Znaleziono 0 artykułów
14.08.2024

Tim Waltz może zostać wiceprezydentem USA. Dlaczego Kamala Harris wybrała właśnie jego?

14.08.2024
(Fot. Andrew Harnik/Getty Images)

Ma 60 lat i twarz sympatycznego gościa. Tak swojską, że dasz się pokroić, iż już się gdzieś widzieliście. Mógłby być twoim sąsiadem, naprawić kosiarkę, złapać złodzieja. Takiemu człowiekowi spokojnie oddasz pod opiekę dzieci w piątkowy wieczór. I swoją ojczyznę też.

Na imię ma zwyczajnie – Tim, 60 lat, a wygląda tak jowialnie, że z miejsca budzi poczucie optymizmu i bezpieczeństwa. Łysieje, nosi okulary, ma duży brzuch. Czyli niczego nie udaje. Uśmiech przychodzi mu naturalnie. Dobrze wygląda w klasycznym garniturze, w którym pojawił się z Kamalą Harris na wiecu, gdy oficjalnie przedstawiła go demokratom i światu jako swojego kandydata na wiceprezydenta USA. Ale najlepiej czuje się w dżinsach, koszuli, czapeczce bejsbolowej i sportowych butach. Jak większość amerykańskich ojców i wujków. Mógłby idealnie wtopić się w tłum, wśród zwykłych ludzi jest u siebie. Nie mógłby natomiast wywyższać się ani uchodzić za oryginała. Łatwo go wziąć za swojaka, nie sposób go za to odrzucić.

Takiego wiceprezydenta aż chciałoby się zaprosić na sobotnie barbecue. Facet na pewno zna się na grillowaniu i wie, co zrobić z dawno obiecanym remontem szkoły. Byłoby o czym pogadać, z czego się pośmiać i nikt nie czułby skrępowania.

Między farmą a szkołą

W tym – normalności i osadzeniu w sprawach klasy średniej – tkwi cała siła Tima Walza, który ma pomóc wygrać wyścig do Białego Domu pochodzącej z San Francisco Kamali Harris przedstawianej przez republikanów jako niebezpiecznie liberalna reprezentantka kalifornijskich elit o skomplikowanym etnicznie (czytaj: podejrzanym) indyjsko-jamajskim pochodzeniu. W przeciwieństwie do niej Tim Walz pochodzi z jądra Ameryki. Urodził się w 1964 roku w West Point w Nebrasce, a dorastał w małej wsi Butte, która dziś liczy niespełna 290 mieszkańców. Do szkoły, do której chodził, uczęszczało 24 uczniów. Połowa była ze sobą spokrewniona, co – jak żartuje Walz – trochę utrudniało umawianie się na randki. Uczył się dobrze, latem pracował na rodzinnej farmie.

Mama dbała o dom, tata był nauczycielem i weteranem wojskowym, brał udział w wojnie z Koreą. Rodzina ma korzenie europejskie: niemiecko-szwedzko-irlandzkie. Tim dorastał jako katolik, w późniejszym życiu przeszedł na protestantyzm, ale nigdy nie eksponował swojej religijności. Gdy miał 19 lat, jego tata zmarł na nowotwór. Zaraz po liceum zainspirowany doświadczeniami ojca syn zapisał się do Gwardii Narodowej, czyli oddziałów obrony terytorialnej, które wspierają regularną armię USA. Służył tam przez ćwierć wieku (uczestniczył głównie w akcjach pomocowych, np. po katastrofach naturalnych, nigdy nie brał udziału w walkach). Zrezygnował w 2005 roku, gdy postawił na politykę. Do czterdziestki w zasadzie się nią nie interesował.

Wcześniej był nauczycielem szkolnym, podobnie zresztą jak jego żona Gwen, z którą świętował właśnie 30-lecie ślubu. Przeprowadzili się do jej rodzinnej Minnesoty, do miejscowości Mankato otoczonej farmami. I zostali tam na 20 lat (teraz mieszkają w stolicy stanu – Saint Paul). On uczył, podjął się też trenowania szkolnej drużyny futbolowej, którą z absolutnego dna notowań wyprowadził do mistrzostwa stanowego. Woził dzieci na wycieczki szkolne do Chin (mówi po mandaryńsku), razem z Gwen założyli stowarzyszenie lokalne łączące osoby hetero i LGBT+.

Amerykański łącznik

Do polityki wszedł z odruchu serca. Było tak: wiózł grupę studentów na wiec poparcia dla George’a W. Busha, republikańskiego kandydata do Gabinetu Owalnego. Nie wpuszczono ich tylko dlatego, że jeden z uczniów miał przypiętą do koszulki plakietkę symbolizującą poparcie dla kandydata demokratów – Johna F. Kerry’ego. Tydzień później wkurzony Walz pracował już dla sztabu wyborczego Kerry’ego.

Następnie wystartował do Kongresu USA z Minnesoty, dotąd tradycyjnie popierającej republikanów. Nagle stan wybrał jego – nieznanego faceta w jeansach wspieranego przez entuzjastycznych uczniów. W Kongresie Walz spędził ponad dekadę, raczej w trzecim rzędzie, bez sławy, ale nie dał się zaszufladkować. Służył w Gwardii Narodowej, a krytykował wojnę w Iraku. Żył na wsi, a popierał prawa gejów. Jego wyborami rządzą chęć dogadania się i zdrowy rozsądek. Wyrobił sobie markę łącznika przerzucającego ponadpartyjne mosty. Sam mówi, że opanował sztukę kompromisu, nie idąc na kompromis ze swymi wartościami.

Fotel kongresmena opuścił w 2018 roku, by zostać gubernatorem Minnesoty, którą wkrótce musiał jednoczyć po zamieszkach wywołanych zabójstwem Afroamerykanina George’a Floyda przez policjanta. Gdy demokraci rośli w siłę, chwytał chwilę i wtedy popierał m.in. większą kontrolę sprzedaży broni (choć sam ją posiada), legalizował aborcję (jego dwoje dzieci przyszło na świat po latach leczenia w klinikach niepłodności), rekreacyjne używanie marihuany, obowiązek zapewniania płatnych urlopów macierzyńskich przez pracodawców.

Robił to wszystko, jednocześnie nie tracąc poparcia wśród konserwatywnych, wiejskich i podmiejskich wyborców. W tym wymiarze Walz stanowi skuteczną odpowiedź na biografię J.D. Vance’a, republikańskiego kontrkandydata na wiceprezydenta. Vance podkreśla, że pochodzi z robotniczego pasa rdzy, tyle że ukończył Yale, a jego polityczną karierę sponsorują rekiny z Doliny Krzemowej.

Walz to pracowity i wytrwały, a nie efektowny typ. Nie dorobił się, nie ma firmy. Wywiadów zaczął udzielać raptem miesiąc temu. Jest znakomitym naturalnym mówcą. Jego dawni uczniowie opowiadają, że na wiecach jest taki sam jak w klasie – szczery. Nie szkodzi, że do ogłoszenia kandydatury pozostawał postacią nieznaną nie tylko światu, ale i większości demokratów. Bo Walz to ktoś, o kim już po tygodniu znajomości zaczynasz mówić: „Nasz Tim! Co byśmy bez niego zrobili!”. Kamala Harris, choć sama dopiero go poznaje, mówi o nim „buddy” – kumpel.

Normalniej nie będzie

Świeżość nieznanego duetu Harris & Walz, ciekawość, kim właściwie oboje są i jak im razem pójdzie, cały ten radosny i pełen nadziei styl prowadzenia kampanii, powtarzanie haseł o jedności, zwroty „razem”, „wszyscy Amerykanie”, „zrobimy to”, „nasza przyszłość”, wydają się zostawiać w tyle dość ponure i negatywne tony, na jakich grają Donald Trump i jego przyboczny J.D. Vance. Dzięki wejściu do akcji Tima Walza ta kampania klaruje się jako pojedynek sfrustrowanych z optymistami. Czarno-biały podział rodem z przypowieści o walce mocy jasnych i ciemnych będzie się z czasem wyostrzał, bo im bardziej kandydaci republikańscy starają się elektryzować kolejnymi atakami i oskarżeniami, tym silniej magnetyzują uśmiechy duetu demokratycznego. Widać, że Amerykanie – poza różnicami programowymi – mają do wyboru postawę: albo pozostaną na pozycji tych bojowych i żądających, albo zdecydują się na większą ufność i pogodną pracowitość.

Tony zmieniają się błyskawicznie. Nikt już nie pamięta rezygnacji Joe Bidena ani rany postrzałowej Trumpa. Paradoksalnie to Trump najbardziej tęskni za Bidenem, bo w szrankach z nim wiedział, gdzie uderzać. Tymczasem Harris i Walz tańczą roześmiani w ringu i na razie żadne ciosy się ich nie imają. Nadrobili już całą stratę, jaką demokraci zanotowali w sondażach trzy tygodnie temu. Konto ich kampanii zostało zasilone 300 mln dolarów świeżych wpłat.

Osiągnęli nieocenione polityczne momentum. Ich kampania nabiera rozpędu, a rozzłoszczony brakiem uwagi Trump posuwa się do desperackich prób przechwycenia narracji. Co na to Tim Walz, najnormalniejszy człowiek pod słońcem? – Trump jest dziwny, po prostu dziwny – powiedział. Zapamiętajcie te słowa. Brzmią niepozornie, a są tajną bronią demokratycznej strategii. Bo spuszczają powietrze z nadętego balonu. Całą bombastyczność i prowokacyjne zachowania Trumpa sprowadzają do jednej nielubianej cechy: bycia dziwakiem.

To określenie trafia do młodych i działa jak zaklęcie na wszystkich, którzy marzą o powrocie amerykańskiej normalności. Po latach olbrzymich napięć i turbulencji w społeczeństwie skrajnie podzielonym i zatrutym populistycznymi toksynami można pomarzyć o odrobinie zwyczajności i nudy. A nie ma to, jak ponudzić się z Timem.

Paulina Wilk
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Tim Waltz może zostać wiceprezydentem USA. Dlaczego Kamala Harris wybrała właśnie jego?
Proszę czekać..
Zamknij