Niezależny teatr Komuna Warszawa, po perypetiach z dotychczasową siedzibą, zaczyna nowe życie w budynku po najstarszym stołecznym Liceum im. Hoffmanowej. Przecięcie tych dwóch historii – ważnych dla miasta szkoły i teatru – może okazać się szansą na powstanie w Warszawie prężnego ośrodka kultury offowej.
Mokry, lutowy wieczór sobotni. Przed wejściem na teren dawnego zespołu szkół przy ul. Emilii Plater 29/31 kłębi się tłumek zdążający na spektakl niedawnej laureatki Paszportów „Polityki” Weroniki Szczawińskiej. Na dźwięk szkolnego dzwonka widzowie wchodzą na zaimprowizowaną widownię w sali gimnastycznej, mijając czerwony neon „Przyszłość świata”, będący wyznaniem wiary w moc oddolnych społeczno-kulturalnych działań. Zaraz ruszy spektakl „Nigdy więcej wojny”, opowieść o niemożności zrozumienia doświadczenia wojny przez nas, współczesnych hipsterów. Nagrane wspomnienia babci reżyserki posłużą do niestandardowego koncertu muzyki eksperymentalnej i elektronicznej. Proszę Państwa, zaczynamy!
Przy Emilii Plater właśnie w tej chwili przecinają się dwie historie: popularnej warszawskiej szkoły z jej znakomicie zaprojektowaną modernistyczną siedzibą i najprężniejszego w stolicy niezależnego teatru awangardowego Komuna Warszawa, działającego w różnych odsłonach od 1989 r.
Ciągle od nowa
Komuna to kolektyw artystyczny miksujący na scenie performans, nową choreografię, muzykę i sztuki wizualne. Prowadzą dom produkcyjny dla niezależnych twórców i współpracują z kuratorami nad długofalowymi projektami skupionymi wokół jakiegoś tematu. Takimi jak: „My, mieszczanie”, „Przed wojną. Wojna. Po wojnie” czy „Mikro Teatr” (18 artystów tworzyło 16-minutowe spektakle przy minimalnym budżecie i sprzęcie).
– W historii naszej grupy kolejne zmiany lokali są w pewien sposób kluczowe, bo przekładają się na zmiany ideowe w naszym działaniu – mówi Grzegorz Laszuk, dyrektor artystyczny grupy. – Pierwszy był Otwock, gdzie działaliśmy jako Komuna Otwock. Wtedy jeszcze byliśmy anarchistami i malowaliśmy po murach rewolucyjne hasła. Potem przenieśliśmy się na kilka lat na wieś, do Ponurzycy. To nas nauczyło życia i sprawiło, że odpuściliśmy sobie różne głupoty i zajęliśmy się prawdziwą organizacją niezależnego życia kulturalnego. Staliśmy się Komuną Warszawa, na rok trafiliśmy do fabryki VIS na Woli, a stamtąd wylądowaliśmy na Lubelskiej.
Teraz zaś znów „idą do szkoły” i kolejny raz, nie wiem który – zaczynają od nowa.
– Cała sytuacja związana z aktualną przeprowadzką teatru spadła nam dosłownie na głowę wraz z sufitem w naszej dotychczasowej praskiej siedzibie – opowiada Grzegorz. – Władze dzielnicy Praga-Południe od ponad roku prowadzą rewitalizację tego budynku. Podczas prac remontowych okazało się znienacka, że stropy są w złym stanie, a dach jest całkowicie do wymiany. Tuż przed świętami, z dnia na dzień, zostaliśmy kompletnie na lodzie.
Alina Gałązka, współprowadząca z Laszukiem Komunę Warszawa, dodaje: –To był moment kompletnej pustki, eksmisja na bruk w zimie. Ale wtedy też doświadczyliśmy wspaniałej wspólnoty z innymi warszawskimi teatrami. Dzwonili, pisali, czy potrzebujemy magazynów, miejsca na spektakle, nasza impreza sylwestrowa została zaproszona do siedziby TR Warszawa. Także „miasto centralne” super się zachowało, szybko kierując nas do dawnej szkoły przy Emilii Plater, za zgodą dzielnicy Śródmieście, właściciela budynku. Gdyby nie to, musielibyśmy zawiesić dużą część naszych działań: zaplanowany cykl premier, wznowienia spektakli, coroczne rezydencje dla twórców, które stanowią podstawę istnienia Komuny.
Szkoła życia, życie szkoły
19 stycznia, w sali gimnastycznej dawnej „Hoffmanowej” (pod tą zwyczajową nazwą mieścił się zespół szkół: Liceum im. Hoffmanowej oraz Gimnazjum nr 43 i w budynku tego ostatniego osiadł teatr) Komunowcy rozegrali na otwarcie swej nowej niespodziewanej siedziby „Ostatni mecz” koszykówki. Dyrektor Laszuk wystąpił w potrójnej roli: konferansjera, cheerleadera i zawodnika, a walka była naprawdę zacięta. Jedna z zawodniczek doznała nawet kontuzji ręki, co skończyło się gipsem. Kolejna karta historii tej szkoły zaczęła się więc pisać.
Wykwaterowana stąd „Hoffmanowa” istniała na długo, zanim w 1961 r. w kwartale ulicy Emilii Plater, Nowogrodzkiej, Chałubińskiego i Wspólnej powstał współczesny budynek.
Początki szkoły wywodzą się bowiem z pensji dla dziewcząt działającej od 1874 r., będącej prawdopodobnie pierwowzorem „pensji pani Latter”, znanej z „Emancypantek” Bolesława Prusa. Rzeczywista pensja Pauliny Hawełke znajdowała się wówczas na rogu ulic Marszałkowskiej i Sienkiewicza i po upaństwowieniu w 1919 r. stała się Żeńskim Gimnazjum i Liceum im. Klementyny z Tańskich Hoffmanowej. Jej absolwentkami były m.in. pisarka Maria Dąbrowska i aktorka Irena Kwiatkowska. W czasie okupacji uczono tu w ramach tajnych kompletów, ukrywając się pod szyldem Ogniska Świetlicowego czy Szkoły Farbiarsko-Gorseciarskiej. Po zniszczeniach wojennych szkoła osiadła w budynku przy Polnej, aby przenieść się w latach 60. do nowoczesnego docelowego zespołu budynków projektu Jerzego Baumillera i Jana Zdanowicza.
Do dziś ten zamysł architektoniczny zachwyca najlepszym modernistycznym sznytem, zawsze, kiedy tam wchodzę, myślę sobie: tak powinna wyglądać szkoła idealna. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w 2013 r. ówczesne władze miejskie zdecydowały o przeniesieniu szkoły w inne miejsce i sprzedaży terenu pod budowę wieżowców o pompatycznej nazwie Porta Varsovia.
Spotkało się to z protestami okolicznych mieszkańców i działaczy miejskich, a w 2015 r. aktywiści ze squatu Syrena na znak protestu zbudowali przed szkołą barykadę. Kontrowersje wokół planu zabudowy tej części Śródmieścia zastopowały inwestycje deweloperskie w miejscu szkoły, co w lipcu 2018 r. zostało przypieczętowane przez konserwatora wojewódzkiego wpisaniem modernistycznych budynków do ewidencji zabytków.
Liczne początki nowego
Pusty budynek stał się sceną wielu intrygujących inicjatyw. Jesienią 2015 r. w jednym z budynków szkoły Muzeum Sztuki Nowoczesnej, pod wodzą kuratora Tomasza Fudali, otworzyło wystawę festiwalu WARSZAWA W BUDOWIE „Spór o odbudowę” (dotyczącą wizji powojennej odbudowy Warszawy i problemów z reprywatyzacją. Wtedy mówiło się o szybkiej rozbiórce szkoły, więc architekt Maciej Siuda projektując ekspozycję, nie ograniczył się do postawienia gablot, ale zaingerował w samą strukturę budynku (co dziś sprawia, że niektórzy przeklinają jego, skądinąd imponujące, twórcze działania). Ciął, kleił, przemieszczał całe fragmenty architektury, wydobywając różne warstwy konstrukcji ścian i podłóg. Jak mówił mi wtedy w wywiadzie dla „Art & Business”: – Chciałem pokazać, w kontekście historii i dnia dzisiejszego Warszawy, że akt burzenia może być swego rodzaju aktem tworzenia. Tak jest nie tylko w urbanistyce, w której czasem niszczy się całe kwartały, ale np. w przyrodzie, gdzie umieranie jest początkiem nowego.
W czerwcu 2017 r. w ramach Big Book Festival boiska i klasy szkolne zamieniły się w literackie miasteczko z czytelnią, kawiarnią i gośćmi ze świata, od Japonii po Wielką Brytanię.
Przez pewien czas w murach szkoły działał przeniesiony z Powiśla klub „1500 metrów do wynajęcia”, odbywały się garażowe wyprzedaże, a we wrześniu 2018 r. gościła supermodelka i pomysłodawczyni książki „#SEXEDPL” Anja Rubik. Na kilka dni otworzyła tu pop-up szkołę, której „plan lekcji” był odpowiedzią na brak rzetelnej edukacji seksualnej w polskich placówkach i proponował spotkania dla młodzieży z lekarzami, psychologami, seksuologami.
Dziś po przestrzeniach dawnej „Hoffmanowej” oprowadzają mnie Grzegorz i Alina, którzy wierzą, że Komuna Warszawa po prawnym uregulowaniu pobytu, zostanie w tym budynku na dłużej niż tylko odnawiany co 20 dni krótkoterminowy najem. Nadal nie wiadomo, jakie będą losy szkoły. Wieżowce nadal niestety są w planie, który jest tylko poprawiany.
Ale dopóki piłka jest w grze, może wrócić dyskusja o przeznaczeniu tego terenu.
Teren Wspólny
– Na razie to nasze „miejsce tymczasowe”, mamy wrócić na Lubelską po remontach naprawczych, ale nie wiadomo, ile one potrwają – mówi Alina. – Fragment Śródmieścia przy Emilii Plater to wspaniały kawałek miasta i może warto serio pomyśleć o tym, by działania kulturalne i aktywności dla mieszkańców zaistniały tu na dłużej.
Grzegorz dodaje: – W czasie naszej obecności tutaj będziemy kontynuowali budowanie platformy dla wielu niezależnych twórców i twórczyń. Taki warszawski odpowiednik berlińskich Sophiensæle czy HAU, które są dla nas instytucjami wzorcowymi dla rozwijania kultury. Ta szkoła nadaje się do tego idealnie – będziemy starali się wykorzystać cały jej potencjał. Tu jesteśmy bardziej widoczni i może to będzie powodem dla poważnego zastanowienia się nad wsparciem dla sztuk performatywnych działających poza dużymi miejskim instytucjami. Katastrofa na Lubelskiej i wrogie przejęcie Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim jeszcze bardziej ograniczają dostępność miejsc do pracy i pokazywania spektakli dla dużej grupy warszawskich – i nie tylko – artystek i artystów.
Póki co urządzają się w nowej przestrzeni. Najbliższe trzy miesiące mają zaplanowane. Po dwóch setach laureatki Szczawińskiej w połowie lutego czekają widzów pokazy „Części ciała” choreografki i tancerki Ramony Nagabczyńskiej. Dalej – Agnieszka Jakimiak ze spektaklem „Wojna. The best of” i Cezary Tomaszewski, po tryumfach nowojorskich, z komunowym hitem „Cezary idzie na wojnę”. W dalszych planach nowe projekty: tancerza i aktora Roberta Wasiewicza, Marty Jalowskiej z grupy „Teraz Poliż”, duetu Zorka-Wolny i samego Grzegorza Laszuka.
Nad programem czuwa w tym roku kuratorskie trio: Marta Keil, Grzegorz Reske i Brytyjczyk Tim Etchells. Od tego ostatniego wyszła propozycja tematu tegorocznych rezydencji artystycznych Komuny Warszawa: Teren wspólny. Czyż nie byłby idealną nazwą dla wymarzonego „centrum kultury niezależnej”?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.