Marek Edelman mówił, że w każdym z nas drzemie cząstka komendanta z Treblinki. Hanna Krall dodała, że w każdym jest też cząstka Marka Edelmana. Chciałabym wiedzieć, jak to dobro się uwalnia.
Po piątej rano wsiadam do autobusu Z-4 w Warszawie. W środku może dziesięć osób. Uśmiecham się do państwa z przodu. Są jeszcze w półśnie, ale odpowiadają uśmiechem. Zamyślona patrzę w okno, gdy nagle wybudza mnie krzyk współpasażerów: „Gdzie pan jedziesz!!?”, „Co do diabła!”. Okazuje się, że przy placu Unii Lubelskiej kierowca pomylił drogę. Skręcił w lewo, zamiast jechać Marszałkowską do placu Zbawiciela. – Nawracaj, muszę wysiąść przy Zbawiciela! – krzyczy pan. – Niech już jedzie prosto, muszę na metro zdążyć! – wtrąca pani.
– Nawracaj!
– Jedź prosto!
– Jak baran mógł się trasy nie nauczyć!
– Idiota.
– To jest Warszawa proszę pana! Pewnie słoik i nie wie, że w Warszawie trasa jest święta!
Z metra Politechnika do Placu Zbawiciela jest rzut beretem. Więc zastanawiam się, dlaczego tak krzyczą. Kierowca w końcu nawrócił. Zatrzymał się przy placu. Pan i pani wysiedli z autobusu. Pozostali zaczęli krzyczeć na kierowcę i wyzywać go od debili. Spojrzałam na niego. Był czerwony, ręce mu drżały. Na koniec tłumaczył nam, że pierwszy raz jedzie tą trasą, musiał kogoś natychmiast zastąpić. – Proszę się nie martwić… – zaczęłam. – To jest pana praca i mnie to nie obchodzi – przekrzyczał mnie jeden z pasażerów.
Gdy przesiadałam się już na pociąg, myślałam o tym, co wyzwala w ludziach dobro, a co zło. Marek Edelman mówił, że w każdym z nas drzemie cząstka komendanta z Treblinki. Hanna Krall dodała, że w każdym jest też cząstka Marka Edelmana. Chciałabym wiedzieć, jak to dobro się uwalnia. Często o to pytam przeróżne osoby i zapisuję ich myśli.
Profesor Osiatyński: z moich obserwacji wynika, że człowiek, który nie jest niewolnikiem – szefa, zaborczych rodziców czy własnych niedoskonałości – częściej skłonny jest do dobroci.
Kobieta spotkana w autobusie w Kenii: ludzi, którzy są spokojni o jutro, stać na luksus bycia dobrym i poświęcania czasu dla kogoś innego.
Moja mama: dobro wyzwala dobro. Trzeba otaczać się dobrymi i mądrymi ludźmi.
Sama uważam, że dobro rodzi się między innymi ze zwykłego reagowania na zło.
Zauważyłam też, że reportaż może wyzwolić dużo dobra, jeśli ludzie czują, że nie jest wymierzony przeciwko nim, ich ideologii, poglądom politycznym i religijnym. Czyli na przykład, jeśli widzą, że reportaż o dziewczynce gwałconej przez księdza nie jest antyklerykalny i zawiera same czyste fakty, to są w stanie zorganizować protest przeciwko obecności tego księdza w swoim kościele. I zebrać fundusze na terapię dla jego ofiary.
Tego samego dnia wracam pociągiem z miejscowości, w której robiłam dokumentację do książki. Po rozmowach z bohaterami, którzy zwykle opowiadają bardzo mocne i ważne rzeczy, zawsze jestem zamyślona. Potrafię iść po kawę do sklepu i już przy ladzie zapomnieć po co przyszłam. Lub iść na pocztę, a wylądować w bibliotece. Tym razem miałam wsiąść do pociągu Chojnice-Tczew, a wsiadłam w przeciwnym kierunku. Na usprawiedliwienie dodam, że pociąg przyjechał dokładnie o tej samej godzinie. A przeprowadzałam wyjątkowo ciężką dokumentację. Zorientowałam się po paru przystankach. Podchodzę do pani konduktor. Pytam, gdzie najlepiej się przesiąść, by zdążyć na pociąg do Warszawy. – Ale już pani nie zdąży. Nie ma szans. O tej porze nie ma innej alternatywy przez najbliższe kilka godzin – odpowiada. – A może jakiś autobus? – pytam. – Tu są małe miejscowości, może poczeka pani na większą, ale późnym wieczorem jest ciężko z transportem.
Decyduję się jednak wysiąść na najbliższym przystanku w miejscowości Pinczyn. Podchodzę do sklepu spożywczego. Pytam pana, który przed nim stoi, czy jest stąd jakiś autobus lub taksówka. Mówi, że o tej porze już na pewno nie ma. Ale dodaje, że mi pomoże. Dzwoni do znajomych. Pyta, czy zawiozą mnie czterdzieści kilometrów do Tczewa. Po chwili przyjeżdża jeden z nich. Wysoki, uśmiechnięty chłopak. Jedziemy niecałą godzinę, cześć trasy w korku. Mówi, że na co dzień pracuje jako kierowca tira i bardzo lubi tę pracę. Ma żonę i dwójkę dzieci, które „kocha na zabój”. Zatrzymuje się przy dworcu w Tczewie. Wyjmuję portfel. – Ile płacę? – pytam. Podkreślam, że jeszcze zdążę na pociąg do Warszawy i bardzo mi pomógł. Spodziewam się wysokiej kwoty, bo nagła sprawa i ponad dwie godziny wyjęte z jego życia.
– Nie wziąłbym nigdy pieniędzy w takiej sytuacji.
– To dziękuję, ale chociaż za benzynę zwrócę i może coś więcej za czas…– odpowiadam.
– Nie ma szans. Nawet za benzynę. Cieszę się, że mam okazję, by zrobić coś dobrego.
Kontakt z autorką przez stronę www.justynakopinska.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.