Znaleziono 0 artykułów
17.10.2024

Na Eminemie wychowało się całe pokolenie. Raper już nie szokuje, ale czy porusza?

17.10.2024
(Fot. Kevin C. Cox/Getty Images)

Co robią raperzy, gdy dorosną? Eminem przeprasza za wybryki z przeszłości i wzrusza fanów uporem, z jakim pokonuje przeciwności losu. Lekko nie miał i nam lekko z nim nie było. Eminem kończy 52 lata.

Niewielu drażni tak jak on. Zanim Kanye West podzielił publiczność, brnąc w antysemityzm i mizoginię, to Eminem był tym nieobliczalnym skandalistą, kompletnie pozbawionym moralnego hamulca. Od początku operował kontrowersją z rozmysłem wytrawnego stratega. Sprawdzał, ile mu wolno. Testował tolerancję słuchaczy i słuchaczek, środowiska muzycznego, mediów. Jak to możliwe, że przetrwał, skoro jego kariera powinna się skończyć co najmniej kilka razy? Jak to możliwe, że wybaczano mu notoryczne żarty z gwałtu i niepełnosprawności, sugestywne fantazje brutalnego mordu na matce swojego dziecka, generalny seksizm i regularną homofobię? Naprawdę ktoś wierzył w te nieudolne tłumaczenia, że gdy Eminem używa słowa „pedał” jako inwektywy, to nie ma to – a tak utrzymywał raper – nic wspólnego z gejami? A może to nie kwestia wiary, ale konieczności? Być może potrzebujemy w przestrzeni publicznej kogoś takiego jak Eminem, kto przed niczym się nie cofnie i nie wystraszy się wrażliwych społecznie cenzorów z generacji Z. Raper ryzykuje, że go unieważnią, żeby weryfikować nasz system wartości – ile w nim czczych deklaracji, ile prawdy. O tym jest jego najnowszy album „The Death of Slim Shady (Coup de Grâce)”, wydany w połowie lipca. Marshall Mathers (to prawdziwe imię i nazwisko Eminema) i Slim Shady (czyli jego nieznośne alter ego) stają do ostatecznej potyczki. Kto wygra? Dojrzały, świadomy, pokorny i stateczny 50-latek, a może ten niesforny, agresywny, plugawy łobuz?

(Fot. KMazur/WireImage)

Nie panikujcie, to tylko piosenki

„The Death of Slim Shady (Coup de Grâce)” to koncept album, na którym Eminem definitywnie unicestwia antybohatera, po raz pierwszy przedstawionego na płycie „The Slim Shady” sprzed 25 lat. Slim Shady miał być niebezpiecznym błaznem – miał oburzać i obnażać. Nie znał dobrego smaku, nie przestrzegał zasad. Miał za to wielu wrogów. Eminem wyniósł ideę bezkompromisowego, perwersyjnego trollingu do rangi sztuki. Stworzył demoniczną personę, która posługiwała się językiem rynsztoka i przemocy albo uciekała w mało subtelną satyrę.

Dla zwolenników teorii, że to wszystko jest tylko żartem, Eminem może pozostawać przenikliwym szydercą, który testuje granice artystycznej wolności. Nie panikujcie, to tylko piosenki? Radykalna prawica często brała jego utwory na poważnie i czytała je jak zamierzone pochwały dominacji białego, heteroseksualnego mężczyzny nad resztą świata. Gdy raperowi zarzucano homofobię, bronił go chociażby Elton John, przyjaciel i mentor, który pomógł Eminemowi wyjść z nałogu. Gdy wytykano mu, że wszystko obraca w bezmyślną bekę, potrafił zaskoczyć kategorycznym protest songiem, jak „Mosh” z 2004 roku, w którym krytykował decyzję ówczesnego prezydenta George’a W. Busha o wysłaniu amerykańskich wojsk do Iraku. – Robią z niego bohatera, a przecież nasi żołnierze umierają bez powodu. Nie usłyszałem jeszcze uzasadnienia dla tej decyzji, które byłbym w stanie zrozumieć – mówił w rozmowie z magazynem „Rolling Stone”, opublikowanej niedługo po premierze singla. Piosenka wyszła na chwilę przed wyborami prezydenckimi, w których Bush ubiegał się o drugą kadencję. – Mam nadzieję, że się nie spóźniłem i „Mosh” wpłynie na wyborców. Otworzy ludziom głowy i oczy, by mogli zobaczyć, kim naprawdę jest ten koleś. Ludzie myślą, że ich głos nie ma znaczenia. Nieprawda, każdy pieprzony głos się liczy – kontynuował raper.

Czy dziś, gdy Slim Shady nie żyje, bo został symbolicznie zabity na nowym albumie, można spodziewać się więcej takiego Eminema jak z wywiadu z „Rolling Stone”, a mniej transfoba, który utyskuje na inkluzywny język? Trudno przewidzieć. „The Death of Slim Shady (Coup de Grâce)” to rachunek sumienia – dość pokraczny, bo konwencja decydującego pojedynku z demonem stwarza przestrzeń do uruchomienia kolejnej lawiny obelg.

(Fot. Universal/Getty Images)
(Fot. Christopher Polk/Getty Images for MTV)

Rzecznik białych i biednych

Eminem jest najlepszym przykładem na to, że można odwrócić podłe, transgeneracyjne klątwy – napisał ktoś w komentarzu na Instagramie, gdy Eminem opublikował zapowiedź nowego teledysku. – Zawrócił swoje życie na właściwe tory. Jest niesamowicie silnym człowiekiem, który wyrwał się z błędnego koła traumy – skomentował ktoś inny. Adresowany do córki kawałek „Temporary” ma nieść pokrzepienie dziecku pogrążonemu w żałobie po śmierci ojca. Utwór ilustruje teledysk, w którym poklejono archiwalne domowe nagrania Eminema z małą Hailie i aktualne wideo z jej ślubu. To w tym klipie raper dzieli się informacją, że niedługo zostanie dziadkiem. I to właśnie ten klip wywołał taką falę komentarzy wyrażających podziw dla determinacji człowieka, który nie poddał się fatum dysfunkcyjnej rodziny.

Brakowało mi figury ojca. Moja matka miała wielu facetów. Niektórych nie znosiłem, inni byli spoko. Pojawiali się i znikali – wspominał raper w tym samym wywiadzie dla „Rolling Stone”. Biologiczny ojciec porzucił rodzinę, gdy Eminem był małym dzieckiem. Matka często się przeprowadzała. On jako nastolatek dorabiał, by dołożyć się do rodzinnego budżetu. Miał 23 lata, gdy sam został rodzicem. Chwilę później samodzielnie wychowywał swoją córkę, młodszego brata i siostrzenicę swojej żony. W piosenkach ironicznie dziękował matce za piekło niestabilnego dzieciństwa i rozbierał na części pierwsze intensywne, wypełnione przemocą małżeństwo z Kim. Stał się rzecznikiem amerykańskiej białej biedoty. Sukces wyciągnął go z dołka, ale sława wpędziła w depresję, którą próbował zaleczyć opioidami. W 2007 roku Eminem wylądował w szpitalu z powodu przypadkowego przedawkowania. Niedługo później usunął się na kilka lat w cień, by móc w pełni wrócić do zdrowia.

(Fot. Christopher Polk/Variety via Getty Images)

Pierwszy Oscar dla rapu

Eminem był nie tylko głosem ekonomicznie wykluczonych białych, tzw. white trash, był też nadzieją białych chłopaków na karierę na scenie tworzonej przez czarnoskórych muzyków. – Czułem respekt. Wiedziałem, że robię muzykę czarnych i że wchodzę do rapu jak gość do cudzego domu – wyznał niedawno na łamach magazynu „XXL”. Środowisko spoglądało w jego stronę nieufnie, branżowe media zajmujące się hip-hopem i R’n’B odmawiały mu talentu, a Eminem konsekwentnie obstawał przy swoim pomyśle na rap i odniósł sukces, z którym trudno dyskutować. Do tej pory sprzedał ponad 200 milionów płyt na całym świecie. Jego przebój „Stan” wprowadził do codziennego użycia pojęcie określające wielbiciela z chorobliwą obsesją na punkcie idola, a słowo „stan” – jako niepokojąca hybryda stalkera i fana – trafiło do słownika języka angielskiego.

Inny hit, „Lose Yourself”, promujący film „8 mila”, jest pierwszym hiphopowym kawałkiem nagrodzonym Oscarem. Eminem nie wystąpił na rozdaniu nagród Akademii Filmowej w 2003 roku, bo uznał, że i tak nie ma szans na zwycięstwo. Wykonał „Lose Yourself” na Oscarach, ale 17 lat później. Po występie zainteresowanie jego muzyką w serwisach streamingowych – i tak utrzymujące się na stale wysokim poziomie – wzrosło o kilkaset procent.

Czy twórczość Eminema, który 17 października obchodzi 52. urodziny, jest odporna na rynkowe perturbacje, kapryśne trendy i zmiany pokoleniowe? Czy Marshall Mathers jest jednym z tych muzyków, którzy z powodzeniem kontynuują karierę rapową po pięćdziesiątce, mimo że to scena, która premiuje młodość? Może ma rację, twierdząc, że zawsze będziemy potrzebować obelżywego trickstera, który drwi z politycznej poprawności. Tak sprawdza naszą czujność.

Angelika Kucińska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Na Eminemie wychowało się całe pokolenie. Raper już nie szokuje, ale czy porusza?
Proszę czekać..
Zamknij