„Love Lies Bleeding”, jeden z najlepszych filmów 2024 roku, przenosi nas na amerykańską prowincję lat 80., która staje się scenerią dla krwawego romansu aspirującej kulturystki Jackie i introwertycznej menedżerki siłowni Lou. Muszą wspólnie zawalczyć o miłość, bo dopomina się o nie przeszłość. Przy okazji premiery filmu z Kristen Stewart rozmawiamy o amerykańskim śnie, nowej fali lesbijskich romansów i o tym, dlaczego, jej zdaniem, Lou i Jackie powinny się rozstać.
Czy przystępując do pracy z Rose Glass, znałaś jej wcześniejsze filmy?
Kristen Stewart: Jestem wielką fanką „Saint Maud”, jej pierwszej pełnometrażowej produkcji, którą obejrzałam przypadkiem podczas festiwalu filmów grozy. Nie mogłam uwierzyć, że debiutująca reżyserka nakręciła tak dojrzały film. Po seansie odbyło się wirtualne spotkanie z Rose. Spodobało mi się, w jak lekki i ironiczny sposób opowiadała o „Saint Maud”, filmie poważnym, konfrontacyjnym, momentami naprawdę przerażającym.
Niedługo później Rose skontaktowała się ze mną. Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce w hotelowym lobby, gdzie streściła mi pomysł na film. Studia i producenci zachęcali ją do nakręcenia historii „silnej kobiety”. Rose podeszła do tematu z typową dla siebie przewrotnością.
Opowiedz mi o Lou.
Pech chciał, że mnie w udziale przypadła słabsza bohaterka (śmiech). Lou brakuje siły, by wyrwać się ze stanu zawieszenia, w którym tkwi od dawna. Nie pomaga to, że dorastała w przemocowej rodzinie w małym miasteczku w latach 80. XX w. Queerowość i skłonność do mizantropii uczyniły z niej outsiderkę.
Lou, zdaniem Rose, uosabia wszystkie amerykańskie idee, które w teorii brzmią pięknie. Aby przekuć je na praktykę, potrzebne jest jednak znacznie więcej niż wiara i afirmacje. Podobnie jest z miłością. Podobał mi się pomysł opowiedzenia historii pokazującej niszczycielskie oblicze miłości, które popycha zakochanych do najbardziej ekstremalnych czynów. A wszystko po to, by zbliżyć się do kogoś, kogo być może nawet nie znamy.
Katy O’Brian, która dołączyła do obsady po tobie, ma doświadczenie w kulturystyce i karierze aktorskiej. Jak oceniasz jej rolę jako Jackie?
Katy stanęła przed nie lada wyzwaniem. Gdy Jackie zjawia się na siłowni, w której pracuje Lou, od razu zwraca jej uwagę. Dziewczyny w tym mieście muszą wyglądać i zachowywać się w określony sposób, a Jackie jest inna. Silna, a zarazem bardzo dziewczęca. Podobnie jak Lou, ma jednak swoje mroczne oblicze. Zdaniem Rose to właśnie czyni ją tak wywrotową.
Katy świetnie oddała wszystkie odcienie osobowości, przy okazji wnosząc do tej postaci szczerość, niewinność i niesamowitą energię. Jej doświadczenie w kulturystyce sprawiło, że zawsze wiedziała, co to znaczy dążyć do celu i wierzyć w siebie. Jej determinacja jest autentyczna. To, co udało jej się osiągnąć, jest naprawdę imponujące. Jestem z niej bardzo dumna.
Jak pracowało ci się z Edem Harrisem?
Mój tata ma takie same włosy jak postać grana przez Eda. Dlatego myślałam, że Rose robi sobie ze mnie żarty, gdy Ed zjawił się na planie w swojej peruce. To było dość surrealistyczne. Kocham mojego tatę, ale relacje z rodzicami zawsze są skomplikowane, a podobieństwo między nimi było niepokojące.
Ed Harris jest gwiazdą wielkiego formatu, więc nie mogłyśmy uwierzyć, że zgodził się wystąpić w naszym małym, dziwnym filmie. Gdy przeczytał scenariusz, powiedział Rose: „Nie jestem pewien, o co tu chodzi i grałem już zapewne podobnych gości w przeszłości, ale chcę pomóc, bo jesteście dziwni”. Później naprawdę pokochał ten film. Po premierze przyznał, że nie sądził, że to się uda, ale bardzo się cieszy, że się mylił.
Ed jest prawdziwą legendą, a przy tym miłym i zdolnym człowiekiem. Dzięki temu tak łatwo przyszło mi granie jego filmowej córki, a tak ciężko – udawanie, że go nienawidzę.
Co „Love Lies Bleeding” mówi o amerykańskim kinie lat 80., w których toczy się akcja filmu?
Kiedy oglądałam film, miałam wrażenie, że nie tylko jest osadzony w latach 80., lecz równie dobrze mógłby być nakręcony w tamtej dekadzie. To po części zasługa jego odważnej erotyki, której tak bardzo brakuje dziś w kinie głównego nurtu. Wiem jednak, że taka fasadowa skromność to odpowiedź na zawrotne tempo zmian wokół nas. Czuję to bardzo wyraźnie.
Ton „Love Lies Bleeding” jest tak dziwny, bo łączy humor i makabrę. Nie jest to jednak klasyczny ejtisowy horror. Tu prawdziwymi potworami są ludzie. Zarazem jednak nasz film ma bawić, a momentami sam się z siebie śmieje. Dzięki temu jest zabawny, ale nie zjadliwy.
Nawet afirmacyjne hasła z plakatów na siłowni Lou są częścią amerykańskiego snu.
Jako Brytyjka Rose postrzega Amerykę lat 80. jako coś pięknego, zabawnego i pociągającego, jednocześnie jednak zdaje sobie sprawę, jak pusta jest wizja, którą roztacza. Afirmacje na ścianie w filmowej siłowni nie są nieprawdziwe – jeśli w coś wierzysz, możesz to osiągnąć, ale nie w sposób, w jaki propaguje amerykański sen. Nie każdy może być zwycięzcą. Rose umiejętnie bawi się tym konceptem, czerpiąc z niego inspirację i podkreślając jego płytkość. Ze wstydem muszę przyznać, że nasze hasła na mnie zadziałały, bo zapragnęłam pójść na siłownię.
„Love Lies Bleeding” to film, jakiego jeszcze nie było.
Seans przypomina śmianie się na pogrzebie. Humor jest dla Rose sposobem na radzenie sobie z trudnymi tematami i to wydaje mi się tak odświeżające. To również zupełnie nowe spojrzenie na queerowe love story czy raczej anty-love story. Nawiasem mówiąc, uważam, że po tym, co je spotyka, Lou i Jackie powinny się rozstać!
W popkulturze wciąż brakuje takich postaci jak Lou. Choć jest chuchrem z daddy issues, które nie potrafi opuścić tego przeklętego miasteczka, to wie dobrze, kim jest. Jej queerowość jest wolna od tego przejmującego wstydu, który jest wpisany w codzienne doświadczenie osób nieheteronormatywnych. Jest coś wyjątkowego w oglądaniu jej na pierwszym planie. Takie filmy wciąż są rzadkością, dlatego jestem bardzo wdzięczna, że Rose podjęła się tego projektu i pozwoliła mi być jego częścią.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.