Znaleziono 0 artykułów
16.03.2024

Seksrewolucjonistki: Ekspertki, dzięki którym mamy lepszy seks i relacje

Fot. Getty Images

Łechtaczkę zaczęto badać poważnie dopiero w 1998 roku. Być może dlatego, że zbyt długo panowała freudowska idea, że dojrzały, doskonały orgazm to ten przeżywany w wyniku penetracji. Było to myślenie wynikające z patriarchatu, sprzyjające męskiej przyjemności, podobnie jak w dużej mierze rewolucja seksualna z przełomu lat 60. i 70. XX wieku. Prawdziwą rewolucję robiły i robią kobiety torujące drogę do seksualnej satysfakcji. Oto kilka osób, dzięki którym mamy lepszy seks i udane relacje.

Urolożka doktor Helen OConnell jest pionierką badań nad łechtaczką, ale też pierwszą specjalistką kobietą w Australii w swojej dziedzinie, którą została w 1993 roku. Jej celem od początku było zgłębienie i przekazanie wiedzy na temat anatomii układu moczowo-płciowego kobiety, jak i łechtaczki, zwłaszcza gdy na studiach odkryła, że w podręcznikach medycznych nie opisywano jej budowy. W 1998 roku wraz ze swoim zespołem dokonała przełomowych badań nad łechtaczką – „wielką nieznajomą”. W 2002 roku powstał film dokumentalny poświęcony tej najbardziej unerwionej części ciała służącej rozkoszy. Jego oryginalny tytuł „The Clitoris, the Great Unknown” (polska wersja to „Łechtaczka, piękna nieznajoma”) świetnie oddaje to, jak po macoszemu traktowana jest kobieca seksualność. Nic zatem dziwnego, że wzięłyśmy sprawy w swoje ręce.

Przerażająca kobieca przyjemność, zaklęta w łechtaczce, odkryta przez dr Helen OConnell

Łechtaczka przez wieki uchodziła za nielogiczny wyrostek, część ciała kobiety, która udawała penisa i nie miała prawa się z nim równać. Wesaliusz w 1564 roku głosił, że łechtaczka to bezużyteczny narząd, bo przecież pochwa pasuje do męskiego członka. Wielu medyków uważało, że łechtaczkę powinno się usuwać. Także po to, by odebrać nam rozkosz.

Pierre Dionis, lekarz Ludwika XIV, zaobserwował, że kobiety, pocierając łechtaczkę, same doprowadzają się do rozkoszy – ze stratą dla mężczyzn. Amputacja clitoris miała zatrzymać kobiecą pożądliwość. Nikt z mężczyzn nie zważał na zdanie ówczesnych położnych, według których stymulacja łechtaczki w czasie stosunku gwarantowała orgazm niezbędny ich zdaniem do zajścia w ciążę, jak i zapewniający ogólnie dobre samopoczucie.

Alfred Kinsey starał się przekonać opinię publiczną w XX wieku, że ściany pochwy są zbyt mało wrażliwe, by przeżyć orgazm. Niestety, wciąż pokutowało zdanie Freuda o niedojrzałym orgazmie łechtaczkowym. Dziś seksuolożki i seksuolodzy mówią, że orgazm jest jeden, ale różne są drogi dojścia do niego, a my musiałyśmy czekać do 1998 roku, by mieć niezbite naukowe dowody na to, że łechtaczka dla większości z nas (przynajmniej 70 proc., według różnych badań) jest orgazmicznym centrum ze względu na swoje unerwienie (przynajmniej 8 tys. połączeń nerwowych na o wiele mniejszej powierzchni – bo w zasadzie na dwu- czy trzycentymetrowym trzonie – niż powierzchnia penisa, który ma tych połączeń około 4 tys.). Pomijanie łechtaczki w trakcie seksu partnerskiego odpowiada między innymi za orgasm gap. O’Connell w 2005 roku w czasopiśmie „Journal of Urology” opublikowała artykuł „Anatomy of the Clitoris” o głębszych strukturach (to całkiem spory narząd, mierzący w całości około 15 cm). Okazało się, że opuszki przedsionkowe erekcyjne są częścią łechtaczki oraz że cewka moczowa i pochwa żeńska są blisko spokrewnionymi strukturami, które tworzą skupisko tkanek z łechtaczką, będącą miejscem kobiecych funkcji seksualnych i orgazmu. W 2010 roku urolożka po raz pierwszy uzyskała obraz 3D pobudzonej łechtaczki i jej ponad 15 tys. zakończeń nerwowych w okolicy miednicy. Łechtaczka to naprawdę potężne źródło rozkoszy i trzeba o tym mówić głośno.

Ogromna łechtaczka na wystawie "Amor Veneris" w Lizbonie, króra poświęcona była kobiecej przyjemności seksualnej (Fot. Getty Images)

Betty Dodson, orędowniczka masturbacji

Kiedy mowa o kobiecym orgazmie i łechtaczce, trudno nie wspomnieć o sexguru, którą niewątpliwie była Betty Dodson, zmarła w 2020 roku w wieku 91 lat. Do końca życia prowadziła warsztaty seksu solo i romansowała. Była potwierdzeniem swoich słów, że masturbacja to klucz do długowieczności. Uważała, że każdy orgazm jest dobry, niezależnie od swojego źródła, podkreślała, że masturbacja jest ważnym aspektem wyzwolenia kobiet, kluczowym czynnikiem naszej niezależności (nie chodzi o to, że nie potrzebujemy innych, ale że nie jesteśmy od nich w seksie zależni, nasza przyjemność jest w naszych rękach). Twierdziła, że najważniejszy romans w życiu to ten, który mamy same ze sobą: „Powinien trwać przez całe nasze życie”. Edukatorka i propagatorka masturbacji zasłynęła książką „Sex for One” z 1996 roku, wydała poradnik dla par „Orgasms for Two: The Joy of Partner Sex” (w 2002 roku) i jeszcze kilka innych pozycji.

Betty Dodson na wydarzeniu Goop (Fot. Getty Images)

Zaczynała w latach 60. i 70. XX wieku jako artystka koncentrująca się na kobiecej erotyce. Szybko jednak dostrzegła potrzebę pracy z kobietami, bo chciała pomóc im w przeżywaniu przyjemności. Tak narodziły się w 1973 roku warsztaty z masturbacji, nazwane później „Bodysex Groups”. Pokazywała różne autoerotyczne techniki, w tym stymulację kultowym wibratorem Hitachi Magic Wand, przeznaczonym pierwotnie do masażu pleców, inspirując współczesnych twórców gadżetów erotycznych. Zachęcała kobiety do oglądania swoich miejsc intymnych w lusterkach, by poznać siebie „tam na dole”, przypominając, że wulwy różnią się od siebie. W 1974 roku napisała artykuł dla feministycznego magazynu „Ms.”, w którym podkreślała, że masturbacja ma ogromne znaczenie w procesie emancypacji kobiet, i przypominała, że przyjemność można czerpać nie tylko z penisa, lecz także z własnej łechtaczki. Swoją wiedzą podzieliła się też w publikacji „Liberating Masturbation” – lekarze polecali tę lekturę pacjentkom. Nic zatem dziwnego, że Dodson uważa się za pionierkę feminizmu czwartej fali z jej sekspozytywnym podejściem i przekonaniem, że wyzwolenie kobiet jest pełne, tylko jeśli przestaniemy osądzać sferę seksualną, zatem skończymy m.in. ze slut-shamingiem.

O mocy masturbacji i jej zaletach przekonaliśmy się szczególnie w okresie pandemii, kiedy okazało się, że to najbezpieczniejsza i najbardziej dostępna forma seksu. Nie tylko zapewnia przyjemność, lecz także pomaga poznać lepiej swoje ciało, pragnienia i znaleźć w optymalnych warunkach drogę na szczyt. Dziękujemy, Betty, że nas tego nauczyłaś i wytyczyłaś tę ścieżkę.

Rosemary Basson rozprawia się z mitem oziębłych kobiet

Virginia Johnson i William Masters stworzyli schemat podniecenia seksualnego człowieka, który okazał się pułapką. Zgodnie z nim do końca lat 90. uznawano, że kobiety tracące po „miesiącu miodowym” zainteresowanie seksem są po prostu oziębłe. Choć w trakcie stosunku wszystko było jak dawniej, zgłaszały w gabinetach, że nie odczuwają już charakterystycznego głodu seksu, który powodowałby, że nie mogą się doczekać następnego razu. Doktor Rosemary Basson zapewniała pacjentki, że nie mają dysfunkcji seksualnych, że to normalne, i podzieliła się na początku XXI wieku nowym schematem responsywnego podniecenia seksualnego, na podstawie obserwacji swoich pacjentek i pacjentów, rewolucjonizując podejście do kobiecej seksualności. Ekspertka zauważyła, że krzywdę robi nam pokazywanie spontanicznego pragnienia, np. w hollywoodzkich filmach czy porno. W życiu jest inaczej, zwłaszcza w stałych relacjach. Według Basson zwłaszcza kobiety w długotrwałych związkach potrzebują trochę czasu, by się podniecić. Pomocne okazują się erotyczne rozmowy, snucie fantazji, ale też przytulanie, okazywanie akceptacji. Według Rosemary Basson cykl reakcji seksualnych kobiet nastawiony jest na osiągnięcie satysfakcji i przyjemności czerpanej z bliskości z partnerem czy partnerką, na pogłębianie relacji, budowanie bliskości, a nie wyłącznie na orgazm – raczej chodzi o indywidualnie rozumianą satysfakcję. To właśnie stanowi motywację do kolejnych zbliżeń. I nie tylko u kobiet, co ekspertka stara się podkreślać przy każdej okazji, choć jednak kobiety przede wszystkim długo borykały się z etykietką oziębłych i martwiły się, że nie pożądają spontanicznie. Basson mówi, że pożądanie ogólnie jest raczej powolne niż pospieszne w przeciwieństwie do mylących schematów kulturowych. Istotne okazuje się także nie tylko to, co przed samym stosunkiem, lecz także na co dzień, pomiędzy zbliżeniami. Podkreślała to również inna badaczka, dr Beverly Whipple. To właśnie ta seksuolożka zaangażowana była w badania i publikacje dotyczące punktu G (dziś mówimy o strefie G) oraz kobiecego wytrysku.

Kobiece fantazje seksualne z tajemniczego ogrodu

Doskonale wiemy, że wszyscy możemy fantazjować, fantazje pozwalają nam poznać lepiej swoje pragnienia, przeżyć coś tylko we własnej głowie, dopełniają satysfakcję seksualną. Oczywiście niektóre z nich można wprowadzać w życie. Trudno jednak uwierzyć, że do lat 70. uważano, że kobiety nie mają wyobraźni erotycznej, że to wyłącznie domena mężczyzn. Kłam temu zadała Nancy Friday, publikując w 1973 roku przełomową książkę. Mowa o pozycji „Mój tajemny ogród” („My Secret Garden: Womens Sexual Fantasies”). Autorka na bazie rozmów z kobietami zebrała w publikacji ich najpopularniejsze fantazje, a wśród nich te o dominacji lub uległości, gwałcie, byciu podglądaną, seksie z nieznajomym. Z jednej strony książka wywołała kontrowersje, była określana jako soft porno, z drugiej stała się bestsellerem i przede wszystkim ważnym głosem w toczącej się wówczas dyskusji o kobiecej seksualności. Uspokajała – skoro inne kobiety też fantazjują, to ze mną jest wszystko w porządku i mogę cieszyć się fantazjami, rozwijać swoje życie wewnętrzne, swoją seksualność. Stała się też kolejnym dowodem, że kobiety i mężczyźni tak bardzo się od siebie nie różnią. Sama Friday podkreślała w wywiadach, że zdecydowała się pisać o seksualnych fantazjach kobiet, ponieważ temat był brakującym elementem układanki w okresie, kiedy świat nagle zainteresował się seksem i seksualnością kobiet. Po przeprowadzeniu wywiadów z kobietami Friday stwierdziła, że kobiecym myślom erotycznym towarzyszy zaniepokojenie i poczucie winy. Tym bardziej należało więc temat znormalizować.

Nancy Friday (Fot. Getty Images)

Margaret Sanger uwalnia od strachu przed niechcianą ciążą

Wróćmy jeszcze do 1916 roku, czyli momentu, kiedy pielęgniarka i edukatorka seksualna Margaret Sanger wraz z siostrą otworzyła pierwszą klinikę planowania rodziny, która stanowiła podwaliny dla działającej do dziś w Stanach organizacji Planned Parenthood. Choć zostały za to aresztowane, nie poddały się. Dziś sieć Planned Parenthood nie tylko edukuje na temat zdrowia seksualnego, lecz także zapewnia dostęp do aborcji. Jednak na tym nie koniec przełomowych działań Margaret Sanger na rzecz praw kobiet. To właśnie ona zabiegała uparcie o stworzenie pigułki antykoncepcyjnej, by uwolnić kobiety od strachu przed ciążą, pomóc im kontrolować swoją płodność i czerpać większą satysfakcję z seksu. Do pracy nad tabletką Sanger namówiła w 1950 roku Gregoryego Goodwina Pincusa, eksperta od rozmnażania się ssaków. Stworzył on zespół, wraz z którym w 1955 roku stworzył tabletkę nazwaną Enovid. W 1960 środek uzyskał dopuszczenie Agencji Żywności i Leków i trafił do amerykańskich aptek. W Polsce tabletka pojawiła się sześć lat później.

Margaret Sanger (Fot. Getty Images)

Esther Perel uczy nas rozmawiać o miłości, związkach i seksie

Słyszymy zewsząd, że kluczem do udanej relacji i fantastycznego seksu jest komunikacja. Ale jak się komunikować? Tu z pomocą przychodzi guru od związków – psychoterapeutka Esther Perel. Nie tylko zaprasza pary do swojego gabinetu, lecz także występuje podczas TED Talków, prowadzi podcast i wydała bestsellerowe książki – „Inteligencja erotyczna. Jak utrzymać bliskość w relacji” i „Kocha, lubi, zdradza. Nowe spojrzenie na problem niewierności w związku”. W pierwszej z wymienionych publikacji ekspertka wyjaśnia, jak utrzymać pożądanie w długotrwałej relacji, podkreśla, że warto pozwolić sobie na zmianę w sypialni reguł związkowej gry, które obowiązują na co dzień, na zabawę dominacją i uległością. Podkreśla rolę erotyki w naszym życiu, postrzegania jej w szeroki sposób, szukanie w niej życiowej energii napędzającej do działania.

Esther Perel (Fot. Getty Images)

Seksualna rewolucja, która się nie skończyła

Choć rewolucja seksualna zaczęła się kilkadziesiąt lat temu, okazuje się zaledwie zalążkiem zmian, które jeszcze przed nami. Kobiety zdają się być gotowe na rewolucję, zarówno ekspertki od seksualności, jak i każda z nas, zaczynająca poszukiwać rozkoszy, stawiająca granice, przesuwająca je. Dowiadujemy się coraz więcej o swoim ciele i seksualności, zarówno w teorii, jak i praktyce. Seks zdaje się być wszędzie, ale indywidualną koncepcję erotyki, która może być życiowym paliwem, trzeba ukuć samej. Nie dać się mitom, ale szukać tego, co faktycznie nas podnieca, daje nam przyjemność. I szczerze o tym rozmawiać.


Fot. Johan Sandberg

Więcej o Esther Perel przeczytasz w urodzinowym wydaniu „Vogue Polska”, który już teraz możesz zamówić z wygodną dostawą do domu

Paulina Klepacz
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Seksrewolucjonistki: Ekspertki, dzięki którym mamy lepszy seks i relacje
Proszę czekać..
Zamknij