Znam sytuacje, w których ktoś próbuje wymusić kontakt ze względu na zwierzę i np. kłamie, że jest chore, a spotkałam też przypadki karania partnera zabraniem zwierzęcia, pomimo że się go nie lubiło – mówi psychoterapeutka K. Lea Jarmołowicz z Ośrodka Centrum, z którą rozmawiamy o opiece nad ukochanym zwierzęciem pary, kiedy związek się rozpadnie.
Byli razem dwa lata, kiedy Ola namówiła Janka, by zaopiekowali się psem. – Kocham psy. Zawsze angażowałam się w wolontariat, przez długi czas zabierałam Janka do schroniska, by przyzwyczaić go do obecności zwierzaka w domu, bo on sam nigdy ich nie miał. Nasz wybór padł na Zgrywusa – 10-letniego kundla, który większość życia spędził w schronisku, ale mimo to pozostał radosnym staruszkiem. Zakochaliśmy się w nim oboje i dzieliliśmy opieką po równo, choć to Janek podpisał umowę adopcyjną jako właściciel – opowiada Ola.
W tym czasie Janek mieszkał w kawalerce, a Ola jeszcze u rodziców, w dodatku z psem, który nie tolerował innych zwierzaków. Jasne było więc, gdzie będzie nocował Zgrywus. Dla Oli oczywiste też było, że kiedyś będzie miała psa, a najlepiej całą gromadę, nigdy jednak nie romantyzowała adopcji psa jako przypieczętowania miłości. – To nadal nie jest to samo, co dziecko. Zawsze wiedziałam, że jeśli kiedyś się rozstaniemy, to pies zostanie w dobrych rękach, ale wybranych. Nasz związek był daleki od ideału. Gdy było dobrze, był ogień, w gorszych momentach, których było znacznie więcej, totalnie się spalaliśmy – zdradza Ola. Ostatni rok był tylko przeciąganiem decyzji o rozstaniu. – Głównie ze względu na psa, co zresztą w kłótniach wielokrotnie wyrzucał mi mój partner. Być może w tym czasie przelewałam całą miłość na Zgrywusa. Może przeczuwałam, że nie zostało nam dużo czasu razem? – wspomina Ola.
Po rozstaniu partner zaopiekował się psem, ale mogłam go odwiedzać
Gdy Ola podjęła decyzję o rozstaniu, jej były partner mocno to przeżył – próbował ratować coś, co dla niej już dawno było tylko zgliszczami związku. Na początku postanowili też dzielić się opieką nad Zgrywusem. – Janek zaproponował nawet, żebym zatrzymała klucze do jego mieszkania i odwiedzała psa, kiedy będę miała na to ochotę – przyznaje Ola. Życie szybko jednak zweryfikowało tę idealną wizję. Wspólne spotkania kończyły się wybuchem emocji, złości, wyrzutami i łzami.
– Długo nie mogłam się pozbierać po tym, gdy zapadła decyzja, że Zgrywus zostaje z Jankiem. Czułam, że nigdy więcej go już nie zobaczę. Rok temu na Facebooku wyskoczyło mi ich wspólne czarno-białe zdjęcie, którym Janek żegna się ze swoim „najlepszym przyjacielem”. Ja tej szansy nie dostałam – wspomina Ola. – Żałuję, że w Polsce nie ma prawa, które tak jak w Hiszpanii regulowałoby opiekę nad psem. Musimy polegać na dobrej woli partnera, której trudno szukać w takim momencie, jak rozstanie – dodaje.
Dzielimy się opieką nad psem, ale nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia
Gdy Maria rozstawała się z Asią, nie zastanawiała się nad tym, co stanie się z ich terierką Kulą. Ale też nie wyobrażała sobie bez niej życia. – To uczucie mnie totalnie zaskoczyło, bo nigdy nie chciałam mieć psa. Bałam się ich od dziecka. Adopcja zwierzaka była inicjatywą Asi. I dziś, z perspektywy czasu, uważam, że to jedno z lepszych doświadczeń, które nam się zdarzyło przez niemal 10 lat związku – przyznaje Marysia.
Decyzja o podziale opieki nad psem przyszła zupełnie naturalnie, jak wspomina Maria, nawet nie musiały sobie wyjaśniać, że w przyszłości będą dzielić się opieką nad Kulą. – Myślę, że Asia zdawała sobie sprawę z tego, że rozstanie było dla mnie tak traumatycznym wydarzeniem, że skrzywdziłaby mnie podwójnie, gdyby zabrała mi jeszcze ukochanego psa – dodaje. Mimo wszystkich emocji, które nawarstwiły się między byłą parą, podział opieki udaje im się utrzymywać już od sześciu lat. Czy gdyby nie Kula, to miałyby kontakt? – Niestety wydaje mi się, że nie. Jak rodzice po rozwodzie, wymieniamy się wiadomościami na temat naszej podopiecznej, ale więcej nie mamy sobie nic do powiedzenia. Myślę, że to i tak ogromny sukces – znajoma para po dziś dzień toczy batalię z argumentami w stylu: „pies zostanie ze mną, bo mnie kocha bardziej” – przyznaje. – Moim zdaniem pies podobnie emocjonalnie reaguje na takie sytuacje jak dziecko. U mnie Kula może wszystko – kocham ją bezwarunkowo. Asia jest tą surową „matką”, u której nie przejdzie np. spanie na łóżku. To nie jest dobre dla zwierzaka, widzę, że Kula jest rozdarta i niespokojna. Czasem zastanawiam się, czy dla jej dobra nie powinnyśmy zdecydować się, kto przejmie opiekę nad nią na stałe. I boję się, kto wygra walkę o psa. Niedawno dostałam propozycję pracy za granicą – bardzo chciałabym zabrać Kulę ze sobą. Nie wiem, jak przyjmie to moja ekspartnerka.
Opieka nad zwierzęciem po rozstaniu jak opieka nad dzieckiem?
– Często spotykam się z tym, że po rozstaniu pary kwestia opieki nad zwierzęciem porównywana jest do podziału opieki nad dziećmi, jednak w mojej ocenie nie jest to do końca właściwe. Relacja ze zwierzęciem odbywa się na zupełnie innym poziomie niż z dzieckiem – mówi psychoterapeutka K. Lea Jarmołowicz z Ośrodka Centrum. Jak przyznaje, zdarza się też, że byli partnerzy używają zwierzaka do swoich celów. – Znam sytuacje, w których ktoś próbuje wymusić kontakt ze względu na zwierzę i np. kłamie, że jest chore, a spotkałam też przypadki karania partnera zabraniem zwierzęcia, pomimo że się go nie lubiło – przyznaje psychoterapeutka. – Często opiekunowie opowiadają o tym, że pies będzie tęsknił za którymś z nich i dlatego nie zrezygnuje, a zwykle to on projektuje na psa swoje uczucia – dodaje.
Co więc zrobić, jeżeli obie osoby z pary chcą się zaopiekować zwierzęciem? – Trzeba przeanalizować, co jest lepsze dla zwierzaka. Należy rozważyć możliwości czasowe i finansowe każdej z osób. Ta, która może poświęcić więcej czasu, ale też ma warunki mieszkaniowe, może mu zapewnić leczenie, będzie z pewnością lepszym wyborem – radzi Jarmołowicz. – To naturalne, że możemy tęsknić za zwierzakiem, ale warto naprawdę realnie oceniać sytuację i rozważyć, co jest lepsze dla zwierzęcia, a nie będzie karmiło wyłącznie naszych potrzeb czy pragnień. Tak jak po każdej stracie, tak i po tej sobie poradzimy – mówi psychoterapeutka.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.