Anabel Diaz, Head of EMEA Mobility w Uberze, została wybrana jedną z najbardziej wpływowych kobiet w Hiszpanii przez magazyn „Forbes”. Teraz jej firma została partnerem strategicznym Antyprzemocowej Linii Pomocy Sexedpl skierowanej do osób, które doświadczają przemocy, stosują przemoc lub są jej świadkami. W planach są działania edukacyjne dla kierowców, kierowczyń, pasażerów i pasażerek.
Co jest wyjątkowego w Uberze?
Misja. Uber zmienia sposób, w jaki się przemieszczamy, na szybszy, bardziej zrównoważony, bezpieczniejszy. W wielu miejscach na świecie brak dostępu do transportu sprawia, że mieszkańcy są wykluczeni. My pozwalamy ludziom dotrzeć tam, gdzie nie ma transportu publicznego albo gdzie on szwankuje. Podoba mi się też, że ta firma wciąż się rozwija, elastycznie reagując na zmiany społeczne.
A w jaki sposób dowiaduje się pani o uwarunkowaniach poszczególnych rynków?
Wciąż patrzę na badania, jestem w kontakcie z menadżerami i jeżdżę po świecie. Nic nie zastąpi kontaktu osobistego. Staram się być w każdym regionie raz lub dwa razy w roku. W ciągu trzech miesięcy 2023 roku odwiedziłam już Egipt, Wielką Brytanię, Polskę, Hiszpanię. Niedługo lecę do Włoch i do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nie chodzi tylko o ludzi, lecz także o kulturę, sposób życia, sposób poruszania się. Przecież zupełnie inne wyzwania stoją przed mieszkańcami z Kairu i z Londynu. Wszędzie rozmawiam z kierowcami o wyzwaniach, z jakimi się mierzą. Dzięki temu mogę lepiej walczyć o ich prawa.
Dlaczego uważa pani projekt realizowany z Fundacją Sexedpl za kluczowy dla działań Ubera?
I dla całej firmy, i dla mnie osobiście zapobieganie molestowaniu seksualnemu to priorytet. Na całym świecie podejmujemy inicjatywy mające na celu zwalczanie przemocy wobec kobiet. Projekt z Sexedpl zwraca uwagę na podstawę, czyli edukację. Przez brak edukacji, brak świadomości, brak umiejętności dostrzegania problemu często dochodzi do nadużyć. Musimy nauczyć się dostrzegać drobne sygnały, mikroagresję. Przecież nie zawsze od razu mamy do czynienia z przemocą. Ale te z pozoru drobne naruszenia mogą eskalować.
W Polsce ta kampania ma szczególne znaczenie ze względu na brak rzetelnej edukacji seksualnej w szkołach. Jak sytuacja przedstawia się w Hiszpanii? Czy ten problem został już rozwiązany?
Nie, nie powiedziałabym, że został rozwiązany. Hiszpania, tak jak Polska, jest przecież tradycyjnie katolickim krajem. Zmiany społeczne zachodzą na naszych oczach, ale system edukacji za nimi nie nadąża. Zwłaszcza że żyjemy w czasach, gdy relacje międzyludzkie w dużej mierze przenoszą się do sieci. Choć w Hiszpanii prowadzi się działania zapobiegające przemocy wobec kobiet, także na poziomie rządowym i legislacyjnym, według statystyk liczba przypadków przemocy domowej wobec kobiet nie maleje. Tutaj znów kluczowe znaczenie ma edukacja. W Hiszpanii Uber podpisał niedawno umowę z organizacją Integra wspierającą integrację kobiet, które zostały wykluczone z rynku pracy, również ze względu na to, że padły ofiarą molestowania. W Hiszpanii, tak jak w Polsce, wykorzystujemy widzialność Ubera, żeby szerzyć świadomość.
W jaki jeszcze sposób działa pani na rzecz kobiet?
Odwiedzam wszystkie kraje, które mam pod opieką. I rozmawiam z kobietami o tym, jak czują się w środowisku pracy, o tym, na co powinniśmy uważać i co powinniśmy zmienić. Na tej podstawie na bieżąco modyfikujemy praktyki działania z kierowcami i pasażerami. Dostosowujemy je też do wymogów danego kraju – inne zwyczaje panują przecież w Hiszpanii, a inne w Pakistanie. Dlatego ten feedback od osób pracujących na danym rynku jest tak istotny.
A jak ocenia pani sytuację kobiet na hiszpańskim rynku pracy? Zmieniła się na lepsze, odkąd rozpoczęła pani karierę?
Zaczynałam w branżach zdominowanych przez mężczyzn. W moich pierwszych miejscach pracy pewnie 80 proc. pracowników stanowili mężczyźni. Jestem z wykształcenia inżynierką. Gdy byłam świeżo po studiach, stażowałam w firmie razem z trójką chłopaków, moich rówieśników. Na ważnym spotkaniu zabrakło sekretarki, bo wzięła urlop zdrowotny. Szef poprosił mnie więc o podanie kawy. Po spotkaniu powiedziałam kolegom, że to interesujące, że wybrał właśnie mnie, skoro byłam najmłodsza stażem. Pracowałam tam zaledwie miesiąc, więc nawet nie wiedziałabym, jaką kawę szef lubi. A poza tym, jestem straszną niezdarą, więc naprawdę byłam niewłaściwą osobą do tego zadania. Ale dla moich kolegów to wcale nie było dziwne. Wiele lat później podobna sytuacja spotkała mnie w samolocie. Podróżowałam klasą biznes, a kolega z pracy miał bilet w klasie ekonomicznej. Gdy weszliśmy razem na pokład, stewardesa zauważyła, że się rozdzielamy. – Ale pan jest uprzejmy, że odstępuje pan koleżance miejsce w klasie biznes – powiedziała. Nie przyszło jej do głowy, że mogę być wyżej w hierarchii od niego i w związku z tym zajmować lepsze miejsce. Różnica jest taka, że on, w przeciwieństwie do moich dawnych kolegów, był zdziwiony tą sytuacją. – Możesz w to uwierzyć? W naszych czasach takie myślenie? – oburzał się.
Na pozycjach kierowniczych jest dużo kobiet?
I w rządzie, i w zarządach firm w Hiszpanii jest więcej mężczyzn. Kobiety wciąż zarabiają mniej. Sama nie zawsze miałam przekonanie, że parytety są słuszne. Teraz uważam, że trzeba wszystkimi sposobami walczyć o równość. Liczy się każda inicjatywa, która choć trochę zmienia rzeczywistość. Kobietom wciąż grozi wykluczenie. Według badań osiągniemy równość dopiero za 80 lat – to przerażające.
Jak nauczyła się pani asertywności?
Z czasem i doświadczeniem. Wielu kobietom, mnie również, asertywność przychodzi z trudem. Nie potrafiłam rozmawiać o pieniądzach. W pierwszej pracy jako stażystka zarabiałam 600 euro miesięcznie. W Madrycie ledwo starczało mi to na mieszkanie. Poprosiłam o podwyżkę w wysokości 150 euro. I zostałam zwolniona. Powiedziano mi, że jestem „za droga”, a przecież firma obracała dziesiątkami milionów. Do tej rozmowy zachęcił mnie zresztą kolega, który mówił, że przecież za takie pieniądze nie da się przeżyć. Dopiero gdy awansowałam na stanowiska menedżerskie, rozmowa o pieniądzach przestała stanowić dla mnie problem. Zrozumiałam, że firmy dysponują gigantycznym budżetem, a moje wynagrodzenie to jego promil. Zauważyłam także, o ile więcej zarabiają mężczyźni. I zaczęłam zachęcać swoje podwładne, żeby o siebie zawalczyły. Sama też poczułam się pewniej. Uświadomiłam sobie również, że mężczyznom rozmowa o pieniądzach nie sprawia trudności. Pytają po prostu: czy możemy coś zmienić tak, żebym ja na tym skorzystał, a firma nie straciła? Uważam więc, że im więcej kobiet na kierowniczych stanowiskach, tym lepiej dla innych kobiet, bo ktoś będzie dbał o ich interesy.
Jak więc przetrwała pani te lata walki o siebie?
Czasami było mi naprawdę ciężko. Lubię moją pracę, szybko awansowałam, ale walka z wiatrakami bywała trudna. Nie chciałam jednak rezygnować z tej szansy. Jak dałam radę? Miałam system wsparcia – mentorów i rodzinę. Dziś w organizacjach, którymi kieruję, dbam o to, żeby kobiety czuły, że mają się do kogo zwrócić o pomoc. To jest kluczowe zwłaszcza dla kobiet i innych osób, które stanowią w danej strukturze mniejszość.
A poza tym ta walka chyba leży w mojej naturze. Od dziecka staram się przełamywać bariery, robić rzeczy inaczej, wspierać innych. Trochę jak Don Kichot. Rodzice wspominają, że już w przedszkolu starałam się coś dla kogoś organizować. Coś mi podpowiada, że mam obowiązek, żeby robić to, co słuszne. Zwłaszcza że chcę okazać wdzięczność losowi – pewnie sporo osób miałoby lepsze kompetencje ode mnie, ale nie dostało tej szansy, nie znalazło się we właściwym miejscu we właściwym czasie. Możliwości rodzą poczucie odpowiedzialności.
W tym temacie zainspirowały mnie także kobiety z Arabii Saudyjskiej. Pracowałam tam 10 lat temu, gdy naprawdę nie miały praw – nie mogły prowadzić samochodu, wychodzić same na ulice itd. Niewiele kobiet pracowało. Te, z którymi miałam przyjemność się spotkać, były niesamowicie zdeterminowane. A jednocześnie mierzyły się z dylematami, które w Hiszpanii przerobiłyśmy trochę wcześniej. – Czy będę dobrą matką, gdy zdecyduję się na pracę? – pytały mnie. Przyglądanie się tym niezwykłym kobietom, które walczyły z systemem, było dla mnie poruszające. Staram się z każdego takiego doświadczenia wyciągać wnioski, a celem jest zawsze poprawa sytuacji kobiet.
Presja społeczna nakładana na kobiety pracujące jest wciąż duża?
Tak! Z partnerem, który też mocno angażuje się w pracę, podjęliśmy decyzję, że nie chcemy mieć dzieci. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile razy musiałam się z tego wyboru tłumaczyć. Jakbym robiła coś złego. Mojego partnera nikt o to nie pytał. Mężczyzn ocenia się zupełnie inaczej. Gdy jesteś silna, mówi się, że się rządzisz, przepychasz łokciami albo jesteś agresywna. To obniża u kobiet poczucie własnej wartości. Dzięki sztucznej inteligencji widać w raportach, że wobec kobiet częściej używa się słowa „agresywna”. Wreszcie widzimy gołym okiem, jak stereotypy krzywdzą kobiety.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.