Gdy pewnego dnia zobaczyłem w internecie „Sukienkę”, poruszyła mnie ta uniwersalna historia o kobiecości, sile i wszystkim, z czym mierzy się dzisiejszy świat. Poczułem, że chciałbym coś dla Ani uszyć, w prezencie. Wtedy zaczęła się nasza znajomość – mówi projektant Tomasz Ossoliński, autor kreacji, którą na oscarową galę włożyła Anna Dzieduszycka. „Sukienka” Tadeusza Łysiaka, w której zagrała, dostała nominację do Nagrody Akademii Filmowej. W dzień wylotu aktorki do Los Angeles towarzyszyliśmy jej podczas ostatnich przymiarek w atelier Tomasza Ossolińskiego.
W atelier Tomasza Ossolińskiego przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie panuje zamęt. Stukot maszyn nadaje rytm pracy studia, mieszając się przy tym z dźwiękiem uderzających o podłogę obcasów i szumem rozmów. Do oscarowej gali jeszcze parę tygodni, ale Anna Dzieduszycka, odtwórczyni głównej roli w filmie „Sukienka”, do Los Angeles rusza już za kilka godzin. To moment ostatnich przygotowań w Warszawie. Przed nią tygodnie promocji filmu za oceanem – wywiady, rozmowy, spotkania. – Wszystko zmieniło się z minuty na minutę. Nikt nie jest na to gotowy, bo to jest nie do opisania. Oczywiście jestem niezwykle dumna i szczęśliwa, ale szczerze mówiąc, wydaje mi się, że to wszystko jeszcze do mnie nie dotarło. Tyle się dzieje, że nie mam czasu, by to przepracować – mówi Anna.
„Tomasz chciał spełnić moje marzenia”
– Jestem Anią totalnie oczarowany. Ma niezwykłą siłę i charyzmatyczną osobowość. Jest chodzącym dynamitem – mówi w biegu, między przymiarkami, Tomasz Ossoliński. Z aktorką poznali się jeszcze przed oscarową nominacją. – Gdy pewnego dnia zobaczyłem w internecie „Sukienkę”, poruszyła mnie ta uniwersalna historia o kobiecości, sile i wszystkim, z czym mierzy się dzisiejszy świat. Poczułem, że chciałbym coś dla Ani uszyć, w prezencie. Wtedy zaczęła się nasza znajomość – dodaje.
Praca nad kreacją, którą Dzieduszycka włoży na czerwony dywan podczas oscarowej gali, zaczęła się od rozmów i przymiarek. – Moda jest dla mnie ważna, ale służy mi do tego, bym czuła się komfortowo. Fizycznie i psychiczne. To dla mnie ważne. Nie podążam ślepo za trendami, mam swój styl. Jestem chłopczycą, więc najlepiej czuję się w spodniach. Kiedyś średnio lubiłam sukienki, bo nie miałam dostępu do mody szytej na miarę. Musiałam więc wybierać te z działu dziecięcego. Tomasz dokładnie przeanalizował mój codzienny styl i wsłuchał się w to, co chciałam mu przekazać. Chciał spełnić moje marzenia – tłumaczy Anna, dodając, że jest prawdziwym przyjacielem, aniołem stróżem i geniuszem. Przyznaje, że wzruszyła się, gdy po raz pierwszy zobaczyła gotowy projekt.
Głęboki odcień szmaragdu
Lejąca się, lekka, drapowana kreacja do ziemi, szyta ręcznie z jedwabiu w pięknym, szmaragdowym odcieniu. Do tego długi rękaw i dekolt krojony w literę „V”. – Sam proces tworzenia kreacji trwał kilka dni. Szyłem ją w całości ręcznie. Najwięcej czasu zajęło mi znalezienie odpowiedniego koloru. Ale gdy pewnego dnia zobaczyłem ten materiał, od razu poczułem, że to będzie to. Ilość tkaniny była ograniczona. Gdybym potrzebował 20 cm więcej, nie dałbym rady uszyć z niej kreacji – mówi Tomasz.
– Nie mówiłam mu, że ciemna zieleń to mój ulubiony kolor. Bardzo mnie tym wzruszył. Od początku chciałam, by suknia była klasyczna, spokojna, stonowana. Nie lubię kiczu – zdradza Anna.
Przymiarki, wykroje, próby
– Praca z Anią to dla mnie nowe doświadczenie i wyzwanie – mówi Tomasz Ossoliński, który od prawie 30 lat prowadzi własną markę i zajmuje się krawiectwem. – Bardzo chciałem z nią pracować. Szczególnie że po obejrzeniu „Sukienki” po raz pierwszy zrozumiałem, z jakimi problemami muszą mierzyć się osoby bardzo niskiego wzrostu – dodaje.
Zanim zabrał się do projektowania sukni, najpierw musiał sobie wszystko ułożyć w głowie: – Trzeba pamiętać, że szyjąc dla kobiety o sylwetce, jaką ma Ania, nie wystarczy stworzyć projektu w mniejszym rozmiarze. Każda budowa ciała łączy się z innymi wyzwaniami. Trudno na przykład skroić garnitur dla bardzo wysokiego mężczyzny, który ma ponad dwa metry wzrostu. Dlatego z Anią musiałem zrobić próbne konstrukcje i dokładnie słuchać jej uwag.
Ossoliński zaczął pracę od dokładnego zmierzenia aktorki, by potem stworzyć tzw. patrons, czyli formy podstawowe. – Dokładnie tak robili niegdyś paryscy krawcy. Stare techniki krawieckie w nowoczesnym wydaniu to mój konik. I tak jak wielu dawnych mistrzów projektuję, szyjąc i krojąc – opowiada Tomasz. Przymiarek było łącznie cztery. My wzięliśmy udział w ostatniej.
Garnitur doskonale skrojony
Oczy Anny Dzieduszyckiej rozbłysły, gdy założyła swoją oscarową kreację podczas finałowej przymiarki. – Ten proces twórczy jest dla mnie najbardziej magiczny. Tomek po prostu czaruje igłą. Lubię przyglądać się, jak w skupieniu tańczy z materiałami, układając je i krojąc tak, by jak najlepiej się układały – mówi z zachwytem aktorka.
Ale szmaragdowa kreacja nie jest jedyną, którą dla niej przygotował. – Dzisiaj o czwartej rano obudziłem się z myślą, że Ania powinna mieć w Los Angeles drugą opcję. Czasy są niespokojne. Nie wiemy, czy za parę tygodni będzie wypadało wystąpić w zieleni – mówi Tomasz, siedząc przy maszynie i konstruując ostatnie elementy drugiej, czarnej sukni. W atelier widzimy się kilka dni po tym, jak Rosja najechała na Ukrainę. Gdy spotykamy się po raz drugi, tydzień później, Tomasz pokazuje mi kolejny projekt – piękny garnitur w kolorze fuksji. – Wczoraj, w niedzielę, byłem w atelier o siódmej rano. O piętnastej miałem już gotowy garnitur. Wszystkie wykroje mam na miejscu, mogłem więc usiąść, ciąć i szyć. Uwielbiam takie momenty! Bo nie tylko robię to, co kocham, ale przede wszystkim moja praca może pomóc innym. To dla mnie jest ważniejsze od splendoru tego zawodu – wyznaje Tomasz Ossoliński, który wielokrotnie ubierał polskich reżyserów i aktorów na rozdania nagród filmowych na świecie, w tym – od 17 lat – na Oscary.
– Nigdy nie miałam smokingu czy żakietu. Wszystko musiało być własnoręcznie skracane. Moja mama jest nadzwyczajna i to ona przycinała mi bluzy i inne ubrania – przyznała kilka dni wcześniej Anna. Fuksjowy garnitur, podobnie jak inne projekty, został wysłany do Los Angeles. Razem ze smokingami, które Ossoliński zaprojektował dla reżysera filmu „Sukienka”, Tadeusza Łysiaka.
Kobiecość, czerwona szminka i różnorodność
„Sukienka”, studencki film Tadeusza Łysiaka, stworzony na zaliczenie w Warszawskiej Szkole Filmowej, oprócz świetnej oceny dostał także oscarową nominację. Choć twórcy zupełnie się tego nie spodziewali, Annę cieszy fakt, że film obejrzy więcej widzów. – To dla mnie ważne, że możemy otworzyć ludziom oczy na istotne dla mnie tematy. Przede wszystkim na różnorodność, ale też na kwestię niskiej samooceny, która przejawia się niezależnie od niepełnosprawności, koloru skóry, orientacji seksualnej czy wiary. To powszechne i absolutnie naturalne. To film dla każdego, kto czuje się wyobcowany. Mimo że wyglądam charakterystycznie, czuję się normalnie. Choć wiele się zmieniło, wciąż szufladkujemy ludzi, wkładając ich do poszczególnych woreczków, które lubimy w określony sposób nazywać. Stawiamy niepotrzebne bariery. Mnie np. słowo „karzeł” nie przeszkadza, ale jestem zdania, że zawsze powinno się zapytać osobę o pewnej charakterystyce, jak życzy sobie, by nazwać to, co ją wyróżnia. Tyle dzieje się dookoła zła, zwłaszcza obecnie, że chciałabym, żebyśmy byli wobec siebie otwarci, zjednoczeni i nie wykluczali się nawzajem. Dla mnie najważniejsze jest to, by korzystać z życia, mieć szacunek do ludzi i iść do przodu. „Sukienka”, co istotne, opowiada też o przyjaźni. Relacji między kobietami, wsparciu, zrozumieniu – mówi Anna.
Na czerwonym dywanie aktorka zaprezentuje się w czerwonej szmince. Na pytanie, czy lubi podkreślać swoją kobiecość, mówi: – Bardzo, choć dla mnie „kobiecość” niekoniecznie oznacza szpilki, sztuczne rzęsy i długie kolczyki. Dla mnie kobiecość to wrażliwość, wielka siła psychiczna, czułość i odwaga. A czerwoną szminkę bardzo lubię. Jestem uparta i charakterna, więc dobrze podkreśla moją osobowość. Czerwień to kolor miłości, odwagi, kojarzony ze zmysłowością.
Kogo najbardziej chciałaby zobaczyć na oscarowej gali w Hollywood? – Mnóstwo osób! Ale chyba najbardziej cieszę się na Anthony’ego Hopkinsa i Meryl Streep – mówi Anna.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.