„Szykowne, wyrafinowane, nowe” – tak amerykański „Vogue” opisywał projekty z debiutanckiej kolekcji Proenzy Schouler na jesień 2003, którą zaprezentowali w 2002 roku w National Arts Club w Nowym Jorku. Minęło prawie 20 lat, a ich kolekcje nadal można skwitować tymi samymi słowami. Odporni na kryzysy i chwilowe trendy, po prostu robią swoje. I wychodzi im to na dobre.
Gdyby nie oko krytyczki „Vogue’a” Nicole Phelps, być może nikt nie pamiętałby, że duet Proenza Schouler wielkimi krokami zbliża się do dwudziestych urodzin. Lazaro Hernandez i Jack McCollough nie informują o tej wielkiej rocznicy. Pracują, jakby wcale nie awansowali z pozycji „obiecujących, młodych projektantów”, których dyplomową kolekcję kupuje dom handlowy Barneys, na starych wyjadaczy, którzy rozdają karty w amerykańskiej modzie i chronią ją przed katastrofą.
Nawet jeśli o tym nie mówią, w ich działaniach widać mądrość, świadomość i doświadczenie. Myślą nie tylko o klientkach, dla których tuż po prezentacji wideo uruchomili platformę z przedsprzedażą projektów z jesiennej kolekcji. Pamiętają także o dziennikarzach, którzy w normalnych warunkach analizowaliby ich pracę na wybiegu i za kulisami. Tzw. „re-see”, czyli ponowne oglądanie kolekcji, które tradycyjnie odbywa się w showroomie kilka dni po pokazie, w tym sezonie zorganizowali na ZOOM-ie. I opowiadali o inspiracjach, przemyśleniach i procesie powstawania nowych projektów.
A te są na piątkę z plusem. Hernandez i McCollough trzymają się wyrafinowanego minimalizmu, który przeplatają dyskretną awangardą. Mieszają stonowaną paletę barw z intensywnymi akcentami kolorystycznymi (w tym sezonie to przede wszystkim ciepła czerwień i kanarkowy żółty). Otulają kobiecą sylwetkę miękkimi tkaninami, które czasami urozmaicają geometryczną konstrukcją. Choć geometrii w nowej kolekcji było nieco mniej niż w poprzednich. Mocno podkreślone ramiona ustąpiły regularnym, miękkim liniom, a podwyższona talia – niskiemu stanowi obecnemu chociażby na wełnianych spódnicach w kolorze rudego brązu czy spodniach od garnituru.
Projektanci Proenzy Schouler nadal są mistrzami niuansów. Suknie bez ramiączek mają wszyte kieszenie, dzięki którym z eleganckiej kreacji nagle stają się przykładem casualowej stylizacji. Inne mają wycięcia w talii albo wstawki z prześwitującego materiału. Marynarki wyposażono w jeden guzik, aby zmysłowo odkrywały brzuch i spływały na biodra. Jedną z nich prezentowała na pokazie pasierbica Kamali Harris, Ella Emhoff. Młoda artystka i świeżo upieczona podopieczna agencji IMG Models uczy się projektowania na Parsons School of Design – tej samej, którą 20 lat temu kończyli Hernandez i McCollough. Jej marzeniem jest założenie własnej marki. Kto wie, może na miarę Proenzy Schouler?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.