Znaleziono 0 artykułów
27.09.2024

Krzysztof Zalewski wyznaje grzechy młodości. Płyta „Zgłowy” to spowiedź czterdziestolatka

(Fot. materiały prasowe)

„Zgłowy” to na wskroś osobisty album, który otwiera nowy artystyczny etap w karierze i życiu Krzystofa Zalewskiego. – Mam z głowy martwienie się o rzeczy, na które nie mam wpływu – mówi.

Wizerunek Krzysztofa Zalewskiego zmienia się wraz ze jego muzyką. Wzorem do naśladowania w tej kwestii pozostaje jego idol, David Bowie. – To on pokazał mi, że dobry artysta musi wychodzić ze strefy komfortu i raz za razem zaskakiwać fanów i samego siebie – mówi. Pretekstem do naszej rozmowy jest premiera najnowszego albumu Zalewskiego. „Zgłowy” to muzyczny manifest czterdziestolatka, który w osobistych tekstach wyznaje grzechy młodości, by móc zacząć nowy etap z czystą kartą i sercem.

Krzysztof Zalewski zaczyna nowy etap od symbolicznego zgolenia głowy

 

Nowy album artysty zapowiadają cztery nowe piosenki – „Zgłowy”, „Kochaj”, „Roboty” i „Edith Piaf”. Pierwsza z nich to rapowany manifest Zalewskiego: „Mam sporo hajsu i sporo kompleksów / Sporo hajsu, deficyt w sercu / Mam sporo hajsu, a chciałbym być biedny i z Tobą / I znowu mieć gębę młodą”, wyznaje, chwytając za golarkę. W towarzyszącym utworowi klipie w reżyserii Michała Sierakowskiego artysta goli głowę, symbolicznie żegnając młodość, niczym podczas tradycyjnego obrzędu postrzyżyn.

Zmiana wizerunku Krzysztofa Zalewskiego nie kończy się jednak na fryzurze. Artysta zaczyna nowy etap w karierze od zrzucenia z siebie cekinowych garniturów na rzecz prostych T-shirtów, wygodnych spodni i glanów. Skojarzenie z „Trainspotting” nie jest tu przypadkowe. – To symboliczne zdjęcie maski. Staję przed wami bez mojej zbroi. Teraz macie mnie takiego, jaki jestem.

(Fot. Max Gronowski)

Premierze najnowszego albumu towarzyszy trasa koncertowa. Krzysztof Zalewski zagra w największych miastach w Polsce

– Z mojej perspektywy albumy nagrywa się po to, żeby móc później jechać z nimi w trasę koncertową – przyznaje artysta. Podczas „Zgłowy Tour” Zalewski wraz z zespołem zagra w Poznaniu, Gdańsku, Krakowie, we Wrocławiu, w Warszawie i Katowicach. Pierwszy koncert towarzyszący autorskiej płycie zagra już 22 listopada. Jak mówi, będzie to zupełnie nowe doświadczenie dla fanów. – Scenografia będzie bardziej minimalistyczna, bo tym razem chcę, żeby mówiła przede wszystkim muzyka. Co nie znaczy, że nie mamy w zanadrzu kilku niespodzianek– dodaje z tajemniczym uśmiechem.

Przy okazji premiery nowego albumu artysty z Krzysztofem Zalewskim rozmawiamy o jego 40. urodzinach, definicji miłości i krótkiej fryzurze.

Co masz z głowy?

Z głowy mam zamartwianie się o następną płytę, bo właśnie się ukazała (śmiech). Z głowy mam dzieciństwo i mrzonki o wiecznej młodości. W tym roku skończyłem 40 lat i wkraczam w tzw. dorosły świat. Z głowy mam ciągły niepokój, niedosyt, niepewność. Dziś lepiej się czuję w swoim ciele i głowie, czasie i miejscu, w którym przyszło mi żyć. Nie zrozum mnie źle, wciąż daleko mi do mistrza zen, ale dzięki metryce, a także terapii i autorefleksji, mam z głowy martwienie się o rzeczy, na które nie mam wpływu.

Nowa fryzura to przypieczętowanie nowego rozdziału?

„Zgłowy” to najbardziej osobisty album, w którym odsłaniam się tak, jak nigdy dotąd. Ścięcie włosów jest dla mnie symbolicznym zdjęciem maski. To mocny obraz, poprzez który pokazuję, że staję przed wami taki, jaki jestem.

Nowy wizerunek, kabriolet i rapowany kawałek to atrybuty kryzysu wieku średniego.

Nawet świadomość kryzysu wieku średniego nie jest w stanie uchronić cię przed kryzysem wieku średniego. Przed moimi urodzinami wszyscy pytali mnie, jak się czuję u progu czterdziestki. Odpowiadałem im, że przecież to nie ma żadnego znaczenia. A potem nadszedł mój urodzinowy tydzień. Na dzień przed dopadł mnie straszny dół. Urodziny świętowałem na scenie, bo koncert skończył się po północy. Pamiętam, jak starałam się nie pokazać po sobie, co działo się w mojej głowie. Na szczęście minął tydzień i znów jestem przekonany, że wiek to tylko cyfra.

(Fot. Max Gronowski)

Motywem przewodnim „Zgłowy” jest miłość. Jak ją definiujesz?

Miłość to pożądanie i poświęcenie dla drugiej osoby. Miłość to patrzenie w jednym kierunku. Miłość to umiejętności rezygnacji z siebie na rzecz drugiej osoby. Nie sposób jednak kochać innych, gdy nie kocha się samego siebie. To jak z maskami w samolocie – najpierw nakładasz swoją, a dopiero potem możesz pomóc innym. Chcąc obdarować kogoś miłością, trzeba najpierw wykonać ten gest dla samego siebie. Jeśli tego nie zrobimy, zawsze będziemy próbować wypełnić ten brak. Niestety Hollywood utrwaliło w nas egoistyczny obraz miłości, a raczej zakochania. Tymczasem zakochanie to jedynie piękny przyczynek do miłości.

Czy nazwałbyś się niepoprawnym romantykiem?

Tak. Nieważne, jak bardzo bym się przed tym bronił, jestem jednym „z tych wrażliwych”. Dlatego zajmuję się tym, czym się zajmuję.

Jaki jest twój stosunek do social mediów?

Nie przepadam za mediami społecznościowymi. To złodzieje czasu, którzy potęgują nasze poczucie osamotnienia. Zapatrzeni w ekrany, nie dostrzegamy człowieka obok. Smartfony przyzwyczaiły nas do kontaktu w wersji instant. Nasze analogowe mózgi nie radzą sobie z natłokiem ludzi, bodźców i informacji. Jak w takich warunkach stworzyć prawdziwą relację? Jak tu za sobą zatęsknić?

W utworze „Zgłowy” rapujesz, że masz „sporo hajsu i sporo kompleksów”. Z czym zmagasz się w ostatnim czasie?

Z tym samym co zwykle. Jako nastolatek miałem kompleksy na punkcie mojego wyglądu – byłem przekonany, że jestem za niski i za mało muskularny. W pewnym sensie nadal jestem tym 15-letnim chłopakiem. Jednym z powodów, dla których wybrałem ten zawód, była potrzeba aprobaty. Liczyłem, że oklaski sprawią, że poczuję się kochany. Teraz wiem, że to brak, z którym muszę się uporać sam. Ciężko nad tym pracuję. Dzięki temu dziś wychodzę na scenę, bo chcę dać światu coś od siebie. Zanurzmy się razem w muzyce, a będzie nam wszystkim lepiej.

Niebawem znów zobaczymy cię na scenie. Jak się czujesz przed nadchodzącą trasą koncertową?

W moim przekonaniu płyty nagrywa się po to, żeby grać koncerty. Nadchodząca trasa będzie inna niż poprzednie. Scenografia będzie świetna, stylowa, ale bardziej minimalistyczna, bo tym razem chcę, żeby mówiła przede wszystkim muzyka. Co nie znaczy, że nie mamy w zanadrzu kilku niespodzianek. Moją rolę jako artysty porównuję często do bycia wodzirejem i szamanem. Pierwszy porywa ludzi do tańca, wyrywa ich z codzienności, odrętwienia czy zakłopotania. Zapraszam ich do wspólnej zabawy. Szaman z kolei stara się przekuć wspólny czas w oczyszczające przeżycie, z którego moi fani i ja wyjdziemy uskrzydleni.

Czego życzysz sobie na nadchodzącą dekadę? Co chciałbyś osiągnąć przed 50. urodzinami?

Artystycznie życzę sobie nagrać kolejne albumy, każdy lepszy od poprzedniego. Chcę wciąż odkrywać w sobie nowe pokłady kreatywności. Stąd aktorstwo, które wymaga ode mnie wyjścia ze strefy komfortu. Chciałbym się jeszcze nieraz zaskoczyć.

Życiowo życzę sobie wypełnić ten brak miłości. Pokochać siebie. I być szczęśliwym, taki jaki jestem.

(Fot. materiały prasowe)
Julia Właszczuk
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Krzysztof Zalewski wyznaje grzechy młodości. Płyta „Zgłowy” to spowiedź czterdziestolatka
Proszę czekać..
Zamknij