Znaleziono 0 artykułów
19.03.2021

Premierowo na Vogue.pl: The Mannei na sezon jesień-zima 2021

Anna Konieczyńska

Kożuchy, skórzane marynarki i płaszcze z jej debiutanckiej kolekcji noszą Irina Shayk, Kendall Jenner i Elsa Hosk. – Teraz przebojami będą marynarki z bardzo szerokimi ramionami, świetne puchówki i skórzana koszula z szerokimi ramionami – mówi Sara Boruc Mannei o drugiej odsłonie autorskiej marki.

Kolekcje marki są spójne z twoim osobistym stylem. Wydaje się, że to właśnie autentyczność pozwala marce osiągnąć sukces.

Cieszę się, że tę autentyczność widać. Tworząc markę, bazowałam na własnych doświadczeniach. Sama jestem klientką marek luksusowych. Wiedziałam, czego oczekuję, a co mi się nie podoba. Najważniejsza jest dla mnie jakość. Śledzę trendy, ale nie kieruję się nimi w zakupach. Staram się raczej wyprzedzać tendencje. Gdy zaczęłam nosić obszerne, męskie marynarki, na Instagramie dziewczyny pisały mi, że to „niekobiece”. U nas wciąż podobają się ubrania blisko ciała, seksowne. Ja nie chcę robić tego, co wszyscy. Robię to, co mi się podoba. Moje inspiracje sięgają 10 lat wstecz, bo już wtedy wiedziałam, że chcę prowadzić markę. Jeśli znajdzie się w kolekcji rzecz, która nie do końca mi się podoba, po prostu ją wyrzucam, wiedząc, że nie będę w stanie z przekonaniem jej nosić.

Ty sama przeszłaś metamorfozę?

Oczywiście! Pierwsze moje zdjęcie pojawiło się w mediach w 2002 r., gdy występowałam w „Idolu”. Nie wybrałam wtedy stylizacji – panterkowego płaszcza i dżinsowej spódnicy. Miałam 17 lat i poddałam się stylistce. Cieszę się, że założyłam markę po 30-tce, bo wiem już, w czym dobrze wyglądam. Gdy zaczęłam kupować rzeczy od domów mody, nie myślałam o tym, co mi się podoba, tylko wzorowałam się na tym, co nosili inni. To nie był spójny styl, tylko miks rzeczy.

Pomogło ci doświadczenie zdobyte w marce biżuteryjnej Sin by Mannei?

Tam zajmuję się przede wszystkim doradztwem kreatywnym – projektami, pomysłami, promocją. Marka bazuje na doświadczeniu mojej mamy, złotniczki i jubilerki, a biznesowo i logistycznie ogarnia ją moja siostra Ines. Do tej pory nie mieszkałam w Polsce, więc nie byłam na co dzień zaangażowana w ich pracę. Z zespołem The Mannei jestem nieustannie w kontakcie.

Nie obawiałaś się, że do The Mannei przylgnie łatka marki influencerki?

Nie, bo nigdy nie uważałam się za influencerkę. Na Instagramie pokazuję moją prywatność – męża, dzieci, wakacje. Mój styl też, ale nie wszystkich obserwatorów interesuje moda. Zdarza mi się na kilka tygodni zapomnieć o postowaniu. Nigdy nie traktowałam Instagrama jako pracy. Nie zrezygnuję z mediów społecznościowych, ale nie są dla mnie podstawą rozwoju autorskiej marki. Wiedziałam, że muszę wyjść poza moją bazę fanów, żeby osiągnąć sukces. Niektórzy wolą sprzedać milion T-shirtów milionowi swoich obserwatorów. Ja nie idę w ilość, tylko w jakość. Chciałam stworzyć markę premium – robić rzeczy droższe i sprzedawać je na całym świecie.

Sukces cię zaskoczył?

Tak, zwłaszcza że startowaliśmy w trudnym czasie dla nowych marek, w środku pandemii, w grudniu 2020 r. Zdecydowałam się pokazać modele i na zimę, i na wiosnę. Wiedzieliśmy, że niełatwo będzie się przebić, choćby dlatego, że nie można zorganizować spotkania dla prasy ani imprezy z influencerkami. Wszystkie działania marketingowe prowadziliśmy online.

Tymczasem jesteśmy w trakcie kampanii sprzedażowej w Mediolanie, mnóstwo butików i prestiżowych sklepów internetowych na całym świecie kupiło rzeczy z naszej kolekcji. To przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Wiedziałam, dokąd zmierzamy, ale nie sądziłam, że dojdziemy tam tak szybko. Myślałam, że marka musi być na rynku co najmniej dwa lata, żeby prestiżowe sklepy zechciały podjąć się jej sprzedaży – trzeba mieć dorobek, klientów, sławnych ambasadorów. To nie miało się wydarzyć w tym roku, a się wydarzyło. Czuję się, jak we śnie. Choć muszę też przyznać, że chyba nigdy w życiu nie pracowałam tak intensywnie i tak systematycznie.

Ubrania The Mannei noszą influencerki z całego świata. Jak udało się je przekonać?

Okazuje się, że na świecie ten rynek funkcjonuje trochę inaczej niż w Polsce. U nas za publikacje się płaci, za granicą jeśli rzeczy naprawdę się spodobają, nawet największa gwiazda po prostu je założy. Mój budżet na start marki wcale nie był taki duży, a nie chciałam dokładać z prywatnych pieniędzy. Na pewno nie było mnie stać na milionowe wypłaty dla gwiazd.

Jak sobie radzisz z prowadzeniem marki i wychowaniem trójki dzieci?

Jestem lepiej zorganizowana niż wtedy, gdy miałam mniej obowiązków. Moje córki są już duże, chodzą do szkoły, więc nie wymagają całodziennej opieki. Bardzo pomaga mi mąż. Mamy też nianię. Wierzę, że wszystko da się zaplanować.

A planujesz czas kreatywny czy inspiracje przychodzą niespodziewanie?

Nie wydzielam czasu na kreatywność. W pośpiechu nie potrafię niczego wymyślić. W ciągu dnia często coś mnie inspiruje – zaczynam zazwyczaj od detalu. Nie chcę, żeby moje rzeczy wyglądały jak z sieciówki. Poza najlepszej jakości materiałami, muszą więc mieć to coś. Chociażby ściągacze, jak w marynarkach Khazali czy skórzanej sukience Irbid noszonej przez Kendall Jenner. Jeśli masz talię, pozwalają ci ją podkreślić, jeśli nie, stworzą figurę klepsydry. To były przeboje kolekcji.

A co będzie przebojem kolekcji jesień-zima 2021?

Marynarki z bardzo szerokimi ramionami. Dają power. Mamy też sporo ręcznie wykonanych elementów ze skóry. I świetne puchówki. Powrócą kożuchy, które nosiły już Elsa Hosk, Irina Shayk czy Pernille Taisbaek. Moim ulubionym elementem jest skórzana koszula z szerokimi ramionami.

Zdjęcia: Gosia Turczyńska
Modelka: Emilia Nawarecka/ Division
Makijaż: Kasia Biały
Stylizacja: Maja Naskrętska
Retusz: Agata Bielska
Produkcja: Hubert Szumski/Pink PR

1/26Tylko u nas: Sara Boruc Mannei o autorskiej marce The Mannei

  1. Moda
  2. Premiery
  3. Premierowo na Vogue.pl: The Mannei na sezon jesień-zima 2021
Proszę czekać..
Zamknij