Znaleziono 0 artykułów
15.09.2019

„Kroniki Times Square”: Sex sells

15.09.2019
(Fot. materiały prasowe HBO) 

W trzecim sezonie serialu przenosimy się do Nowego Jorku w 1985 roku. – Za żadne skarby byśmy tam nie wrócili – mówią David Simon i George Pelecanos, twórcy przeboju HBO. W nowych odcinkach dekada lat 80. to czas starcia komercji i alternatywy, liberałów i konserwatystów, mizoginów i emancypantek.

David Simon zaznacza, że „Kroniki Times Square” od samego początku planowane były jako trylogia. – Nie chcieliśmy wchodzić w układ, w którym w zależności od popularności dostaniemy światło na kręcenie kolejnych sezonów. Nie chodziło o to, żeby rozwlekać tę opowieść tak długo, aż widzowie się znudzą, tylko żeby uchwycić ważne przemiany społeczne, jakie zaszły w branży porno, co jest tematem niepodejmowanym ani w kinie, ani w telewizji  – mówi.

(Fot. materiały prasowe HBO) 
(Fot. materiały prasowe HBO) 

I to się świetnie udało. W finałowej serii oglądamy, jak potężnym biznesem stały się filmy tylko dla dorosłych. Eileen (Maggie Gyllenhaal) ma już serdecznie dość. Krzyczy, że jest zmęczona robieniem wszystkiego na jedno kopyto. Chciałaby pójść w stronę artystycznej pornografii, ale jej wspólnik nie ma wątpliwości, że tylko mainstream może im przynieść pieniądze. I chociaż aktorki biorą jej stronę, on jest nieugięty. Wreszcie Eileen nie wytrzymuje – decyduje się odejść i zacząć działać na własną rękę.

(Fot. materiały prasowe HBO) 

Na jej drodze staje zamożny makler giełdowy. Zbliżają się do siebie na tyle, że Eileen dzieli się z nim swoim pomysłem. To jedna z ciekawszych scen trzeciego sezonu. Spowiedź byłej prostytutki jest pełna napięcia. Gyllenhaal świetnie rozgrywa tę partię. Jako Eileen jest niejednoznaczna. Z jednej strony zachowuje się, jakby się obawiała braku akceptacji, z drugiej – wyrzuca z siebie wszystko, licząc na to, że weźmie się ją z dobrodziejstwem inwentarza.

Po drodze czekają nas kolejne wolty. Choćby ta, gdy krezus oferuje Eileen pokaźną sumkę, byle tylko mogła wystartować z wymarzonym biznesem. Ta jednak nie wyobraża sobie, by po raz kolejny miała wziąć pieniądze od mężczyzny. Dla niej oznaczałoby to powrót do przeszłości, na pozycję, z której tak bardzo próbowała się oddalić.

Wyprzedzić Weinsteina

Zależało nam, żeby pokazać, że pomimo zmian dokonujących się w roli kobiet w społeczeństwie wciąż były one podległe mężczyznom. Nie ma znaczenia, czy jest się prostytutką w latach 70., czy reżyserką dekadę później. Ekonomicznie bohaterka i tak zależy od facetów, którzy dysponują budżetami, o jakich ona może tylko śnić. Jestem sceptykiem, jeśli chodzi o hurraoptymistyczne patrzenie na zmianę tej sytuacji we współczesności. Dziś widzę dokładnie tę samą ekonomiczną zależność kobiet od mężczyzn, co wtedy – mówi Pelecanos. Twórca zwraca uwagę, że choć dziś „Kroniki Times Square” rozpatrywane są jako część ruchu #MeToo, to nie opuszczają go wątpliwości, czy serial mógłby powstać, gdyby pomysł na niego zrodził się kilkanaście miesięcy później.

(Fot. materiały prasowe HBO) 

Przedstawiliśmy zarys serialu HBO na moment przed aferą Weinsteina. Pierwszy sezon był gotowy, zanim oskarżenia o molestowanie stały się najchętniej dyskutowanym tematem w branży. Nasi przełożeni upewnili się, że nie przedstawiamy kobiet jako ofiar. Myślę jednak, że gdybyśmy przyszli z tą samą propozycją rok później, nie dostalibyśmy zielonego światła. Rewolucja, jaka przetoczyła się przez Hollywood, sprawiła, że producenci zaczęli być bardziej zachowawczy, jeśli chodzi o pokazywanie prostytucji i prostytutek – konstatuje Simon. Podkreśla, że największy opór budzą sceny seksu za pieniądze. – Od początku zależało nam, żeby nie pokazywać ani branży porno, ani prostytucji jako czegoś fajnego, ale też żeby nie potępiać zaangażowanych w te środowiska osób. Nasze bohaterki nie czerpią frajdy z tego, co robią, ale też nie są pokrzywdzonymi biedulkami, które los tak źle potraktował, że wylądowały na ulicy – dodaje Pelecanos. Złoty środek umożliwił im jeszcze śmielsze pokazanie intymnych sytuacji, najpierw na schadzkach prostytutek i ich klientów, a potem na planach filmów porno. Seks nie mógł być nudny, ale też nie mógł podniecać. – To było nasze największe zmartwienie. Gdy weszliśmy na plan, okazało się, że wszystkich najbardziej zajmuje nie to, tylko kwestia światła. Jeśli coś było nie tak z odgrywaniem śmiałych fizycznych zbliżeń, to złe oświetlenie, co komunikowali operatorzy, którzy natychmiast dochodzili do porozumienia z aktorami i robili dubel – śmieje się Simon. Przyznaje, że w nowym sezonie scen erotycznych również nie brakuje, ale tym razem kręcono je inaczej. Na planie zatrudniono specjalistę łączącego kompetencje coacha seksualności i seksuologa. Jego pojawienie się radykalnie zmieniło metodę pracy.

(Fot. materiały prasowe HBO) 

Reżyser seksu

Simon: – Do tej pory przerywaliśmy ujęcia co kilka minut, pytając aktorów, czy aby na pewno wszystko jest w porządku, czy czują się komfortowo, czy nie posuwamy się za daleko. Nie mieliśmy przecież zarysowanej granicy pomiędzy tym, co jest dla nich jeszcze graniem, a co już ociera się o pornografię. Za nic nie chcieliśmy tej granicy przekroczyć. Gdy pojawił się trener, zyskaliśmy osobę, która nadzorowała to, co się dzieje, z pełną świadomością zachodzącego procesu. Aktorzy mogli porozmawiać z nim o każdej swojej niepewności. Po zdjęciach dostaliśmy mnóstwo podziękowań za to, ekipa mogła się do takiej osoby zwrócić. 

(Fot. materiały prasowe HBO) 

Wszystko wskazuje na to, że zatrudnianie podobnych specjalistów stanie się na planach normą. W dobie rewolucji obyczajowej, jaka zachodzi w telewizji, powrót do czasów, kiedy intymne sceny między bohaterami rozgrywały się pod kołdrą albo poza kadrem, jest już niemożliwy. Tylko po trzech sezonach „Kronik Times Square” widać, że posuwamy się coraz dalej. Tym razem twórcy zaserwowali nam przecież to, co w pierwszym sezonie było jeszcze nie do pomyślenia. Śmiałe sceny na pornconie, festiwalu pornosów, na którym stawia się Eileen, ale też bardziej dramatyczne zbliżenie jednej z postaci z wyniszczonym przez AIDS mężczyzną.

Simon i Pelecanos nie unikają tematu epidemii HIV, która coraz silniej wkrada się w świat bohaterów, starających się jednak wyprzeć jej istnienie. W jednym z najbardziej brutalnych momentów Paul, który wcześniej był kelnerem, a teraz prowadzi saunę, tańczy z chłopakiem, który, trawiony wirusem, opada z sił. Paul nie chce wypuścić go z ramion, zmusza tamtego, by stawiał kolejne kroki. Ten krzyk bezradności przypomina, że w tym serialu nie fałszuje się rzeczywistości. Jeśli w „Kronikach Times Square” pojawia się nostalgia, to tylko po to, żeby dać się czym prędzej przegonić.

Wtedy za wszystko płaciło się wysoką cenę. Emancypujące się kobiety nierzadko traciły pozycję, którą sobie wypracowały przez lata starań. Lądowały na bruku. Wśród homoseksualistów śmierć zbierała żniwo. Zaś ci, którzy chcieli się realizować poza głównym nurtem, przekonywali się, że czeka ich nędza – przypomina Simon, któremu udało się po raz kolejny pokazać przyczyny postępujących przemian.

(Fot. materiały prasowe HBO) 

Jak choćby wpływ coraz bardziej popularnej pornografii gejowskiej na filmy dla osób heteroseksualnych. Te drugie zapożyczyły od tych pierwszych gejowską fantazję na temat „prawdziwego” mężczyzny. Nieprzypadkowo na przełomie lat 80. i 90. odrodził się macho, kobiety traktujący jak towar. Simon i Pelecanos pokazują też, w jaki sposób sam seks stał się towarem, jak proces ten zaczął się od pornografii, a kończy na współczesności, gdy aplikacje umożliwiają nam znalezienie partnera seksualnego w sekundę.

Artur Zaborski
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Kroniki Times Square”: Sex sells
Proszę czekać..
Zamknij