Zamiast pisać do siebie wiadomości, będziemy rozmawiać na Zoomie. Bliskość ograniczymy do trzymania się za ręce i każdego będziemy pytać, czy jest zaszczepiony. Powtórka z lockdownu? Nie. Tak według Tindera będzie wyglądać w przyszłości randkowanie.
Zamknięcie w domu, nakaz noszenia maseczek, pozamykane restauracje i kina, a przede wszystkim lęk przed zarażeniem się śmiertelnym wirusem na skutek kontaktu z drugim człowiekiem. Wybuch pandemii sprawił, że wielu singli przestało zaprzątać sobie myśli poszukiwaniem idealnego partnera w sieci. Ale tylko na chwilę. Gdy minął pierwszy szok, chętnie wrócili na Tindera. Ta najpopularniejsza na świecie aplikacja do poznawania ludzi od dwóch lat przeżywa prawdziwy boom. W marcu 2020 r. padł rekord 3 mld (!) swipe’ów jednego dnia i od tamtej pory został on powtórzony już 130 razy.
Użytkownicy aplikacji spędzają na rozmowach o 32 proc. więcej czasu niż kiedykolwiek wcześniej i mają średnio o 42 proc. więcej „matchów”, co zwiększa szanse na poznanie partnera. – Skoro od wybuchu pandemii nasze życie zawodowe, towarzyskie i erotyczne przeniosło się tak silnie do sfery on-line, to nie dziwi mnie szalony wzrost popularności Tindera – mówi Magdalena Kuszewska, dziennikarka specjalizująca się w psychologii, autorka książki „Chciałbym… Męskie fantazje seksualne” i współautorka książek „Co boli związek” i „Sekrety penisów. Jak oni to robią?”. – Poza tym, kiedy wprowadzano lockdown, co dwunasty Polak uprawiał seks z kimś poznanym w sieci, jak wynika z najnowszych badań seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego. To osoby z wysokim libido i ryzykanci… Seks odbywali w realu, w formie „cyber” lub telefonicznej. – dodaje Kuszewska. A ponieważ pandemia wpłynęła na całe nasze życie, bo przecież inaczej pracujemy, odpoczywamy i podróżujemy, także sposób, w jaki szukamy miłości online, się zmienił. I choć na Tindera zaglądamy chętniej niż kiedyś, to jesteśmy na nim na innych zasadach. W ciągu ostatnich dwóch lat w świecie wirtualnych randek dokonała się prawdziwa rewolucja, która – jak wynika z opublikowanego niedawno przez aplikację raportu „Future of Dating” – będzie wyznaczać trendy przez najbliższe lata.
Randki online staną się częścią nowej normalności
Jeśli wierzyć badaniom przeprowadzonym w londyńskim Imperial College Business School, do 2037 r. co drugie dziecko będzie rodzić się parze, która poznała się przez internet, a randkowanie online stanie się tak powszechne, że – zgodnie z prognozami – do 2035 r. więcej par pozna się dzięki aplikacjom randkowym niż w realnym świecie. Jak to możliwe? Otóż w czasie lockdownu chętnie zakładaliśmy konta na Tinderze, bo imprezy, na których zwykle można było poznać kogoś nowego, były odwołane, a miejsca, takie jak bary czy kluby, zamknięte. Choć w przyszłości imprezy będą się odbywać, a knajpy będą otwarte, szukanie miłości online nie przestanie być popularne ze względu na poczucie bezpieczeństwa, które daje. – Mój gabinet odwiedza wiele młodych osób, którym odpowiada forma spotkań online – mówi Zuzanna Butryn, psycholożka z Centrum Psychologii „Sense”. – Łatwiej im prowadzić konwersacje, pisząc z kimś niż rozmawiając na żywo. Młode pokolenia w świat wirtualny przeniosły już nie tylko naukę, zakupy i pracę. W internecie poszukują przyjaciół i partnerów ze względu na oszczędność czasu. Przyczyną tego jest zarówno przyzwyczajenie do funkcjonowania w świecie online, jak i lęk przed bliskością. Relacja wirtualna pozornie chroni nas przed silniejszym zaangażowaniem. Celowo używam słowa pozornie, bo w moim gabinecie spotykam osoby, które cierpią z powodu rozpadu relacji wirtualnej równie mocno, co ci będący w związkach, w których widują się z partnerem/ką na żywo.
Co się zmieni? Choćby to, że zamiast wysyłać sobie wiadomości, zaczniemy rozmawiać na czatach wideo. I nie tylko rozmawiać. W Stanach Zjednoczonych jedna trzecia przedstawicieli pokolenia Z na Tinderze wykorzystuje komunikatory wideo do… wspólnego jedzenia kolacji. Zamiast spotykać się na mieście, zamawiają dania na wynos i jedzą razem, widząc się na Zoomie („Zoom” pojawia się w tinderowych konwersacjach 30 razy częściej niż przed pandemią, a „jedzenie na wynos” – trzy razy częściej). – Martwi mnie, jako miłośniczkę spotkań na żywo, nasyconych spojrzeniami, gestami, mimiką i ruchem ciał, że pary (jak wynika z raportu Tindera) coraz częściej wybierają „wspólnotę” posiłku na Zoomie. I to, że niektóre osoby wolą uprawiać seks przez kamerkę, mając szansę zrobienia tego w realu. Nie obrażam się na technologię – ta potrafi poprawić humor, a nawet pomóc leczyć samotność, ale seks najbardziej kocha real! – mówi Magdalena Kuszewska.
Okazuje się, że wirtualne kolacje nie są wyłącznie sposobem na przełamanie lodów na pierwszej randce. Według „Future of Dating” aż 40 proc. użytkowników Tindera należących do generacji Z deklaruje, że zamierza korzystać w czatów wideo także podczas drugiego i kolejnych spotkań. Dlaczego uważają, że to dobra metoda na poznanie się bliżej? Ponieważ ich zdaniem pozbawiona jest presji wzajemnych oczekiwań.
Najważniejsza będzie szczerość
Koniec z bezsensownym swipe’owaniem w prawo w nadziei, że Tinder zmatchuje nas z kimkolwiek. W przyszłości najważniejsza będzie transparentność. Od czasu pandemii precyzyjniej opisujemy na swoich profilach, kim jesteśmy, jak wyglądamy i przez co przeszliśmy (w challenge’u „Put Yourself Out There”, który polegał na pokazaniu na swoim profilu swojego prawdziwego ja, wzięły udział miliony użytkowników). Ponad 100 razy częściej w bio pojawia się prośba „noś maskę”, informacje o przyjęciu szczepionek na COVID-19, ale też poglądy polityczne czy zainteresowania (w ostatnim roku królowali „Bridgertonowie”), a nawet preferencje dotyczące higieny osobistej potencjalnego partnera.
Z przeprowadzonego na zlecenie portalu YPuls.com badania „Dating in a Post-COVID World” wynika, że już 16 proc. randkowiczów pyta drugą osobę o zgodę na dotknięcie (wzięcie za rękę, pocałunek w policzek), zanim dojdzie do pierwszego spotkania. Co piąta zmatchowana para rozmawia o środkach antykoncepcyjnych, zanim w ogóle dojdzie do pierwszego spotkania – jeszcze niedawno w ogóle nie podejmowano tego tematu. Wzrosło też (o 11 proc.) użycie w konwersacjach słowa „zgoda” (w kontekście przyzwolenia na seks). To pozytywny sygnał, że dbanie o komfort tej drugiej osoby staje się dla nas czymś normalnym. – Słuszne jest założenie twórców aplikacji i samych użytkowników, że pytanie o ważne tematy (szczepienia, religia, chęć posiadania dzieci, preferencje) buduje przekonanie, że należy tych podobieństw mieć dużo – mówi psycholożka Zuzanna Butryn. – Zawsze mówię, że przeciwieństwa przyciągają się… na chwilę. Przypisanie się do jakiejś „grupy” sprawia, że już na starcie budujemy związek oparty na szczerości i zgodzie obojga na pewne rzeczy. To niezwykle istotne i pomaga zaoszczędzić czas na randkowaniu z kimś, kto nie będzie dla nas odpowiednim partnerem.
Związek? Najpierw weź mnie za rękę
Nie tylko małżeństwa przestały być dla ludzi atrakcyjne (według danych Głównego Urzędu Statystycznego ich liczba maleje z roku na rok, w 2020 r. o ponad 38 tys. w stosunku do roku poprzedniego), na wartości straciły jakiekolwiek stałe związki. „W niepewnym świecie, randkowicze mają mniejsze oczekiwania co do przyszłości swoich związków”, napisał Tinder w raporcie „Future of Dating”. I choć aplikacje powstały po to, by łączyć singli w pary, dziś prawie połowa użytkowników nie szuka tam stałego związku, a od randek woli przyjaźń z romantycznym potencjałem lub związek „na własnych zasadach”. Z każdym rokiem rośnie liczba osób deklarujących, że bardziej niż seksu potrzebują fizycznego kontaktu i drobnych gestów. Chcą, by ktoś ich przytulił, potrzymał za rękę, odgarnął włosy z twarzy. – Spotkania na żywo są wartościowe właśnie pod kątem budowania emocjonalnej więzi z drugim człowiekiem – mówi Zuzanna Butryn. – Gdy kogoś przytulamy, nasz organizm wytwarza, m.in. oksytocynę, czyli hormon przywiązania. Tinder przewiduje, że dotyk będzie mieć wielkie znaczenie. „Doświadczenia życia bez fizycznego kontaktu z innymi sprawiły, że randkowicze zaczęli doceniać najdrobniejsze momenty fizycznej atencji”, napisano w raporcie. Na razie jednak na bliskość mocno wpływa sytuacja pandemiczna. Raport Tindera ujawnił, że aż 66 proc. randkowiczów podczas pierwszego spotkania face to face z osobą poznaną przez internet trzyma się od niej na dystans. I to niemały, bo prawie dwumetrowy!
Aktywne pierwsze randki
Niekończące się rozmowy o niczym? Który z singli nie przerobił takiego scenariusza! W przyszłości będziemy wybierali aktywne metody na przełamanie pierwszych lodów. Aplikacje randkowe już prześcigają się w pomysłach, które mają to ułatwić. Konkurencyjny dla Tindera Bumble wprowadził „Night In” – możliwość zorganizowania wirtualnego spotkania z osobą zmatchowaną, podczas którego odpowiada się na pytania-ciekawostki i wysyła sobie wiadomości głosowe. Tinder z kolei ma „Swipe Night”, prowadzone na żywo, interaktywne randki, podczas których single śledzą historię kryminalną, próbują zgadnąć, kto popełnił zbrodnię, a na koniec na tzw. szybkim czacie mogą porozmawiać o historii, przeanalizować jej wątki i spróbować rozwikłać tajemnicę. A na końcu zdecydować, czy chcą się poznać.
– Poznawanie się w środowiskach gamingowych jest ciekawym zjawiskiem – zauważa psycholożka Zuzanna Butryn. – Gramy razem w grę lub w tej grze jesteśmy partnerami i przenosimy tę relację w świat realny. Każdy sposób poznania się jest dobry, ważne, co potem. Żeby relacja się udała, muszę być świadoma/y, czego chcę. Jeśli szukam stałego związku, wspólnego mieszkania, chcę założyć rodzinę, warto powiedzieć o tym w pewnym momencie randkowania – zarówno wirtualnego, jak i w realu. Świadomie chcę być w relacji, w której tylko spotkania online wchodzą w grę? Okej, jednak wtedy obserwuję, jak mi w tym związku jest. Czy to mi wystarczy? Czy tak wyobrażałam sobie związek? Czy ta relacja zaspokaja moje potrzeby?”.
Bez względu na to, czy użytkownicy randkowych aplikacji poznają się podczas kryminalnej gry czy – jak dawniej – przesuwając palcem w prawo, nadal zależy im, by zostać zmatchowanym. Według raportu Tindera od czasu pandemii generacja Z poprawia swój opis na profilu na bardziej atrakcyjny średnio trzy razy częściej niż przed pandemią. Milenialsi – dwa razy częściej. I choć, jak podaje Ypulse.com, ponad połowa singli uważa, że „COVID-19 w negatywny sposób wpłynął na ich życie miłosne”, to zdecydowana większość jest zdania, że najwyższy czas wrócić do gry.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.