Polskie marki młodymi nazywamy tylko z przyzwyczajenia. Gros z nich ma już archiwa, oryginalną typologię i emblematyczne produkty, których popularność nie mija. To katalog przedmiotów, na których krajowe biznesy urosły, zbudowały sukces i tożsamość. O ich historię, konstrukcyjne niuanse i wpływ na rzeczywistość pytamy twórców ikonicznych lokalnych projektów.
Balagan, baleriny Opera, rok premiery: 2014
– Pierwsze, stare kopyto kupiłyśmy w Tel Awiwie. Wyrysowałyśmy i zaćwiekowałyśmy na nim nasz debiutancki model buta. Musiał przejść wiele konstrukcyjnych zmian, bo nieświadomie użyłyśmy sandałowej podstawy. W końcu udało się nam stworzyć minimalistyczne baleriny, które stały się bazą dla charakterystycznej dziś dla nas typologii. Mocno odróżniały się od tego, co było wówczas dostępne na rynku. W sprzedaży dominowały buty „pancerne”, my zaproponowałyśmy zabudowane, z dopasowującej się do stopy skóry, z minimalną ilością szwów i bez międzypodszewki. Widoczna była na nich nieregularna faktura skóry, odkształcenia, odznaczały się palce. Nasze buty miały być wygodne od pierwszego założenia i były, więc wieść o nich rozniosła się pocztą – nomen omen – pantoflową, bez żadnego marketingu. Od 10 lat niezależnie od trendów Opery stanowią filar naszej oferty. W tym czasie powstało ponad 50 iteracji modelu – mówią Agata Matlak-Lutyk i Hanna Ferenc.
The Odder Side, odkryte plecy, rok premiery: 2014
– Gdy miałyśmy po 23, 24 lata, nasz budżet był ograniczony, więc kupowałyśmy różne rzeczy z drugiej ręki czy sieciówek i wycinałyśmy z nich fragmenty. Zawsze stawiałyśmy na plecy, które uznawałyśmy za bardzo seksowną część kobiecego ciała. Gdy tworzyłyśmy naszą markę, ten element pojawił się samoistnie. Postawiłyśmy na widoczne szwy, i choć z czasem odeszłyśmy od tego pomysłu, to sprowokowana nimi nazwa została. Odkryte plecy zaczęły się naturalnie powtarzać w pierwszych projektach, było to spójne nie tylko z naszymi upodobaniami, ale i nazwą. Koncept się spodobał, mimo że niektóre dziewczyny wyrażały sceptycyzm, bo nasze modele wymagały rezygnacji ze stanika. Zaczęłyśmy więc rozbierać Polki albo proponować alternatywy dla bielizny, np. body z głębokim wycięciem z tyłu. Pierwszym naszym bestsellerem był T-shirt z głębokim „V” z tyłu, potem powielany w różnych kolorach, tkaninach, kształtach wycięciach, długościach rękawów. Na jakiś czas o nim zapomniałyśmy. Dziś, świętując dziesięciolecie, z dumą znów wplatamy te uszyte z organicznej bawełny ikony w nasze stylizacje – opowiadają Justyna Przygońska i Brygida Handzelewicz-Wacławek.
Bizuu, futerko Florence, rok premiery: 2017
– Planowałyśmy kolekcję inspirowaną motywami góralskimi. Kupiłyśmy materiał imitujący kożuch. Na uszyte z niego krótkie futerko miała trafić haftowana w kwiaty taśma. W międzyczasie do pracowni przyszła dostawa lampasów z naszym logo, które w ramach eksperymentu przyłożyłyśmy do tej tkaniny. Tak już zostało. Myślałyśmy, że będzie to produkt stricte wizerunkowy, nie planowałyśmy produkować go w dużych ilościach. Tymczasem producentka pierwszej sesji, w której się pojawił, poprosiła o niego w zamian za wynagrodzenie. W kolejnym sezonie wyprodukowałyśmy sto sztuk, w tym roku ciężarówka przywiozła nam kilkanaście kilometrów tkaniny potrzebnej do produkcji Florence. Jej popularność rosła wykładniczo i wciąż rośnie, tak w Polsce, jak i za granicą. To jedyny produkt w naszym portfolio, któremu poświęcamy co roku całą sesję zdjęciową i niezmiennie pozostaje bestsellerem – mówią Blanka Jordan i Zuzanna Wachowiak.
Cały tekst znajdziecie w październikowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.