Pewny siebie, ambitny, niezależny, nazywany samotnym wilkiem. – Sigma stoi w kontrze do przebojowości, towarzyskości, nie chce być gwiazdą socjometryczną czy kreować się w mediach społecznościowych – mówi psycholog Robert Kowalczyk. Zastanawia się, czy nowemu typowi męskości blisko do inceli. Zdradza, jak pracuje z nimi w terapii.
Skąd biorą się nowe typy męskości?
Robert Kowalczyk: To pewne modele, podpowiedzi tego, jaki ktoś ma być. Taka kategoryzacja wielu osobom daje poczucie bezpieczeństwa, ramy. Różne kategorie męskości funkcjonują od dawien dawna, ale cały czas ewoluują; zmiany zewnętrzne wymuszają te wewnątrz. Samiec alfa i beta zrobili miejsce samcowi sigma. Teraz to młodzi z pokolenia Z i późniejszych szukają odpowiedzi na to, „jak to jest być mężczyzną” i jak tę wiedzę odzwierciedlić we własnym „ja”.
Kim zatem jest samiec sigma?
To samiec alfa po upgradzie. Pewny siebie, ambitny, ale też pod płaszczykiem niezależności bardzo często osamotniony. Wręcz pisze się o nim „samotny wilk”. Stoi w kontrze do prezentacji takich, jak przebojowość, towarzyskość, bycie gwiazdą socjometryczną, czy kreowania się w mediach społecznościowych, co ma być miarą czyjegoś sukcesu, czyli kategorii, które są dziś mocno promowane. Samcom sigma zwyczajnie nie będzie to pasować. Cechuje ich samowystarczalność i chęć pełnej kontroli rzeczywistości, a także kontroli sylwetki, bo ta wyrzeźbiona jest bardzo ważnym atrybutem we współczesnym męskim imaginarium. Niegdyś wygląd jako jedna z głównych miar sukcesu był przypisany kobietom, obecnie przejęli ją również mężczyźni. Jednocześnie należy podkreślić, że sigma to koncepcja, która narodziła się w manosferze. Może kiedyś doczeka się oceny bardziej formalnej, na razie traktujmy ją trochę z przymrużeniem oka, nie zaś jak naukowo zbadaną koncepcję.
Samiec sigma nie idzie na kompromisy, chce być niezależny, a na pierwszym miejscu stawia siebie i realizację własnych potrzeb. Jest też w nim wspomniany przez ciebie samotny wilk. Czy to nie obraz faceta, który romantyzuje samotność, tęskni za stereotypowo postrzeganą męskością i dlatego wycofuje się ze świata?
To na pewno jeden ze sposobów na ucieczkę od otaczającej rzeczywistości. Niegdyś był Dean, Hłasko, Cybulski, dla których bunt stał się przepustką do wyjątkowości, atrakcyjności. Tymczasem współczesny sigma dekonstruuje tak rozumianą odmianę męskości. Z powstałych kawałków buduje nowe kategorie. Staje się zlepkiem różnych cech poprzednich modeli. Jednak nadal to kategoria buntu, a nie zupełnie nowej jakości.
Dlaczego sigmy się izolują?
Brak potrzeby walidacji zewnętrznej pozwala im skupić się na swoim wnętrzu. „Ja” kolektywne zaczyna przegrywać z indywidualizmem. Kontestowanie rzeczywistości w taki sposób może być postrzegane jako bardzo atrakcyjna cecha. To też element stereotypowo męski. Bo przecież kobiety dużo częściej społecznie „trenowane” są do kolektywnego myślenia. W tym sensie też samiec sigma staje się samowystarczalnym, samostanowiącym demiurgiem. We własnych oczach urasta do rangi guru. Swoją osobowość buduje na narcystycznej podbudowie. Podziw pochodzi z wewnątrz.
Sigma nie stroni też od pieniędzy, luksusów i szybkich samochodów. W mediach społecznościowych ma twarz Christiana Bale’a jako Patricka Batemana z „American Psycho”. W realu influencera i biznesmena Andrew Tate’a. Prócz wielkiej kasy łączy ich pracoholizm, szowinizm i homofobia. Inni kopiują te zachowania?
Przywodzi na myśl inną współczesną kategorię – inceli, prawda? Mam wrażenie, że mężczyźni, którzy nie spełnią niektórych z tych kryteriów męskości hegemonicznej, np. świetnej figury czy ekonomicznej i psychicznej niezależności, mogą stać się właśnie incelami, którzy źródła niepowodzenia będą szukać w kobietach. Andrew Tate konfrontując się na Twitterze z Gretą Thunberg, pokazał, jak przerośnięte ego może wzmagać potrzebę dominacji. Jednocześnie obrazuje też bunt sigm przed „wynalazkami” nowoczesności i manifestowanie swojego zdania w sposób arbitralny. W przypadku Tate’a będzie to w dużej mierze niechęć do działań na rzecz klimatu. Wspomniałeś o homofobii i szowinizmie. Co zagraża tradycyjnemu jądru męskości? Właśnie bycie kobietą czy gejem.
Zatem sigma wycofuje się z tego świata…
…bo ten go przytłacza i mówi: jesteś seksistą, homofobem i dalej dzieckiem, które za zarobioną kasę urządza swój bajkowy świat. Otaczasz się samochodami, drogimi przedmiotami…
Sigma nie bierze odpowiedzialności za świat, w którym żyje?
Paradoks polega jednak na tym, że pełnymi garściami czerpie z tego świata, ale nie daje nic w zamian. Drenuje innych. Paliwem jest turbokapitalizm. Skrajne gromadzenie, opływanie w luksus, niedzielenie się. Bunt nie zakłada współdziałania. Sigma traktuje drugą osobę jako obciążenie. Trąci to cechami obecnymi w psychopatii.
A co z samcami sigma, którzy mają traumatyzujące doświadczenia? Czy wespół z osobowością, która charakteryzuje się wycofaniem ze świata, nie będą powodować zachowań lękowo-unikowych?
Konstelacja wielu czynników składa się na to, co my specjaliści nazywamy tożsamością. W moim odczuciu wiele tu zależy od socjalizacji i cech temperamentalnych u danej osoby. Bo jeżeli ktoś jest impulsywny, wyrośnie w środowisku, które robi z impulsywności oręż, i będzie wysyłany tylko do bitki, zasób kulturowy może nie pozwolić na wykorzystanie tej cechy gdzieś indziej, np. w sporcie. Podobnie jeśli w domu męskość oznaczała posiadanie i samodzielność, a kobiety były źródłem problemów. Określanie się jako samiec sigma, który opisywany jest przez niektóre ze wspomnianych elementów tożsamościowych, może także dać poczucie przynależności. To nasz emblemat. Wyciągamy go, aby zamanifestować i w pewien sposób uzasadnić nasze postępowanie: np. buntuję się, bo taką mam naturę.
Czyli, mimo że są samotnymi wilkami, szukają swojej watahy?
Człowiek jest jednym z najbardziej społecznych gatunków. Tworzymy może nie wielkie systemy, ale grupy. Obserwuję w swoim gabinecie, że dziś mężczyźni, niezależnie pod którą kategorię podpadają, często mówią o osamotnieniu. Dlatego tak wielką wagę ma dla nich posiadanie osoby, kumpla, który myśli tak samo, który akceptuje, potwierdzi naszą adekwatność.
W gabinecie spotykam się z mężczyznami, którym jest naprawdę trudno. Mówią, że traktowani są jak, pozwolę sobie na bardzo obrazowy cytat, „nowotwór na zdrowej tkance tworzonej przez kobiety czy mniejszości seksualne i tożsamościowe”. Słyszę: „Wręcz nie wypada być białym, heteronormatywnym mężczyzną”. Paradoksalnie celebrowana różnorodność ich wyklucza. Współcześni mężczyźni obrywają za przewiny poprzednich pokoleń. Co z punktu widzenia mniejszości jest wytłumaczalne, jakaś forma zadośćuczynienia – ale dla osób w gabinecie to przede wszystkim cierpienie. Nic więc dziwnego, że wycofują się ze świata, chcą być samotnymi wilkami albo otaczać się innymi mężczyznami, którzy myślą podobnie.
Bycie wycofanym z życia sigmą a sięganie po homofobiczno-seksistowskie działa nie musi iść w parze. Jak pracujesz z facetami, aby do tego nie dopuścić?
Oczywiście to bardzo klasowe, bo nie oszukujmy się, że każdy posiada zasoby, też finansowe, aby dekonstruować własny model męskości w gabinecie psychoterapeuty.
Natomiast kiedy podczas rozmowy wychodzi, że głównym odczuciem, a często napędem pacjenta, jest złość, pytam, gdzie podziały się inne emocje. Omawiamy ten brak. Docieramy do przyczyn myślenia o męskości i kontestujemy te wyobrażenia. Pamiętajmy też, że wiele ze wspomnianych cech samców sigma, jak bycie ambitnym czy pracowitość, nie jest z definicji niepożądanych społecznie. Natomiast mogą, używając kategorii terapeutycznej, obrócić się w stronę maniakalną, np. ewoluować w stronę pracoholizmu. Nie są cechami z wyboru, tylko z konieczności. Dużym tematem w terapii są również obawy przed zakwestionowaniem modelu męskości, na którym budowało się dotychczasową tożsamość. Często homofobia czy szowinizm z wynika z tych założeń. Łatwo wpaść w taki ciąg niepewności, a nawet strachu. Boją się, że będą słabi, że sobie nie poradzą w pracy, że nie będą mieli pieniędzy, a tym samym władzy i posłuchu. Bierzemy zatem kawałek po kawałku i przepracowujemy te obawy.
Może wymiksowanie się sigm z wyścigu szczurów to ochrona własnego zdrowia psychicznego?
Ucieczka jest formą ochrony, ale nie da się wycofywać bez końca, bo prędzej niż później dopadnie nas to, czego najbardziej się boimy.
ROBERT KOWALCZYK – doktor nauk medycznych, psycholog, seksuolog kliniczny, psychoterapeuta. Współzałożyciel Instytutu Splot w Warszawie. Adiunkt na Wydziale Psychologii i Nauk Humanistycznych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Współpracuje z Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego oraz Uniwersytetem SWPS. W każdą niedzielę w radiu TOK FM współprowadzi SexAudycję, a dla VOGUE.pl prowadzi podcast Męskie światy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.