Jennifer Lopez, Julia Roberts i Sandra Bullock po pięćdziesiątce znów grają w komediach romantycznych. Czy to oznacza, że Hollywood nareszcie uznał, iż dojrzałe kobiety nadają się na amantki?
Przy okazji premiery „And Just Like That…” więcej mówiło się o niedoskonałościach skóry Carrie i spółki niż o niedociągnięciach scenariusza. Fanki „Seksu w wielkim mieście”, które za czasów oryginalnej serii miały nie więcej niż 30 lat, chyba się nie zorientowały, że podczas gdy one dorosły, ich idolki się postarzały. Albo inaczej: obawiając się konfrontacji z własnym wiekiem, wolą się dziwić, że nowojorczanki niepostrzeżenie zaczęły przypominać własne babcie. Szkoda, że kontynuacja serialu nie nosi oryginalnej nazwy. Pewnie wtedy dopiero posypałyby się gromy. Bo seks grubo po pięćdziesiątce to wciąż tabu, a Carrie, Miranda i Charlotte, które jako dojrzałe kobiety szukają nowych ekscytacji, mogą budzić zgorszenie.
Hollywood na szczęście powoli oswaja nas z amantkami z odzysku. Umieszczając bohaterki „And Just Like That…” w centrum miłosnych intryg, rzucają wyzwanie uprzedzonym. Bo niby dlaczego dojrzałe kobiety miałyby być pozbawione prawa do miłości? Podczas gdy w telewizji śmiało poczynają sobie zbliżające się do sześćdziesiątki Sarah Jessica Parker, Cynthia Nixon i Kristin Davis, kino obsadza królowe komedii romantycznych z lat 90. w nowych love stories.
Gwiazdy kina lat 90.: Pięćdziesiąt to nowe trzydzieści
Wśród najbardziej wyczekiwanych filmów o miłości na 2022 rok znalazły się aż cztery z udziałem aktorek po pięćdziesiątce. Jennifer Lopez gra w „Wyjdź za mnie” i „Shotgun Wedding”, Julia Roberts w „Ticket to Paradise”, a Sandra Bullock w „Zaginionym mieście”. Jeszcze niedawno zostałyby zapewne obsadzone co najwyżej w roli matek głównych bohaterek. Dziś to one znów zakochują się na ekranie. Lopez w „Wyjdź za mnie” wybierze między rówieśnikiem Owenem Wilsonem a młodszym od siebie o 25 lat Malumą. Roberts 20 lat po „Ocean’s Eleven” ponownie spotka się na planie z przyjacielem, George’em Clooneyem. A Bullock, rocznik 1964, uwiedzie Channinga Tatuma, rocznik 1980. Dość powiedzieć, że wszystkie wyglądają nieskazitelnie. Nieważne, czy za sprawą dobrych genów, operacji plastycznych, czy zdrowej diety, pięćdziesięciolatki to prawdziwe seksbomby.
Gdy w 2014 roku magazyn dla mężczyzn „Esquire” ogłosił dumnie, że kobiety po czterdziestce wciąż są godne pożądania, na redakcję posypały się gromy. Ageizm, seksizm, szowinizm – w internecie huczało od dyskusji na temat podwójnych standardów w Hollywoodzie i w prawdziwym życiu. Kilka lat później nikt już nie ma wątpliwości, że granica wieku została skutecznie przesunięta. A komentarz mężczyzny na temat relacji kobiecego wieku do seksapilu nie wywołałby oburzenia, tylko rozbrajający śmiech. To nie zmienia faktu, że nie wszystkie gwiazdy kina lat 90. przetrwały, a te, którym się udało, na swój comeback musiały ciężko zapracować.
Zniknęła Meg Ryan, którą uznano za ofiarę chirurgów plastycznych, reszta przeszła ewolucję. Bohaterka naszej okładki, Andie MacDowell, która oczarowała Hugh Granta i widzów w „Czterech weselach i pogrzebie” (1994), nosi srebrne włosy, gra swoje rówieśniczki, ostatnio w serialu „Służąca”, i kibicuje w karierze córce, Margaret Qualley. Renée Zellweger, też swego czasu napiętnowana za ingerencję w urodę, w 2020 roku zdobyła Oscara za rolę Judy Garland, starzejącej się gwiazdy poprzedniego pokolenia, a teraz gra w nowej komedii Michaela Patricka Kinga, reżysera „Seksu w wielkim mieście”. Za to Jennifer Aniston nieprzerwanie od 30 lat piastuje stanowisko ulubienicy Ameryki. Za serial „The Morning Show” po raz pierwszy w karierze zbiera najwyższe laury – w 2020 roku za rolę starzejącej się dziennikarki zdobyła nagrodę SAG.
Sandra Bullock, Julia Roberts, Jennifer Lopez: To ich czas
Trzem gwiazdom komedii romantycznych 2022 roku – Bullock, Roberts i Lopez – dobrze zrobiła przerwa od kina. Sandra, dziewczyna z sąsiedztwa z „Ja cię kocham, a ty śpisz”, powróciła niejako tylnymi drzwiami. Publiczność należąca do generacji Z, która nie pamiętała jej filmów z lat 90., odkryła Bullock w horrorze „Nie otwieraj oczu”, jednym z największych netfliksowych przebojów wszech czasów. Roberts dała sobie czas na odpoczynek, założenie rodziny i wychowanie dzieci. Po 55. roku życia wciąż jest Pretty Woman, ale bardziej niż kiedyś różnicuje role. W 2022 roku zagra w rom-comie, postapokaliptycznym „Leave the World Behind” w reżyserii eksperymentatora Sama Esmaila („Mr. Robot”) i serialu „Gaslit” o aferze Watergate. A Lopez? Choć wydaje się, że nigdy nie zeszła z pierwszych stron gazet, w ostatnich latach poświęcała się przede wszystkim produkcji – serialu „Good Trouble”, programu „World of Dance” czy filmu „Ślicznotki”. W tym ostatnim zabłysnęła też główną rolą striptizerki i bizneswoman. Tak jak Aniston, po pięćdziesiątce wreszcie została doceniona przez szacowne gremia – w 2020 roku kreację wyróżniono nominacją do Złotego Globu, po raz pierwszy od czasów „Seleny” sprzed ponad 20 lat. Ambicją JLo jest produkowanie wszystkich filmów, w których staje przed kamerą. A zaplanowała pracę na kolejne trzy lata. Nie mówiąc o tym, że w 2021 roku zaliczyła comeback także w życiu prywatnym – po dwóch dekadach znów zakochała się w miłości swojego życia, Benie Afflecku, który za kilka miesięcy też przekroczy pięćdziesiątkę. Nowa-stara najgorętsza para Hollywoodu działa w branży od 30 lat, przeżyła kilka głośnych romansów i rozstań, wychowuje dzieci.
Nie ma się co łudzić, na ekranie wciąż będą się pojawiać młode, ładne buzie. W końcu do Fabryki Snów co roku ciągną tysiące dwudziestolatków z całej Ameryki, marzących o karierze na miarę Lopez i spółki. Ale może absolutny kult młodości nareszcie się kończy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.