Nowa fala K-Beauty, czyli zaawansowana pielęgnacja
Za co najbardziej cenię koreańską pielęgnację? Za wyraźne efekty, jakie daje skórze: świeżość, gładkość i promienny wygląd. Półka K-Beauty nie przestaje rosnąć w siłę, co doceniają konsumentki na całym świecie. Które kosmetyki koreańskie są godne uwagi zwłaszcza na przełomie jesieni i zimy?
Azjatki uczą większej uważności w dbaniu o skórę, a także czerpania przyjemności z poświęcania jej czasu i wykonywania kolejnych kroków pielęgnacyjnych. Filozofia K-Beauty wiąże się z częstszym złuszczaniem (ulubioną metodą jest korzystanie z mocy kwasów owocowych), aplikacją odpowiednich do kondycji cery masek w płachcie, lotionów czy ampułek. Koreanki wypromowały także trend na efekt glass skin – cerę tak idealnie nawilżoną i promienną, że odbija światło jak tafla szkła. A jak stosowanie kosmetyków spod parasola K-Beauty sprawdza się o tej porze roku w naszej szerokości geograficznej i co warto wprowadzić do regularnego pielęgnacyjnego menu? Sprawdzam na własnej skórze.
Ratunek na podrażnienia
Jesień i zima to próba dla skóry wrażliwej. Bywa reaktywna ze względu na różnicę temperatury (w pomieszczeniach i na zewnątrz), opady czy wiatr. Zaczerwienienia, podrażniony, łuszczący się naskórek czy uczucie ściągnięcia to dyskomfort, który doskonale znam z autopsji. W jaki sposób temu zaradzić? Traktując skórę łagodnie i serwując jej pielęgnację, która po pierwsze, nie podrażnia, a po drugie, koi. Sprawdzonym składnikom łagodzącym jest hydrolat z róży damasceńkiej o właściwościach kojących, nawilżających i zmniejszających zaczerwienienia i podrażnienia. Dlatego do mycia twarzy używam pianki PureHeals Rose Blemish. To produkt, który łączy delikatne złuszczanie (zawiera kwasy AHA), dokładne oczyszczanie z nawilżaniem i łagodzeniem podrażnień. Pianka zawiera w składzie także nawilżający kwas hialuronowy. Po jej spłukaniu wodą skóra jest odświeżona, gładsza i bardziej promienna.
Ze względu na to, że mam skórę mieszaną raz do dwóch razy w tygodniu, sięgam po peelingujące płatki Mediheal Tea Tree. Zawierają ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej, hydrolat z drzewa herbacianego i glukonolakton. Regulują pracę gruczołów łojowych (osobom z cerą mieszaną polecam stosowanie płatków w strefie T, a z cerą tłustą – na całej powierzchni twarzy, szyi i dekoltu), a przy tym przywracają skórze prawidłowe pH i dbają o dobrą kondycję mikrobiomu. Dzięki temu skóra staje się bardziej odporna na podrażnienia, a jej płaszcz hydrolipidowy zachowuje prawidłową równowagę.
Następnie sięgam po ampułkę łagodzącą do skóry wrażliwej Mediheal, Tea Tree Biome Blemish Cica Ampoule. Ma niezwykłą konsystencję gęstszego niż woda, soczyście zielonego płynu, który moja skóra łapczywie wypija. Efekt tuż po aplikacji – aksamitny. Skóra staje się nieprawdopodobnie gładka, a jej koloryt – odświeżony. Serum przywraca skórze jej naturalne pH i łagodzi podrażnienia. To zasługa zawartości składników aktywnych: wyciągu z wąkrotki azjatyckiej (cica), organicznego ekstraktu z zielonej herbaty i hydrolatu z drzewa herbacianego. Ampułka wykazuje działanie łagodzące, nawilżające, a także przeciwzapalne. Stanowi dobrą bazę pod krem na dzień lub na noc dla osób z cerą czasowo reaktywną lub wrażliwą. Przynosi ulgę przez cały trudny sezon.
Ekspresowe nawilżenie
To właśnie Koreankom zawdzięczamy trend na maski w płachcie. Jestem ich ogromną fanką ze względu na szybko widoczne efekty (już po 15-20 minutach). Zawsze staram się mieć taką maskę ze sobą na wyjeździe, a także stosować ją przed większymi wyjściami. Maski Mediheal są jednymi z moich ulubionych ze względu na równie dobrą jakość płachty, jak i esencji, którą są nasączone. Mediheal Tension Flex Hydra Mask stosuję, kiedy moja skóra jest matowa, odwodniona lub przesuszona. Ekspresowo nawilża, koi, ale także – napina i rozjaśnia. Działa więc jak kilkuetapowy zabieg w gabinecie. W esencji maseczki znajduje się nawilżająco-odżywczy Incore Complex, który przywraca skórze balans. W składzie m.in. specjalny peptyd, ekstrakty z szarotki alpejskiej, juty, pietruszki, roślinny polisacharyd i aż osiem rodzajów kwasu hialuronowego! Słowem: zastrzyk składników, które przywracają skórze równowagę i blask. „Skutek uboczny” – maska napina skórę, ujędrnia i unosi żuchwę oraz podbródek. I co warto podkreślić, płachta, z której wykonana jest maska, ma komfortowe nacięcia – aż 54! – dzięki którym nie przesuwa się, przylega dokładnie do twarzy i mogę w niej czytać, pisać czy przygotowywać posiłek. To nie tylko wygoda, ale i pewność, że składniki aktywne z maski lepiej się wchłoną. Warto mieć ją zawsze jako produkt SOS lub traktować jako tzw. zabieg bankietowy.
Blask i rozświetlenie
Sposób na szary, matowy, wyglądający na zmęczony koloryt cery? Urlop. Albo witamina C. Ten najważniejszy antyoksydant warto stosować profilaktycznie przez cały rok jako prewencję przeciw starzeniu. Ale sprawdzi się też jako kuracja, kiedy chce się odświeżyć wygląd skóry. Cliv Vita C Brightening Ampoule Premium w swojej formule zawiera 85 proc. ekstraktu z wody cytrynowej i roślinne komórki macierzyste. Jak działa? Rozjaśniając koloryt, przywracając cerze blask, a stosowana dłużej – także przeciwzmarszczkowo. Ampułka kojarzy się z niewielką porcją kosmetyku zamkniętą w niewielkiej buteleczce. Natomiast rozjaśniająca ampułka Cliv to 30 ml serum w szklanym flakonie z pipetą i z mocą składników aktywnych. Ma konsystencję żelowo-wodną, która niemal błyskawicznie wchłania się w skórę i nie pozostawia na jej powierzchni uczucia lepkości. Oprócz witaminy C zawiera także witaminy E i B3, które dbają o balans w naskórku i przywracają energię, co jest widoczne już w chwilę po aplikacji. Serum należy wklepać w skórę tuż przed nałożeniem kremu. Producent poleca stosowanie tego kosmetyku na noc, ale mnie podoba się to, jak błyskawicznie wyrównuje koloryt (skóra wygląda przepięknie), i uważam, że to doskonała baza pod makijaż! Oczywiście zgodnie z zasadami K-Beauty na ampułkę aplikuję krem z SPF, dbając o ochronę skóry przed promieniowaniem UV. Codzienne stosowanie witaminy C to najlepsze, co można jej zafundować w sezonie jesienno-zimowym.
Elastyczność i gładkość
Spisując wrażenia z testów kosmetyków, uzmysłowiłam sobie, że koreańską pielęgnację lubię właśnie za konkretne działanie i zadaniowość. Żaden z tych preparatów, choć wyróżnia je bogactwo składników aktywnych, nie jest opisany jako kosmetyk do wszystkiego i dla każdego. Cliv Hexapeptide Repairing Ampoule Premium to energetyzująco-uelastyczniająca ampułka-serum do skóry z widocznymi oznakami starzenia. I co mnie bardzo cieszy, to kosmetyk z żeń-szeniem, który jest fenomenalnym składnikiem znanym w medycynie chińskiej ze swoich odmładzających właściwości. Serum zawiera Ginseng Berry Fermentox™ (80 proc.) – jagody żeń-szenia poddane procesowi fermentacji, sześć rodzajów peptydów, kompleks probiotyczny oraz astaxantynę, tzw. „królową antyoksydantów”.
Jak działa? Globalnie i przeciwstarzeniowo. Ma postać emulsji, która w zetknięciu ze skórą zmienia się w wodę i błyskawicznie nawilża. Ampułka także odżywia i regeneruje skórę, wpływając stopniowo na jej jędrność i elastyczność. I jak na koreański produkt przystało – zmniejsza przebarwienia, wyrównując koloryt. Fermenty, a także pre- i postbiotyki przywracają prawidłowy mikrobiom, wzmacniając barierę ochronną naskórka i łagodząc przy tym stany zapalne. Warto dodać, że inflammaging (stany zapalne w skórze) to także jeden z powodów szybszego starzenia się. Można więc potraktować tę ampułkę prewencyjnie albo jako kurację ujędrniającą. Cera jedwabista w dotyku po jej nałożeniu jest uzależniająca (trudno jest przestać głaskać własną twarz i szyję!). Natomiast lekka formuła tego serum wymaga nałożenia po jego wchłonięciu kremu na dzień lub na noc. To genialny sposób na gładszą, bardziej elastyczną skórę.
Wszystkie opisywane przeze mnie kosmetyki K-Beauty dostępne są w Hebe. To dobry pomysł na prezent dla siebie lub dla bliskiej osoby pod choinkę. I gwarancja jakości, a także skuteczności działania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.