleniu przy jednoczesnym poszanowaniu motywów charakterystycznych dla wieloletniej twórczości założyciela marki. Miał wsparcie 30 pracowników, którzy nie odeszli z atelier po śmierci Azzedine’a, tylko czekali na nowy rozdział w historii marka. Pomogli nowemu dyrektorowi kreatywnemu stworzyć kolekcję, która z jednej strony zachwycała świeżością, a z drugiej stanowiła wizualny leksykon najważniejszych motywów z DNA marki: sylwetek o fasonie klepsydry, dopasowanych konstrukcji w stylu „second skin”, wariacji na temat kapturów, które niegdyś uwielbiały Grace Jones i Tina Turner, a teraz marzą it-girls, luksusowej interpretacji dzianiny czy wyrafinowanych form odszywanych ze zmysłowej i podkreślającej sylwetkę skóry. Symboliczne miejsce tego pokazu – zaraz obok atelier marki przy Rou de Moussy – przypominało o jego bogatej przeszłości, ale sygnalizowało wejście w nowy etap.

Dzieląc się pierwszymi efektami swojej pracy, Mulier zdmuchnął z Alaï resztki kurzu. A właściwie zamienił je w magiczny pył, bo szybko stała się najbardziej pożądanym i wzbudzającym gorące emocje brandem.
Pieter Mulier chciał, by Alaïa pod jego przywództwem przestała być „pilnie strzeżonym sekretem”, a stała się pożądaną i otwartą na odbiorcę marką luksusową
Długo można pisać o podobieństwach Muliera do Alaïi – o ich zamiłowaniu do sztuki i widzeniu mody jako jednej z jej form, o negowaniu trendów na rzecz indywidualistycznego podejścia do projektowania, o stawianiu ubrania w centrum swoich działań, o twórczym radykalizmie, o intymności, której poczucie musiało towarzyszyć im na każdym etapie tworzenia.

Sporo jednak też projektantów dzieli. Azzedine kochał fotografię, Pieter jest wielkim fanem malarstwa. Pierwszy ubóstwiał Paryż i nazywał go swoim „największym narkotykiem”, drugi ucieka do ukochanej Antwerpii. Bilans podobieństw i różnic pozwolił Mulierowi docenić, jak wiele dla mody zrobił Alaïa, ale i dostrzec, że marka nie przetrwa w kształcie, w którym funkcjonowała przez lata.
Przez 16 lat projektowania u boku Rafa Simonsa Mulier nauczył się godzić głos maestro z własnym. Pierwsze, do czego zabrał się w Alaïi, było zerwanie z jej hermetyczną, niedostępną postawą – miała przestać być „zamkniętym towarzyskim klubem”, jak nazwał ją w jednym z wywiadów, a stać się luksusowym, ale egalitarnym konceptem, do którego z sentymentu trafią dojrzałe fanki twórczości Azzedine’a, ale który skusi też ich córki.
Realizując to założenie krok po kroku, Mulier poszerzył zakres rozmiarów i wprowadził do sprzedaży bardziej przystępne cenowo linie kostiumów kąpielowych, basiców i drobnych akcesoriów. Zrezygnował też z dzwonków przy drzwiach butików, otwierając je tym samym dla wszystkich, którzy chcieliby zajrzeć do świata Alaïi.

Pieter Mulier miał być prawnikiem, a skończył jako zafascynowany sztuką couturier z architektonicznym zapleczem
Swój świat w Alaïi Pieter Mulier buduje w oparciu o dualizmy i kontrasty. Sprytnie balansuje między ready-to-wear a couture, barokowy dramatyzm i ekspresję zestawia z architektonicznym przywiązaniem do proporcji, równie chętnie sięga po marzycielskość, co po konkret.
Ufania intuicji i podchodzenia do zadań z otwartą głową nauczył go dziadek – krawiec specjalizujący się w szytych na miarę koszulach, w które swego czasu zaopatrywał belgijską rodzinę królewską. Choć zatrudniał ponad 300 pracowników, wnuk nie widział w nim biznesmena, ale artystę. – To jego oczami po raz pierwszy ujrzałem wielki świat – wspominał w rozmowie z amerykańskim „Vogiem”. – Mówił w siedmiu językach, żył w modernistycznych domach. Lata później sam zamieszkał w modernistycznej willi. Zbudowana w 1972 roku według projektu Léona Stynena i Paula De Meyera jest dziś jednym z najpiękniejszych i najbardziej inspirujących budynków mieszkalnych w dolnej Antwerpii.
W drodze z rodzinnej Ostendy do Antwerpii zatrzymywał się kilkukrotnie. W wieku 11 lat trafił do prowadzonej przez benedyktynów szkoły Abdijschool van Zevenkerken niedaleko Brugii. Osiem lat później rozpoczął, za namową rodziców, naukę w prawniczej szkole w Leuven. Wytrzymał w niej dwa lata – fascynował się architekturą i postanowił kontynuować edukację na tym kierunku w Institut Saint-Luc w Brukseli. Tam spotkał Rafa Simonsa, od którego usłyszał: „Nie jesteś architektem, jesteś projektantem”. Poznali się przypadkowo – Simons zasiadał w komisji egzaminu, do którego podchodził Mulier. Na słowa projektanta, którego znał od niedawna i to jedynie ze słyszenia, zareagował bez przekonania, odmówił, gdy ten zaprosił go do swojej antwerpskiej pracowni. Zmienił zdanie za namową ówczesnej dziewczyny i trzy miesiące później przekroczył próg atelier projektanta specjalizującego się w wywrotowej modzie męskiej.


Pieter Mulier przez 16 lat towarzyszył Rafowi Simonsowi na każdym etapie jego zawodowej kariery, w której pokonał drogę od twórcy mody męskiej, przez projektanta akcesoriów, po specjalistę od mody damskiej
Czas ten Mulier dziś wspomina jako rozkwit – artystyczny i osobisty, bo nie tylko chłonął od Simonsa wiedzę i artystyczną wrażliwość, ale też odkrył swoją seksualność. Do grona stażystów Simonsa krótko po Mulierze dołączył Matthieu Blazy – absolwent prestiżowej La Cambre w Brukseli. Muliera i Blazy’ego połączyła romantyczna relacja. Parą są do dziś, a życie rodzinne godzą z pracą na najbardziej prestiżowych w modzie stanowiskach – Blazy po czterech latach spędzonych na stanowisku dyrektora kreatywnego Bottegi Venety obejmie wkrótce stery w Chanel.
Mulier towarzyszył Simonsowi w kolejnych etapach kariery. Gdy w 2005 roku Simons obejmował stanowisko dyrektora kreatywnego Jil Sander, po raz pierwszy podejmując się projektowania mody damskiej, zaproponował Mulierowi zajęcie się linią akcesoriów. Siedem lat później wziął go do Diora, gdzie wspólnie projektowali haute couture. Prawą ręką Rafa Pieter był też w Calvinie Kleinie.

O Simonsie dyrektor kreatywny Alaïi mówi jako o przyjacielu, towarzyszu artystycznej podróży i mentorze. – Głęboko wierzę, że każdy w swym życiu choć raz spotyka osobę, która zrobiła dla mnie to, co robił Raf – mówił w jednym z wywiadów. – Osobę, która tak mocno wypycha cię ze strefy komfortu, że zmienia to całe twoje życie. Choć nie pracują już razem (Simons od 2020 roku projektuje w duecie z Miuccią Pradą), nadal pozostają w bliskich relacjach. Mulier z pierwszego rzędu ogląda każdy pokaz Prady, Simons nie omija żadnej prezentacji Alaïi.
Podczas ostatniej, na jesień 2025, widział, jak Pieter Mulier eksperymentuje z formą – lawiruje między minimalizmem a abstrakcją, sięga po elementy europejskiego folkloru po to, by za chwilę dać dojść do głosu abstrakcji, jak pozwala, by jego projekty harmonijnie tworzyły fantazyjnie piękne, ale i nieoderwane od rzeczywistości dzieło.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.