Ten, kto kiedykolwiek kroił tort, wie, że wraz z każdym kawałkiem ubywa całości do podziału. Czy można dzielić tak, aby więcej osób się najadło, a jednocześnie tak, żeby nikt nie czuł, że coś traci? Co to ma wspólnego z pracą kobiet, mężczyzn i dizajnem?
Wbrew pozorom wystawa „Add to the Cake”, którą odwiedziłam w wakacje, nie dotyczy cukiernictwa ani kulinariów. Tytułowy tort symbolizuje wszystko to, co się w naszej kulturze liczy: karierę, prestiż, widoczność, władzę i pozycję. A jednocześnie wszystko to, co mężczyznom łatwiej jest osiągnąć, zdobyć i rozwijać. Wystawa, oprócz tytułu, ze słodyczą nie ma wiele wspólnego. Chociaż mamy XXI wiek, nadal kobiety rzadziej mają wystawy w prestiżowych muzeach czy galeriach, zarabiają mniej niż mężczyźni na podobnych stanowiskach, rzadziej opowiadają publicznie o swojej pracy i rzadziej w związku z tym są zapraszane do udziału w wydarzeniach. Koło się zamyka. Jak je otworzyć?
Wystawę „Add to the Cake. Transforming the Roles of Female Practicioners”, bo tak brzmi jej pełen tytuł, można odwiedzać do 3 listopada w Muzeum Sztuk Dekoracyjnych w Dreźnie. Jej kuratorki, Matylda Krzykowski i Vera Sacchetti, zaprosiły do współpracy kolejne kobiety: artystki i projektantki. Razem szukają odpowiedzi na pytania o to, jak można powiększyć obecny „tort” i sprawiedliwie się nim dzielić. Tytuł wystawy nawiązuje do poprzedzającego ją sympozjum, podczas którego często padało stwierdzenie, że trzeba wzbogacić kanon.
Kanon
– Stójcie w kręgu i naśladujcie resztę. Wszystko będzie po niemiecku, ale domyślicie się, o co chodzi, obserwując innych – instruuje nas Matylda na kilka minut przed rozpoczęciem performensu prowadzonego przez Vivien Tauchman. Jedna prowadząca, sześć drewnianych drążków i kilkanaście osób – mniej lub bardziej przypadkowych przechodniów, zaciekawionych tym, co będzie się działo.
Vivien zaczyna powoli, ale zdecydowanie. Ma spokojny głos. Młodzi, starzy, kobiety i mężczyźni, w spodniach, szortach i sukienkach – wszyscy poruszamy się w rytm jej słów. Ja akurat drążka nie dostałam, więc zaciskam dłonie na fikcyjnym. Pochylam się. Krok do przodu, krok do tyłu. „Aha – sprzątamy!” – myślę sobie. Niektórzy z prawdziwymi drążkami w ręku, inni, jak ja udając, że coś trzymają. Wszyscy w tej samej pozycji. Fikcyjne zamiatanie zaczyna po chwili męczyć. Jest monotonne i nużące. Zmiana. Vivien zachęca, by drążki oddać kolejnym osobom. Wymieniamy się. Uśmiechamy. Rozglądamy po sobie. Dostaję kawałek drewna od kogoś obok. Teraz góra – dół. Chyba mycie okien. Trochę kojące – miła odmiana od codziennych wyzwań, ale na dłuższą metę też męczące. Kolejna zmiana – drażki trafiają do następnych osób. Kolejne ruchy w rytm niezrozumiałych słów. Ręce poruszają się w bok. Prasowanie? I tak dalej, i tak dalej. Aż do ruchów nieprzypominających nic znanego, nic nieznaczących, wyginających ciało w abstrakcyjne pozycje. Po co? Gesty przypominające fizyczne ćwiczenia miały na celu odćwiczanie kanonu.
Trening
„How can you learn anew?” – tak zatytułowany był performens towarzyszący wystawie. Nasze ciała trenowane są do określonych ruchów. Sprzątanie jest tylko banalnym przykładem takiego treningu – najczęściej dotyczącego kobiecego ciała. A jeszcze częściej – kobiet z nieuprzywilejowanych grup. „Kobiety różnych ras, emigrantki (…) – często wyręczają inne, które dzięki nim zyskują czas i energię do bycia bardziej niezależnymi” – upomina w tekście towarzyszącym performensowi badaczka i feministka Sara Ahmed.
Tego typu przykładów można szukać też w innych dziedzinach, w sferze zawodowej i w codziennych sytuacjach. Może zaobserwowaliście różnicę między tym, jak siadają mężczyźni, a jak kobiety? Co wypada jednej płci, a co drugiej? Jak pozujemy do zdjęć? Jakie pozy nam przystoją, w jakich wyglądamy dobrze, a w jakich niekorzystnie? Które są męskie, a które kobiece? Wiedza o tym, jak siedzieć, stać, wyglądać – to wiedza ucieleśniona. Nie myślimy o tym na co dzień, ale nasze ciała to wiedzą. Niby same z siebie. A naprawdę dzięki wieloletnim treningom – socjalizacji do ról płciowych.
Salon
Wątków związanych z odćwiczaniem tego, co nawykowo uznajemy za męskie i kobiece, znajdziecie na wystawie więcej. Kuratorki zebrały na wystawie bardzo różne wypowiedzi.
Każda z prac ma inny charakter – są wśród nich obiekty, instalacje, grafiki czy filmy. Wszystko wkomponowane w historyczne wnętrza letniego pałacu Augusta II Mocnego, księcia Saksoni i króla elekcyjnego Polski.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że pałacowe wnętrza nie nadają się na wystawianie nowoczesnej twórczości o feministycznym wydźwięku. Jednak gdy uzmysławiam sobie, że pałac zbudowany był dla kochanki władcy, nabieram przekonania, że to bardzo ciekawy kontekst. W takim miejscu od zagadnień o roli kobiet nie da się uciec.
Oprócz pytania o to, jak można wzbogacić kanon, który w większości zdominowany jest przez mężczyzn, kuratorki starają się też nieco zmienić bieg historii poprzez wydobywanie na światło dzienne faktów, które do tej pory były zupełnie przemilczane.
Widzialność
Pierwsza sala poświęcona jest projektantkom, których nie znajdziecie w podręcznikach. Ich nazwiska zniknęły z kanonu historii dizajnu. Czasem dlatego, że brały śluby i przybierały nazwisko męża, czasem dlatego, że trzymane były w cieniu mistrzów – zwykle męskich. Sala to poruszające świadectwo ich obecności. Przywrócenie im widzialności.
Sama idea wystawy „Add to the Cake” wzięła się ze spotkania podczas sympozjum towarzyszącego prezentacji wymierzonej przeciw niewidzialności kobiet.
Bohaterkami „Against Invisibility” były mało znane kobiety pracujące w niemieckiej firmie Hellerau, słynnym producencie mebli. Kuratorka Tulga Beyerle zaprosiła duet Foreign Legion, czyli Matyldę i Verę, aby w formie sympozjum stworzyły współczesny komentarz do historycznej rzeczywistości.
– Kobiety znikały z historii z różnych powodów – opowiada Sacchetti, oprowadzając widzów po pierwszej sali. Znajdują się tam gabloty pełne szkiców, zdjęć i listów. – Jednym z powodów było to, że wychodząc za mąż, zmieniały nazwisko i trudno było je połączyć z dorobkiem z wcześniejszego – panieńskiego – okresu.
Tym kobietom kawałek tortu nie przypadł w udziale.
Idę do innej gabloty – są tam zebrane współczesne dane i statystyki. Dowiaduję się, że w 2018 roku w Vitra Design Museum, kolebce europejskiego dizajnu, odbyło się dziesięć wystaw. Trzy były zbiorowe – przedstawiały prace mężczyzn i kobiet, cztery wystawiały obiekty słynnego małżeństwa Ray i Charlesa Eamesów, trzy prezentowały prace samych mężczyzn. Wystaw przedstawiających prace kobiet nie było.
Wiadomości
Skąd mamy wiedzieć o projektantkach? Jak się dowiadywać o ich twórczości? – Staram się zapraszać do pracy kobiety, kiedy tylko mogę – deklaruje Matylda. Możemy pokazywać ich prace, pytać je o zdanie, publikować ich zdjęcia, nazwiska i wypowiedzi. To ważne gesty.
Przychodzą wam do głowy zapomniane bohaterki? Znacie kobiety, o których świat nie słyszał, a które robią ważne rzeczy?
W jednym z pokoi można zasiąść za biurkiem, wziąć do ręki ołówek i papierowy formularz (później się dowiem, że formularz jest też w wersji on-line) i uzupełnić historię o to, co zostało w niej pominięte. Pomyślcie – może też znacie nieopowiedziane historie kobiet, nieznane postaci, niezaistniałe książki? To unikalna szansa zgłoszenia ich i upublicznienia w świecie.
Kolektyw Common Interest we współpracy z Ann Kern stworzył piękną instalację zasilaną pomysłami odwiedzających. Wystarczy, że zgłosisz tytuł, tematykę i autorkę (lub autora) książki, a system wygeneruje okładkę i zamieści na stronie. Od tej chwili twoja książka zacznie istnieć w internecie.
Podobnie działają też Chrissie Muhr i Ji-hee Lee, które dostarczają nam (tj. chętnym do czytania) informacje. „FYI” – taki ma tytuł newsletter, w którym zbierają teksty o kobietach i krytycznie przyglądają się ich roli we współczesnych mediach. Sam akt udostępniania nam tych informacji zmienia relacje sił i widoczność.
Czasem drobne działania potrafią wiele zmienić.
Spodnie
W ostatniej sali, jakby na zamknięcie kolekcji wypowiedzi, Sara De Campos – projektantka z Lizbony – formułuje banalne marzenie.
Gdy w czasie II wojny światowej i zaraz po niej brakowało mężczyzn, kobiety musiały przejąć część obowiązków i zacząć pracować tak, jak dawniej oni. Spodnie okazały się bardziej praktyczne, bezpieczne i wygodniejsze niż sukienki. Czy dzisiaj noszenie spodni przez kobiety kogoś dziwi? Sara De Campos używa tej historii jako analogii:
– W niedalekiej przyszłości chciałabym analogicznej transformacji w dziedzinie projektowania przemysłowego i projektowania produktu. Niech to się stanie obszarem wspólnego działania, gdzie zarówno kobiety, jak i mężczyźni będą mogli ramię w ramię pracować i współpracować z przedstawicielami różnych innych dyscyplin. Od mebli, przez rolnictwo czy przemysł kosmiczny, po sprzęt medyczny. W takiej przyszłości widzę więcej partnerskiej współpracy także między dziedzinami nauki czy przemysłu, co przełoży się na lepsze rozwiązania i poprawę ludzkiego życia. W przyszłości widziałabym równy podział szans rozwoju kobiet i mężczyzn, który stanie się tak oczywisty jak dzisiaj noszenie spodni.
To, co De Campos mówi, można podsumować jednym zdaniem. Feminizm nie dotyczy tylko kobiet, dotyczy nas wszystkich – i kobiet, i mężczyzn. Nierówności związane z szansami i warunkami pracy czy studiów nie szkodzą tylko kobietom, szkodzą wszystkim.
Entuzjazm
To, co wyróżnia wystawę na tle innych głosów feministycznych, to pragmatyczne podejście i ambicja, by dokonywać zmiany w lekkim duchu zamiast przy użyciu siły. Matylda i Vera zgodnie twierdzą, że nie chodzi o narzekanie, roszczenia czy konfrontowanie się, ale o wspólne układanie świata na nowo. – Dlatego chcemy dodawać do tortu, ale nie odejmując nikomu tego, co już ma. Czy to możliwe?
Długo rozmawiałyśmy z Verą o tym, jaki tytuł ma mieć wystawa – opowiada Matylda. To w końcu najważniejsze! W zależności od tego, jak coś nazwiesz, ludzie będą to rozumieli w określony sposób. W pewnym momencie znajoma wspomniała o wykresie kołowym – „torcie” (ang. pie chart), ilustrującym różne podziały – kto ma ile władzy, pieniędzy, ile w tym jest kobiet, ilu mężczyzn. Pomyślałam, że to ciekawa analogia. Dlaczego by nie zacząć mówić o dodawaniu do tortu zamiast o jego dzieleniu?
Bardzo ciekawie propozycję tytułu zinterpretowała kuratorka dizajnu Amelie Klein: – Z początku pomyślałam, że to nietrafna analogia. Jak możesz dodać, nie odejmując? Ale potem uświadomiłam sobie, że skoro mowa o torcie, to można dokładać kolejne warstwy. Nie trzeba dzielić go na mniejsze kawałki, żeby dla wszystkich starczyło. Można budować go wzwyż.
Feministyczna zmiana moze polegać właśnie na tym. Nie chodzi o to, żeby odbierać pozycje już zajęte, mówić głośniej niż mężczyźni czy stawać lub siadać w większym rozkroku, ale o to, żeby przemyśleć na nowo role i pozycje kobiet i mężczyzn w polu dizajnu i praktyki projektowej.
Teraz
Praca kolektywu Foreign Legion ewoluuje. Kuratorki próbują wielu formatów i różnych kanałów komunikacji i tworzą zawsze we współpracy z innymi. Aktualnie planują wydanie książki, a 31 października w Dreźnie wezmą udział w Forum Przyszłości, gdzie podzielą się doświadczeniami i inspiracjami.
Tymczasem 28 sierpnia w tym samym Muzeum SDK otworzono indywidualną wystawę „Living as an Open System” niemieckiego projektanta Rudolfa Horna.
Nie chcemy odwrócenia ról, ale większej równowagi, w której jeden mężczyzna nie będzie dostawał tyle widoczności, przestrzeni i pieniędzy co kilkanaście kobiet, które zmuszone są się tym podzielić.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.