Znaleziono 0 artykułów
02.11.2018

Kostium władzy

02.11.2018
Kadr z szóstego sezonu "House of Cards" (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Claire Underwood nie musi nosić spodni, żeby wyglądać jak prezydentka – mówi kostiumografka „House of Cards” Kemal Harris. Od dziś na Netfliksie można oglądać finałowy sezon kultowego serialu, w którym była Pierwsza Dama nareszcie gra pierwsze skrzypce.

Kemal Harris przez lata ubierała gwiazdy na czerwony dywan. Jedną z nich była Robin Wright, która w serialu „House of Cards” wciela się w rolę Claire Underwood, żony bezwzględnego Franka Underwooda. Błyskotliwa, piękna i przebojowa nigdy nie grała w tym związku drugich skrzypiec, a jej polityczne ambicje nie były tajemnicą. To Wright zaprosiła do współpracy Harris, która przed pracą na planie nie miała filmowego doświadczenia. W finałowym sezonie Franka już nie ma, a Claire stała się pełnoprawnym centrum serialowego wszechświata.

Kostiumografką Robin Wright została pani w momencie, w którym jej bohaterka, Claire Underwood przechodziła dużą zawodową przemianę. Jak stworzyła pani jej nowy styl?

Gdy dołączałam do serialu podczas zdjeć do trzeciego sezonu, Claire była Pierwszą Damą, towarzyszką Prezydenta. Oczywiście spędziłam wiele godzin, analizując styl ubierania się najsłynniejszych pierwszych dam – legendarnej Jackie Kennedy czy Nancy Reagan. Ale ostatecznie żadna z nich, ani też żadna z późniejszych Pierwszych Dam, nie wpłynęła na koncepcję stylu Claire. W pierwszym sezonie Underwood pracowała dla organizacji non-profit. Nosiła ołówkowe spódnice i koszule typu oxford, bo moda ani nie leżała w polu jej zainteresowań, ani nie była jej potrzebna. W trzecim sezonie nadarzyła się okazja do podkręcenia stylu. Zamiast sięgać po wybiegowe kolekcje, wróciłam pamięcią do czasów starego Hollywood, klasycznych looków Lauren Bacall czy Audrey Hepburn. Wąska talia i dopasowana spódnica miały być punktami odniesieniami. W ostatnim sezonie Claire znów przechodzi metamorfozę. Na pewno ważny jest wpływ strojów militarnych, szczególnie kobiecych uniformów w marynarce wojennej, z okresu powojennego i wczesnych lat pięćdziesiątych. To okres filcowych żakietów i spódnic. Biorąc pod uwagę nową pozycję Claire, wydawało się to adekwatną inspiracją.

Kadr z szóstego sezonu "House of Cards" (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Według jakich zasad kompletuje się prezydencki styl?

Zarówno w korporacji, jak i w polityce, ubranie to służbowy uniform. Warto zadać pytanie, jakie jego składniki sprawiają, że czujesz się dobrze. Trzeba znaleźć równowagę pomiędzy ubieraniem się dla siebie, a ubieraniem się dla innych – swoich szefów, publiczności, kolegów. W przypadku Claire wyzwaniem jest jej mobilność. Ona często jest w pięciu miejscach w ciągu jednego dnia, a dzień pracy trwa często niemal dwadzieścia godzin. Stąd jej uniformem jest kostium w kilku wersjach kolorystycznych. Ekwiwalent męskiego garnituru wykonany z niegniotącego się materiału, możliwie odpornego na plamy. Underwood nie ma czasu, żeby się przebierać. Jest jeszcze jedna sprawa. Polityków dotyczą nieco inne zasady, bo są funkcjonariuszami państwowymi, więc nie wypada im na przykład pojawiać się w stroju z najnowszej kolekcji drogiego projektanta. Nie powinni komunikować, że wydają bajońskie sumy na coś takiego, jak garderoba, bo dysponują de facto cudzymi pieniędzmi. To na pewno coś, na co Claire musi zwracać uwagę. W poprzednich sezonach mieliśmy do dyspozycji nielimitowany budżet, więc Claire mogła codziennie nosić coś innego. Rzadko widywaliśmy ja dwa razy w tym samym. W szóstym sezonie podjęliśmy świadomą decyzję, że jako prezydentka będzie wkładała tę samą marynarkę po kilka razy. Dzięki temu nie wygląda na kogoś ekstrawaganckiego, kto ulega słabościom. Jawi się jako polityczka mocniej stąpająca po ziemi, bliższa przeciętnemu wyborcy. Ludzie lepiej na to reagują.

Kadr z piątego sezonu "House of Cards" (Fot. Materiały prasowe Netflix)
Kemal Harris (Fot. Getty Images)

Underwood jest postrzegana jako osoba niezwykle świadoma tego, jak jej wygląd wpływa na rozmówców. Czy przyjmuje pani w związku z tym jakąś specjalną strategię, na przykład odnosi się do symboliki poszczególnych kolorów, czy kształtów?

W szóstym sezonie pojawia się bardzo dużo odcienia niebieskiego, zwanego „prezydenckim”. Podczas prezentacji swojego nowego gabinetu Claire nosi specjalnie przeze mnie zaprojektowany szary kostium w prążki zestawiony z białą koszulą. To zestaw jaśniejszy i wyraźniejszy niż klasyczna czerń. Chcieliśmy w ten sposób podkreślić nowy początek. Wprowadziliśmy też oryginalną ozdobę, a raczej emblemat – spinki do mankietów zaprojektowane specjalnie dla niej. Można je zauważyć podczas kilku oficjalnych uroczystości, na przykład na wspomnianym już zaprzysiężeniu czy podczas pogrzebu. Biały Dom prowadzi doskonale zaopatrzony sklep z pamiątkami, w którym można zakupić między innymi repliki spinek zaprojektowanych dla prezydentów USA. Zaintrygowało mnie to i skontaktowałam się z nimi. Okazało się, że istnieje prototyp nigdy nie przypisany żadnemu prezydentowi. Sprzedali mi go do wykorzystania dla Claire. W ten sposób dołączyła niejako do tajnego męskiego klubu. To subtelny, ale znaczący dodatek do stroju, który często wykorzystujemy w nowym sezonie.

Kadr z szóstego sezonu "House of Cards" (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Detal, ale znaczący. Ta historia pasuje do Claire, która jest perfekcjonistką. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby pozwoliła sobie na faux pas, jakie stało się udziałem Melanii Trump. W czerwcu obecna Pierwsza Dama pojechała odwiedzić przetrzymywane na granicy dzieci imigrantów w kurtce z napisem „I really don’t care, do you?” („Zwisa mi to, a tobie?”).

Z tego co wiem, kurtka pani prezydentowej pochodziła z popularnej sieciówki, więc być może był to gest mający zbliżyć ją nieco do znajdujących się w trudnej sytuacji dzieci, dla których ekskluzywne stroje mogłyby być onieśmielające. Ale Claire nie jest osobą ulegająca impulsom. Jej każdy krok to ruch na szachownicy, część większej strategii. Nie ulega wątpliwości, że coś takiego nigdy by jej się nie zdarzyło. Nawet, gdyby dokładnie tak się czuła, nie pozwoliłaby sobie opuścić gardy. Claire jest zapięta pod szyję. Strój to jej zbroja. Z drugiej strony, pomyślmy o Michelle Obamie. Była w swoich modowych wyborach zdecydowanie bardziej poszukującą, eksperymentowała, nawiązywała współpracę z młodymi amerykańskimi projektantami, takimi jak Jason Wu, Tracy Reese, Thakoon czy Brandon Maxwell. Nosiła o wiele więcej wzorów i kolorów, niż jakakolwiek Pierwsza Dama w historii. Ale ponieważ taki styl idealnie pasował do jej pozytywnego nastawienia i radosnej energii, którą zarażała wszystkich dokoła, triumfowała. I to tak naprawdę jest definicja power dressingu: znaleźć coś, co do ciebie idealnie pasuje. I w czym czujesz się dokładnie tak, jak chcesz się czuć. Claire tak postępuje, kompletując garderobę. Może tamta pechowa kurtka to power dressing według Melanii Trump? 

Kadr z piątego sezonu "House of Cards" (Fot. Materiały prasowe Netflix)

W polityce, tak jak na innych polach, standardy związane ze strojem są inne dla mężczyzn i dla kobiet. Prezydenta Trumpa trudno nazwać dobrze ubranym, ale wizerunkowo mu to nie szkodzi. Od kobiet wymaga się  bezbłędnie dobranej garderoby i komentuje ich wybory. Tak stało się ze strojami Hillary Clinton z kampanii prezydenckiej 2016 roku.

To w stu procentach słuszna, choć smutna obserwacja. Często jestem pytana przez dziennikarzy, co sądzę o ostatniej stylizacji Theresy May, czy Hillary Clinton, a nikt nigdy nie zapytał mnie, jak oceniam stylizację Baracka Obamy, Donalda Trumpa, Justina Trudeau, czy jakiegokolwiek innego lidera świata polityki. To smutne, bo kobiety w tej sferze, jak każdej innej, także ocenia się w pierwszej kolejności na podstawie tego, jak się prezentują, a nie co robią. Claire Underwood zdaje sobie z tego sprawę. Jest mistrzynią kreowania swojego wizerunku, niekoniecznie dlatego, że lubi modę, czy że sprawia jej to przyjemność. Raczej rozumie, że to narzędzie, które musi perfekcyjnie kontrolować. Nigdy nie widzieliśmy jej w japonkach i dresie. W stosunku do ubrań zachowuje się jak ambitna socjopatka. To aż nierealistyczne, ile wkłada w to energii. Można odnieść wrażenie, że nie zdejmuje swoich Louboutinów nawet do łóżka.

Pierwszą kobietą, która założyła do Senatu  Stanów Zjednoczonych spodnie była Carol Moseley Braun. Prekursorka nie tylko na polu modowym, ale także pierwsza Afroamerykanka w tej instytucji oraz pierwsza kobieta wybrana do tej izby Kongresu z ramienia stanu Illinois. Ale wspominam o spodniach, bo wydarzyło się to… w 1993 roku, zaledwie 25 lat temu.

Mnie też było trudno uwierzyć. Akurat Claire Underwood rzadko nosi spodnie. Ubiera się raczej w sposób tradycyjnie postrzegany jako kobiecy. Ale jej stroje są manifestacją siły i na pewno nikt nie odważyłby się z nią zadzierać. Być może na tym polega równouprawnienie. Można było zakładać to, co się chce, bez ryzyka, że ktoś potraktuje nas niepoważnie. Mężczyźni nie muszą się przecież na co dzień martwić, że jeśli założą niewłaściwe ubranie, przestaną być postrzegani jak profesjonaliści. Swoją droga, gdy zapadła decyzja, że Claire obejmie w serialu fotel prezydencki, twórcy serialu rzeczywiście zapytali się mnie, czy będzie nosić spodnie. Niby dlaczego? Nie musi nosić spodni, żeby być „prezydencka”, bo przecież jest już prezydentką!

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Kostium władzy
Proszę czekać..
Zamknij