W 2023 roku nie da się być osobą artystyczną niezaangażowaną społecznie. Sztuka wojny nie zatrzymuje – zatrzymuje ją tylko broń. Sztuka jest potrzebna jako narzędzie do opowiadania o czymś tak niewyobrażalnym jak wojna – mówią zgodnie członkowie Solidarnego Domu Kultury „Słonecznik”: Maria Beburia, Sebastian Cichocki, Kuba Depczyński, Taras Gembik, Yulia Krivich, Kaja Kusztra, Natalia Sielewicz i Bogna Stefańska. Kolektyw wspierający działalnością artystyczną i aktywistyczną ogarniętą wojną Ukrainę został w tym roku nominowany do Paszportów „Polityki”.
Jak zachować równowagę między działalnością artystyczną a aktywistyczną? Czy to się zespala w jedno, wynika jedno z drugiego, przeplata się?
Maria: W tym momencie nie ma jednego bez drugiego. W 2023 roku nie da się być osobą artystyczną niezaangażowaną społecznie – to odpowiedzialność wobec okropnych rzeczy, które się dzieją teraz w Polsce i na świecie. Wszyscy musimy być osobami aktywistycznymi i sojuszniczymi. Ale trzeba robić to mądrze, nie zabierając przestrzeni osobom, które przeżyły to bezpośrednio, lecz być obok nich i wspierać.
Kaja: Dla mnie ważne jest, kto mówi. Staramy się oddawać głos wspólnotom, które powinny być teraz wysłuchane. Oczywiście fakt, że osoby niedoświadczające wojny bezpośrednio czują potrzebę wyrażenia emocji, takich jak współczucie, przez swoją twórczość, jest zrozumiały, ale nie powinien być pierwszoplanowy i nie powinien być poddawany komodyfikacji, utowarowieniu. Produkowanie sztuki na temat kryzysu humanitarnego przez artystki i artystów, którzy nie są jego uczestnikami, to skomplikowany temat. Dużo o tym rozmawiamy.
Kuba: Ja nie myślę o tych dwóch sferach jako czymś oddzielnym, dwóch podejściach, które trzeba jakoś balansować. Sztuka może być świetnym narzędziem do prowadzenia działalności aktywistycznej, a działalność aktywistyczną można nasycać twórczą wyobraźnią i artystyczną perspektywą. W działalności „Słonecznika” sztuka i aktywizm łączą się w jedno w zupełnie naturalny sposób, podobnie zresztą jak wśród wielu twórczyń i twórców z Ukrainy, z którymi współpracujemy, jak np. Freefilmers z Mariupola. Kiedy organizujemy pokaz filmów tej grupy, to jest to jednocześnie wydarzenie kulturalne, okazja do rozmowy o ich aktywistycznej, pomocowej działalności oraz sposób na wsparcie finansowe poprzez zakup licencji filmowych.
Czym był „Słonecznik” w momencie powstania, a czym jest teraz?
Wszyscy: Od początku Solidarny Dom Kultury „Słonecznik” był inicjatywą „pierwszej pomocy”, naszym odruchem i jedyną możliwą dla nas wtedy odpowiedzią na wojnę i kryzys. Czuliśmy potrzebę bycia razem, wspólnego przeżywania tego koszmaru, a jednocześnie działania. Zaczęliśmy działać przy Muzeum Sztuki Nowoczesnej jako centrum wsparcia dla osób uciekających przed rosyjską inwazją do Polski. Nie mieliśmy ani planu, ani strategii, tylko dopasowywaliśmy się do potrzeb na bieżąco: zbiórki leków do szpitali dla rannych w Ukrainie (razem z Fundacją Bądź), przygotowanie i transport posiłków na warszawskie dworce i do noclegowni dla osób uchodźczych, pomoc prawna i czasem po prostu punkt informacyjny. Szybko okazało się, że osobom uchodźczym przyjeżdżającym do Warszawy kultura jest potrzebna tak samo jak mieszkanie, posiłek, praca i wsparcie. Zaczęło się od wieczorów poetyckich i pokazów filmów, a później ruszyły wydarzenia kulturalne na szeroką skalę: wykłady, warsztaty, klub filmowy, performansy, spotkania z artystkami, aktywistkami, i badaczkami, akcje bezpośredniego wspierania kultury w czasie wojny. Wszystko to było możliwe dzięki zaangażowaniu kilkudziesięciu osób, w tym osób sojuszniczych i aktywistycznych. Ludzie trafiali do nas nawet z ulicy, widząc flagi i transparenty w oknach. Właściwie w taki sposób wypracowaliśmy zasadę otwartego i bezpiecznego miejsca dla wszystkich. Udało się to stworzyć dzięki temu, że wcześniej zajmowaliśmy się tematem dostępności instytucji kultury czy artystek migranckich, udzielaliśmy się aktywistycznie. Jednak żadne z tych doświadczeń nie mogło nas przygotować do koszmaru pełnoskalowej inwazji.
W tej chwili SDK „Słonecznik” działa na kilku różnych poziomach: to pomoc bezpośrednia, w tym zbiórki i współpraca z organizacjami humanitarnymi w Ukrainie, praca ze społecznością migrancką i uchodźczą, w tym z diasporą ukraińską, ale nie tylko, budowanie wspólnoty, prowadzenie dyskusji o dekolonizacji w Europie Środkowo-Wschodniej, rosji i całym obszarze postsowieckim, walka z propagandą i dezinformacją, również na polu kultury, popularyzowanie wiedzy o Ukrainie i jej historii oraz kulturze, a także nagłośnienie głosów ukraińskich artystek i pracowniczek kultury.
Solidaryzujemy się z innymi społecznościami i kolektywami aktywistycznymi. Z Fundacją W Stronę Dialogu prowadziłyśmy warsztaty ze społecznością romską, cały czas współpracujemy z Kobietami Wędrownymi, z inicjatywą Podróżnych Ugościć zorganizowałyśmy piknik, współpracujemy także z kolektywem feministyczno-queerowym KEM, organizujemy pokazy filmowe razem z inicjatywą Pogovorymo oraz inicjatywą Galas, robiąc imprezy i zbierając fundusze na organizacje pomocowe w Ukrainie.
„Słonecznik” nie jest zhierarchizowany – decyzje podejmujemy wspólnie i razem planujemy kolejne działania. Dzięki gościnności Muzeum Sztuki Nowoczesnej mamy prowizoryczną siedzibę na Pańskiej 3.
Jaki był najtrudniejszy i najlepszy dla „Słonecznika” moment tego roku?
Yulia: Wydaje mi się, że najtrudniejszym okresem dla nas był początek pełnoskalowej inwazji. Nikt z nas nie miał wcześniej takiego doświadczenia. Czytaliśmy w książkach o II wojnie światowej, mieliśmy jakieś wyobrażenia z filmów i opowieści naszych dziadków. Oczywiście zawsze się to wiązało z poczuciem, że nigdy nam się to nie przydarzy. Nawet w MSN kilka lat temu w ramach roku antyfaszystowskiego była wystawa pod tytułem „Nigdy więcej”, która mówiła o sztuce w czasie wojen. To zaklęcie – „nigdy więcej” – przynajmniej dla mnie 10 lat temu (przed okupacją Krymu) brzmiało realistycznie. Ale na początku, w lutym, marcu, kwietniu, mój świat kompletnie się zawalił.
Wojna jest zawsze w tle. Mnie w jakimś stopniu ulżyło po tym, jak pojechałam do rodziców do Dniepra i zobaczyłam życie w stanie wojennym, dość blisko frontu, na własne oczy. Było oczywiście przerażająco i dramatycznie, zwłaszcza podczas ataków, ale to, że znowu poczułam połączenie z rodzinną ziemią i domem, dało mi więcej motywacji do działania dalej.
W jaki sposób sztuka mówi dziś o wojnie? Jak ten język zmienił się w ciągu ostatniego roku? W jaki sposób sztuka może uświadamiać ludzi o wojnie?
Maria: Najcięższa lekcja, której nauczyłyśmy się w ubiegłym roku: sztuka wojny nie zatrzymuje – zatrzymuje ją tylko broń. Sztuka jest wciąż potrzebna jako narzędzie do opowiadania o czymś tak niewyobrażalnym jak wojna. Jest też instrumentem do budowania wspólnoty, do pracy ze społecznością, nawiązywania relacji międzyludzkich. Sztuka uczy empatii i tego, jak dostrzegać ból. W tej chwili ukraińskie artyst_ki są na froncie, udzielają pomocy humanitarnej albo tworzą prace podczas alarmów przeciwlotniczych bądź nie mając prądu, ale wciąż tworzą. W momencie kiedy wojna toczy się także na polu kultury, są niszczone muzea i teatry, kradzione obrazy, a sztuka zostaje przyswojona przez agresora w sensie dosłownym i symbolicznym – naszym obowiązkiem jest bronić kultury i sztuki ukraińskiej i je promować.
Kaja: Podczas wojny, kiedy jesteśmy świadkami sytuacji, w której jedna wspólnota kolonizuje, dominuje drugą, ważne jest też, żeby budować nawet symboliczne repozytorium dla tradycji społeczności będącej ofiarą agresji. W plakatach do wydarzeń w „Słoneczniku” często pojawiają się motywy z kultury ukraińskiej. Samo logo ma twarz zacytowaną z malarstwa Marii Prymachenko i ciało stworzone przez dwie pierwsze rezydentki prowizorycznej świetlicy w budynku przy Pańskiej 3 – dziesięcioletnią Vikę Balyk i dwunastoletnią Mariyię Balyk.
Co planujecie w najbliższym czasie?
Wszyscy: Kontynuujemy nasz program publiczny, zapraszamy osoby artystyczne z Ukrainy i nasze osoby sojusznicze do udziału w dyskusjach, edukujemy publiczność, czytamy wspólnie poezję.
Zapraszamy 3 marca na prezentację książki „Queer Ukraina: antologia głosów LGBTQI+ w czasie wojny” (cały dochód ze sprzedaży książki jest przeznaczony na NGO działające na rzecz osób queerowych w Ukrainie) i spotkanie z queerowym kolektywem DViJKA.
Razem z Fundacją Bądź prowadzimy też zrzutkę „Podziel się ciepłem” (sharethewarmth) na zakup leków, opatrunków i innych potrzebnych rzeczy w szpitalach ukraińskich i na froncie.
W co wierzycie, co daje wam nadzieję, jak zachowujecie równowagę wewnętrzną w obliczu całego zła, cierpienia, bólu?
Wszyscy: Zwycięstwo Ukrainy nie jest kwestią prawdopodobieństwa, tylko czasu. Wierzymy w armię ukraińską – nic innego nam i naszym rodzicom nie pozostaje.
Jakie przesłanie chcecie nieść?
Wszyscy: W tym momencie wspieranie Ukrainy nie jest wyborem, lecz naszym wspólnym obowiązkiem. Walka o przyszłość Europy toczy się teraz na linii frontu, w Bachmucie i innych miejscowościach. Zachęcamy do wspierania armii ukraińskiej, wszystkich osób wolontariackich oraz organizacji działających w Ukrainie, do udzielania pomocy osobom uchodźczym, a także do walki z propagandą rosyjską także na polu kultury. Nasze przesłanie – zdekolonizować rosję.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.