Ta sierpniowa afera polityczna była jedną z najbardziej absurdalnych. Oto fińska gazeta publikuje nagranie, na którym premierka Sanna Marin tańczy ze znajomymi na helsińskiej domówce. Konserwatyści trzęsą się z oburzenia, a opozycja domaga się, jeśli nie dymisji, to chociaż testu narkotykowego. Absurd goni absurd. Ten pościg największych idiotyzmów sporo nam mówi o patriarchalnym reżimie popadającym w swoje, miejmy nadzieję, ostatnie konwulsje.
Sanna Marin, zupełnie niesłusznie, zgodziła się na test narkotykowy (wyniki były negatywne). A i tak padały słowa o niestosowności jej zachowania, nieodpowiedzialności, utracie kontaktu z rzeczywistością.
Ale po kolei.
Urodziła się w 1986 r. w Helsinkach, a wychowywała w Tampere – jednej z nielicznych fińskich metropolii, które nie leżą nad morzem. To wychowanie, przynajmniej w pierwszych latach, szło niezbyt dobrze. Rodzina mierzyła się bowiem z alkoholizmem ojca Sanny i sporymi problemami finansowymi. Wszystko to doprowadziło ostatecznie do rozwodu i stworzenia nowej rodziny, w której zamiast matki i ojca, były dwie matki, gdyż pani Marin związała się z kobietą. Od tego czasu życie rodzinne się uspokoiło i młoda Sanna mogła zacząć funkcjonować w szczęśliwszych okolicznościach.
W 2004 r. poszła na studia na Uniwersytet Tampere (studiowała administrację) i zaczęła angażować się politycznie, a że miała od zawsze poglądy lewicowe, zapisała się do Demarinuoret, młodzieżówki Socjaldemokratycznej Partii Finlandii, SDP, która obecnie ma najwięcej miejsc w parlamencie i współrządzi krajem z Sanną Marin jako premierką.
Ale zanim Marin zaczęła kierować rządem, pięła się po kolejnych szczeblach kariery młodzieżowej i lokalnej. Pod koniec studiów wystartowała po raz pierwszy w wyborach do rady miejskiej Tampere. Co prawda, wtedy się nie udało, ale spróbowała dwa lata później. Wtedy sukces okazał się być podwójny, bo nie tylko zdobyła mandat radcowski, ale wkrótce została przewodniczącą tejże rady, będąc już również od jakiegoś czasu wiceprzewodniczącą socjaldemokratycznej młodzieżówki. Mówiąc krótko, Sanna Marin stała się polityczką i w dość ekspresowym tempie przeniosła się ze sceny lokalnej na krajową, zostając najpierw wiceprzewodniczącą SDP, a rok później, w roku 2015, posłanką Eduskunty, jednoizbowego parlamentu Finlandii z siedzibą w Helsinkach.
Finlandia postanowiła dołączyć do NATO właśnie teraz, kiedy premierką jest Sanna Marin
Cztery lata później ponownie wybrano Sannę Marin do parlamentu. Różnica była jednak taka, że socjaldemokraci przestali być w 2019 r. w opozycji i zdobywszy 40 mandatów, stali się najsilniejszą partią nowej rządowej koalicji. Marin została w niej najpierw ministrą transportu i komunikacji, a następnie wybrano ją na sukcesorkę szefa SDP i premiera, którym był wówczas Antti Rinne. W taki oto sposób, mając lat 34, Sanna Marin została najmłodszą premierką w historii Finlandii, ale teraz jest najmłodszą szefową rządu na świecie, choć trzeba odnotować, że kilka lat wcześniej szefem austriackiego rządu został, mając zaledwie 31 lat, Sebastian Kurz – dla odmiany prawicowiec, który musiał potem odejść w niesławie.
Światowy rozgłos dosięgnął Sannę Marin wkrótce po objęciu teki premierki i to za sprawą dwóch czynników. Pierwszy wiąże się z prowadzoną przez nią polityką – zarówno krajową, jak i międzynarodową, polityką będącą wynikiem dwóch kataklizmów. Najpierw Sanna Marin musiała, jak wszyscy inni, zmierzyć się z pandemią covidową i wyszło jej to naprawdę nieźle (szczególnie w porównaniu z Polską). A potem Rosja, z którą Finlandia ma ponad 1300-kilometrową granicę, napadła na Ukrainę, co zaowocowało czymś jeszcze niedawno niewyobrażalnym – Finlandia (razem ze Szwecją) postanowiła dołączyć do NATO. Ta decyzja, w której realizacji przeszkadza tylko Turcja, jest prawdziwym geopolitycznym trzęsieniem ziemi. Oto Finlandia, która stoczyła z Rosją słynną wojnę zimową, której Rosja zabrała duży kawałek terytorium (skąd my to znamy?) i której narzuciła w dużej mierze politykę zagraniczną i bezpieczeństwa (nazywa się to w politologii finlandyzacją), dokonuje zwrotu o 180 stopni, a za sterem rządu stoi nie kto inny, ale Sanna Marin – młoda i dynamiczna kobieta rzucająca wyzwanie stetryczałemu, odklejonemu od rzeczywistości rosyjskiemu, a mentalnie sowieckiemu dyktatorowi, Władimirowi Putinowi. Doprawdy trudno o większy kontrast.
Media prezentują kolejne doniesienia z życia Sanny Marin, które mają szokować
I tu trzeba przejść do drugiego czynnika będącego źródłem jej sławy. Otóż rozmaite media dość szybko zaczęły zajmować się wyglądem Sanny Marin. To jest coś, z czym musi się mierzyć praktycznie każda kobieta w polityce. Przy czym nie było to tego rodzaju zajmowanie się wyglądem, jak kiedyś w przypadku Madeleine Albright, która nosiła charakterystyczne broszki, albo Margaret Thatcher z jej słynną torebką, którą miała ponoć uderzać w brukselskie biurka, domagając się, skutecznie, specjalnego rabatu budżetowego dla Wielkiej Brytanii. Sanna Marin budzi zainteresowanie, bo nie zamierzała i nie zamierza podporządkować się oczekiwaniom konserwy. Dlatego wątpliwe, byśmy ją kiedyś zobaczyli w czymś na kształt nudnych uniformów Angeli Merkel, bo premierka Finlandii – posiłkując się tytułem słynnego przeboju Cyndi Lauper – „just want to have fun”, w kwestii mody również. Stąd jej większe nieraz, niż ustawa przewiduje, dekolty czy słynna już chyba na świat cały skórzana kurtka. Bo dlaczego młoda kobieta miałaby się ubierać jak starsza pani? Bo dlaczego miałaby się ubierać tak, jak chcą inni? Dlaczego miałaby dać się podporządkować modowej policji? I czym właściwie komentarze o jej „niestosownym” wyglądzie i zachowaniu różnią się od obyczajowych policji w wielu krajach muzułmańskich, które batożą „niestosowne” ubranie i zachowanie kobiet?
Sanna Marin również została wybatożona – słownie, ale jednak. Tym razem również za to, że spędzała weekendowy wieczór z przyjaciółmi, że piła, że tańczyła, że się dobrze bawiła. Czyli robiła dokładnie to, co my wszyscy. I bardzo dobrze! Dobrze jest wiedzieć, że są w Europie kraje, którymi rządzą normalni ludzie, co z polskiej perspektywy zawsze musi dziwić.
PS Pisząc ten tekst, widzę kolejne doniesienia z życia Sanny Marin. Tym razem to filmik, na którym była uczestniczka Miss Finlandii całuje się topless z fińską influencerką, a piersi zasłania im napis „Finlandia”. Filmik nakręcono w rezydencji premierki, więc nadal jest medialnie opiekana. Mnie całujące się kobiety, także topless, zupełnie nie oburzają. Jest to w dodatku, biorąc pod uwagę napis, pocałunek ze wszech miar patriotyczny.
A mówiąc już zupełnie poważnie, nie zdziwi mnie, jeśli znakomita szefowa rządu i odważna liderka zostanie w końcu za to wszystko zmuszona do dymisji, bowiem obłuda nie zna granic. W końcu wielu wyborców jest przyzwyczajonych do innych standardów i polityków, którzy za dnia bronią „tradycyjnej rodziny i wartości chrześcijańskich”, a wieczorem uciekają po rynnie z gejowskiego sex party. Ja dobrym gejowskim sex party nigdy nie wzgardzę, ale najbardziej, szczerze powiedziawszy, chciałbym dostać kiedyś zaproszenie na imprezę do Sanny Marin.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.