Jest szansa na zrobienie wszystkiego inaczej. Wkrótce świat będzie musiał opowiedzieć się za zielonym ładem albo za olejem palmowym, plastikiem i węglem. Wierzę, że ten kryzys spowoduje, że troska o drugiego człowieka i o planetę staną się ważniejsze od walki o coraz wyższy poziom PKB – mówi Katarzyna Guzek. Z rzeczniczką prasową Greenpeace’u w Polsce rozmawiamy o tym, czy kwarantanna powstrzyma katastrofę klimatyczną.
Działasz na rzecz ochrony środowiska od 15 lat. Zdarzały ci się momenty frustracji, rezygnacji, zwątpienia?
Tak, wielokrotnie osiągałam wysoki poziom frustracji. Gdy pracujesz w organizacji działającej na rzecz ochrony środowiska, masz dostęp do wszystkich aktualnych raportów. Wiesz, jak sytuacja wygląda naprawdę. I wiesz też, że wielkie korporacje często próbują ukryć, jak bardzo szkodliwe są ich działania, a rządy nie podejmują wystarczających działań, żeby chronić ludzi i środowisko. W analizach widzisz czarno na białym – kolejne tony dwutlenku węgla dostały się do atmosfery, kolejne tony plastiku trafiły do oceanów, kolejny gatunek zwierząt wymiera. To jest przytłaczające.
Zwłaszcza że dopiero w ostatnich kilku latach zwiększyła się świadomość zagrożeń związanych z kryzysem klimatem.
Ostatnie dwa lata były w Polsce przełomowe. Większość z nas wie już, że nie da się utrzymać takiego sposobu korzystania z zasobów świata, jaki znamy. W październiku 2018 roku opublikowano raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, z którego wynikało, że możemy uniknąć katastrofy klimatycznej, jeśli drastycznie zredukujemy emisję gazów cieplarnianych. Jeśli chcemy uratować świat, który znamy i który nie stanowi dla nas zagrożenia, to musimy utrzymać wzrost średniej globalnej temperatury maksymalnie na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza.
Widzę też ogromną zmianę w mojej pracy. Do niedawna znałam z imienia i nazwiska wszystkich dziennikarzy i dziennikarki zajmujących się tematyką ekologii. W polskiej prasie w miesiącu ukazywało się kilkadziesiąt materiałów o ochronie środowiska. Dziś – po kilkadziesiąt dziennie.
Pojawiła się Greta Thunberg.
Tak, a niedługo później zainspirowane nią ruchy klimatyczne. Wiesz, na czym polega różnica między aktywizmem młodzieżowym a osób po trzydziestce? Do tej pory mówiliśmy o tym, żeby ochronić ziemię dla kolejnego pokolenia. Teraz przedstawiciele tej realnie zagrożonej kryzysem klimatycznym generacji sami zabrali głos. „To naszą przyszłość rujnujecie” – powiedzieli. I ten przekaz jest naprawdę mocny. Młodzieżowy Strajk Klimatyczny działa dalej, mimo kwarantanny organizuje strajki, tyle że w sieci. Nie zawieszają swojej działalności.
Co jeszcze się zmieniło?
Od 2018 roku postulatem Greenpeace’u jest Polska bez węgla w 2030 roku. Aktywistki i aktywiści weszli na elektrownię w Bełchatowie przed szczytem klimatycznym w Katowicach, żeby zamanifestować sprzeciw wobec polityki energetycznej rządu. Wtedy nasz postulat wydawał się politykom trudny do zaakceptowania, dziś brzmi całkiem prawdopodobnie. Zrezygnowano z budowy kopalni odkrywkowej w Gubinie i Brodach, budowa ostatniej elektrowni węglowej, która miała powstać w Ostrołęce, została wstrzymana, planuje się zamknięcie elektrowni w Rybniku. Będziemy więc odchodzić od spalania węgla, zwłaszcza że to nieopłacalne, także na poziomie gospodarczym. Społeczeństwo rozumie już postulat Polski bez węgla. Trzy czwarte Polek i Polaków popiera odejście od węgla do 2030 roku. Nie jesteśmy już niszą. Zmiany chce większość. I wcale nie są to zwolennicy jednej opcji politycznej. Kryzys klimatyczny jest przez uważany za jedno z największych zagrożeń, z jakim się mierzymy.
Mierzymy się z kryzysem klimatycznym czy już grozi nam katastrofa?
Katastrofa klimatyczna to nie będzie wielki wybuch. Błędem jest myślenie, że nagle w 2030 roku wszędzie będą tornada, susze i pożary. To wszystko dzieje się już. Staczamy się po stoku. Nie jest na tyle stromy i nie staczamy się na tyle szybko, żeby wszyscy się bali. Ale nie na tyle wolno, żeby sytuacja nie była poważna. Na dole tego stoku jest urwisko. I jeśli nie podejmiemy radykalnych działań, na pewno spadniemy.
Po kwarantannie nastanie kryzys. Gospodarka zwolni, ludzie stracą pracę. A latem tego roku w rolników uderzy susza. Musiałby się zdarzyć cud, żeby to się nie wydarzyło. Zatem czekają nas kolejne kryzysy. Jesteśmy na równi pochyłej.
Nie wszyscy to jeszcze widzą.
Nic dziwnego, skoro przez wiele lat koncerny to tuszowały. Podawały w wątpliwość racje ekologów. Teraz trudno ludziom przyznać, że dali się zmanipulować. Ale to się też zmienia.
W czasie pandemii temat ekologii zszedł z pierwszych stron gazet. Ale większość poważnych tytułów z całego świata zobowiązało się w minionym roku do szeroko zakrojonej działalności edukacyjnej. Udostępniają łamy naukowcom, informują na bieżąco o wydarzeniach związanych z klimatem, przeprowadzają wywiady z ekspertami.
Koronawirus odsłonił nierówności społeczne. Niektórzy mogą uznać, że zajmowanie się kryzysem klimatycznym jest teraz domeną elit, które mogą sobie na to pozwolić.
Ale przecież tak samo będzie z kryzysem klimatycznym! Zagrożeni będą najsłabsi. Najsłabsze kraje, najsłabsze gospodarki, najsłabsi obywatele. Ludzie bez ubezpieczenia społecznego, kobiety, środowiska LGBTQ. Globalnie kryzys klimatyczny uderza najmocniej właśnie w kobiety, bo to one, zwłaszcza w społeczeństwach tradycyjnych, są w gospodarstwach domowych odpowiedzialne za zdobywanie wody i pożywienia.
Kwarantanna wymusza zatrzymanie się w skali makro i mikro.
Tak. Gdy nagle zaczęliśmy kupować tylko to, co niezbędne, stanęliśmy przed widmem kryzysu ekonomicznego. Okazało się, że rozhulana nadkonsumpcja jest obecnie motorem gospodarki. To wypaczenie, że żyjemy w świecie, gdzie brak nadmiaru oznacza niejako niedobór…
Nie potępiam konsumentów. Raczej chcę zwrócić uwagę na to, jak trudno być konsumentem świadomym. Świadoma konsumpcja wymaga czasu, pieniędzy i samozaparcia. A to jest luksus, na który mało kto może sobie pozwolić. Najczęściej stajemy przed wyborem produktu taniego i nieekologicznego albo wytwarzanego w sposób zrównoważony, ale drogiego.
Nasze nawyki konsumenckie będą kreowane przez to, jak funkcjonuje gospodarka. Teraz priorytet mają koncerny globalne – spożywcze, czy fast fashion, które produkują w krajach, w których prawa człowieka i normy środowiskowe często nie są przestrzegane. Zamiast tego można wspierać – w skali makro i mikro – produkcję, która przestrzega prawa człowieka, szanuje naturę, uznaje normy środowiskowe. Jest raczej lokalna niż masowa.
Na barkach rządów spoczywa teraz ogromna odpowiedzialność. Powinna nastąpić rewizja strategii dotyczących rolnictwa. Jeśli będą wspierani rolnicy produkujący żywność ekologiczną, to my jako konsumenci będziemy mieli uczciwy wybór. Nie wierzę, że wyreguluje to rynek. Doświadczenia ostatnich kilku dekad pokazały, że tak to nie działa. Jeśli rządy będą nadal wzmacniały korporacje, stoczymy się z równi pochyłej jeszcze szybciej.
Dlaczego to ciągle nie jest oczywiste?
Bo rządy nie wspierają w wystarczającym stopniu przedsiębiorstw, które chcą działać ekologiczne i etycznie. To kwestia decyzji dotyczących zwolnień od podatków, dotacji państwowych, ustawowo wprowadzanych ułatwień. Teraz, w czasie pandemii, sytuacja jest interesująca, bo wsparcia od rządów domagają się duże podmioty, np. koncerny lotnicze, spółki energetyczne związane z węglem i firmy fast fashion. A to przecież właśnie one w dużej mierze przyczyniają się do kryzysu klimatycznego z powodu gigantycznych emisji dwutlenku węgla. Decyzja, kogo w tej sytuacji wesprzeć, ma wymiar zarówno polityczny, jak i etyczny.
Izolacja, rezygnacja z podróży, także lotniczych, mniejsza konsumpcja – zachowania z czasu kwarantanny wejdą nam w krew?
Nie jestem naiwna, więc nie wierzę, że ludzie na dobre wejdą na drogę samoograniczenia. Wiem, że nie będą w swoich wyborach kierować się wyłącznie pobudkami etycznymi. Bardzo często najważniejszą motywacją przy podejmowaniu decyzji są finanse. Dlatego tak ważne są decyzje na poziomie rządowym.
Po tym, jak przetrwaliśmy kryzys 2008 roku, znowu zachłysnęliśmy się konsumpcją.
Tak, po kryzysie w 2008 roku weszliśmy w tryb business as usual. Teraz znowu mamy szansę na zmianę. Puszcza Amazońska nadal jest wycinana, giną gatunki, maleje bioróżnorodność. Ale jest nadzieja – stoimy na rozdrożu, więc rządy mogą zrobić zwrot. W centrum możemy postawić Europejski Zielony Ład czy w USA – Green New Deal. W Korei Południowej w czasie pandemii podpisano Zielony Manifest. Wykorzystano tę okazję, żeby podążyć we właściwym kierunku. Według tych założeń ani wzrost PKB, ani nadmiernie rozwinięty sektor energetyczny, ani interesy poszczególnych branż zagrażających przyrodzie nie są najważniejsze. Wręcz przeciwnie, z tej wizji wyłania się człowiek żyjący w dobrobycie i harmonii z naturą.
Jesteśmy w punkcie zwrotnym?
Pandemia może być przełomem. Wydaje mi się, że już żyjemy w innych czasach. Ale na pewno odbudowa gospodarki po kryzysie, który będzie konsekwencją aktualnej sytuacji, zmusi nas do decyzji. Będziemy mogli opowiedzieć się za zielonym ładem albo za olejem palmowym, plastikiem i węglem. Ale świat i tak będzie szedł do przodu. Tych zmian nie da się już zatrzymać. Fatih Birol, szef Międzynarodowej Agencji Energii, wyraźnie postuluje jedyny słuszny kierunek – koncentrację za podwyższeniu efektywności, magazynach energii, energii odnawialnej.
Jesteś więc mimo wszystko optymistką?
W czasach przełomów można myśleć wizjonersko. Jest szansa na zrobienie wszystkiego inaczej. Skoro mamy świadomość, że długo powtarzaliśmy błędy przeszłości, przekroczmy to.
Mamy do podjęcia decyzję, czy chcemy dalej funkcjonować w konsumpcyjnym świecie. Nie da się uniknąć katastrofy klimatycznej, jeśli będziemy żyć tak jak do tej pory. Wierzę, że ten kryzys spowoduje, że troska o drugiego człowieka, o środowisko, o naszą planetę stanie się ważniejsza od walki o coraz wyższy poziom PKB.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.