Mówi się o nim, że zaprojektował nowoczesność. Jedni nazywają go geniuszem, inni narcystycznym despotą. Jego projekty znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, do dziś inspirują kolejne pokolenia architektów. 133 lata temu na świat przyszedł Le Corbusier.
Krytycy Le Corbusiera obarczają go winą za wszystkie niedogodności życia w bezdusznych, betonowych blokowiskach, wytykają współpracę z reżimami nazistowskim i sowieckim oraz fakt, że choć na jego projektach uczą się kolejne pokolenia studentów, on sam nie miał dyplomu żadnej uczelni. Zwolennicy wychwalają ciekawe bryły i piękne formy, a także rozwiązania funkcjonalne. Le Corbusier słynął z kontrowersyjnych pomysłów. Wiele z nich, takich jak plan zrównania z ziemią zabytkowego centrum Paryża i zbudowania na jego miejscu podzielonych geometryczną siatką ulic i osiedli wieżowców, nigdy nie doczekało się realizacji. Ale to, co przez lata kariery stworzył, wystarczyło, aby nazywać go wizjonerem. Jego wizytówką stały się śmiałe projekty, a także słynne „maszyny do mieszkania”. Le Corbusier uważał, że za pomocą architektury można przeprowadzić rewolucję społeczną. Od „A” do „Z” chciał zaprojektować życie współczesnego człowieka, narzucić mu sposób funkcjonowania. Dogłębnie przeświadczony o własnej nieomylności i geniuszu, nie radził sobie z porażkami – każdą, nawet najbardziej konstruktywną uwagę poczytywał jako afront. Dyskredytował zasługi współpracowników, prywatnie był kobieciarzem, notorycznie zdradzającym żonę. Wszystko to sprawia, że projekty Le Corbusiera, podobnie jak sam „architekt jutra”, do dziś budzą skrajne emocje.
Architekt bez dyplomu
Zanim stał się Le Corbusierem, nazywał się Charles-Édouard Jeanneret-Gris. Syn zegarmistrza i pianistki przyszedł na świat 6 października 1887 w szwajcarskim mieście La Chaux-de-Fonds, słynącym na cały świat z zegarmistrzowskiej tradycji. Ojciec chłopca chciał, aby syn w przyszłości stał się jego wspólnikiem. Ku jego uciesze Charles był dokładny i ambitny. Jako nastolatek w szkole artystycznej zaczął się uczyć grawerunku i cyzelunku, oczywiście z myślą o zdobieniu kopert zegarków. Bardzo prawdopodobne, że młodzieniec zostałby utalentowanym rzemieślnikiem kontynuującym rodzinną tradycję, gdyby nie wada wzroku. Młody mężczyzna bardzo słabo widział na jedno oko i istniało spore ryzyko, że wada w przyszłości się pogłębi, uniemożliwiając mu wymagającą niezwykłej precyzji zegarmistrzowską pracę. Na szczęście los postawił na drodze młodego Jeannereta-Grisa profesora Charlesa L’Eplatteniera. Nauczyciel dostrzegł talent ucznia i popchnął go w stronę architektury. Szybko okazało się, że to dziedzina, w której Charles znakomicie się odnajduje.
Na początku XX wieku projektować i budować domy mógł każdy, kto miał na to ochotę i środki – zawód architekta nie wymagał ukończenia studiów. Dlatego młody Charles już w wieku 17 lat zaprojektował swój pierwszy dom. Jego estetyka – połączenie prostej, wiernej kalwińskiej skromności, regionalnej architektury z secesyjną ornamentyką projektu młodego architekta – zyskała w La Chaux-de-Fonds uznanie. Młody Jeanneret-Gris dostał kolejne zlecenia na projekty eleganckich rezydencji. Ale szwajcarskie miasto szybko przestało mu wystarczać. Wyruszył więc w podróż po Europie, gdzie uczył się nie w szkołach, ale terminując w pracowniach pionierów nowoczesnej architektury: Auguste’a Perreta, Petera Behrensa i Adolfa Loosa. Ten ostatni uważał, że wszelkie ornamenty są zbrodnią – Charles doszedł do wniosku, że jego mentor ma rację, i porzucił secesyjne zdobienia na rzecz surowej prostoty, która niebawem miała stać się jego wizytówką.
Po powrocie z europejskich wojaży Charles osiadł na krótko w Szwajcarii. Stworzył kilka willi na zlecenie bogatych przemysłowców. Cechowała je prostota i nowatorskie jak na ówczesne czasy zastosowanie żelbetowych konstrukcji. Ale młody człowiek wiedział, że w swoim rodzinnym, na wskroś konserwatywnym mieście nigdy nie zdoła zrealizować śmiałych idei, które rodziły się w jego głowie. Dlatego w 1917 roku architekt wyjechał do Paryża. Nowa lokalizacja wymagała nowej tożsamości. Rodowe nazwisko wydawało się młodemu, zaczytującemu się w Nietschem, obracającemu się w światku artystycznej bohemy architektowi zbyt burżuazyjne, zbyt osadzone w starym porządku. Tak narodził się Le Corbusier. Nowy pseudonim przypominał nazwisko dalekiej rodziny – Lecorbesier, być może też architekt zaczerpnął je od swojego przypominającego kruka (fr. Le corbeau – przyp. aut.) profilu.
Twórca i niszczyciel
Mieszczące się przy Rue de Sèvres 35 studio, które Le Corbusier założył wraz ze swoim bratem Pierre’em Jeanneretem, szybko zaczęło przyciągać żądnych nowatorskich projektów paryżan. Niezwykle płodny artysta nie ograniczał się do tworzenia koncepcji budynków – spod jego ręki wychodziły też projekty mebli, samochodu, a nawet kolekcja ubrań, której zdjęcia opublikował „Harper’s Bazaar”. Jednak najpełniej swoją wizję Le Corbusier mógł realizować, tworząc wolno stojące wille. Wcielał w nie idee sztuki purystycznej – stosował podstawowe bryły i kolory. Projektem, który odbił się szerokim echem, była stworzona na zamówienie pewnej rodziny Villa Savoye, dziś znajdująca się na liście dziedzictwa UNESCO.
Biała modernistyczna willa jeszcze za życia architekta stała się atrakcją przyciągającą wycieczki, a jej zdjęcia obiegły cały świat. Le Corbusier zawarł w niej pięć punktów nowoczesnej architektury – stworzoną przez siebie koncepcję, która stała się wyznacznikiem jego stylu. Budynek osadził na słupach, tzw. pilotach, dzięki czemu bryła zdawała się unosić nad ziemią, a mieszkańcy zyskali miejsce na samochód, tak aby w dżdżyste dni móc dotrzeć do środka suchą stopą. Duże poziome okna wpuszczały dużo światła, a na płaskim dachu znajdował się taras z tzw. solarium – oddzieloną przestrzenią do opalania. Problem polegał jednak na tym, że w willi przeciekał dach i woda wlewała się do wewnątrz przez korytarz wejściowy. W budynku panowała wieczna wilgoć – tym bardziej uciążliwa, że syn państwa Savoye miał problemy z płucami. W dodatku projekt pochłonął znacznie większy budżet, niż pierwotnie zaakceptował inwestor. Ale autor projektu nie poczuwał się do winy. Mało tego, bubel nie przeszkodził Le Corbusierowi wysyłać do willi wycieczek fanów swojej twórczości i wykłócać się z jej właścicielami, że wstawili do środka niezgodne z jego koncepcją meble.
Słynna stała się także willa państwa Steinów w miejscowości Garches. Ale podobnie jak w przypadku Villi Savoye, projektem zachwycali się wszyscy, poza samymi zainteresowanymi. Zleceniodawcy – kolekcjoner sztuki i jego żona – nie byli zachwyceni efektem końcowym, źle się czuli w zbyt ascetycznym ich zdaniem domu i ostatecznie zdecydowali się go sprzedać. Na nieprzyjazną do mieszkania przestrzeń skarżyli się także lokatorzy słynnej Jednostki Mieszkaniowej w Marsylii, innego sztandarowego i nowatorskiego projektu Le Corbusiera. Jego ulubionego, realizującą ideę domu jako „maszyny do mieszkania” i zarazem najbardziej krytykowanego przez prasę. Budynek powstał po II wojnie światowej w odpowiedzi na nękający zniszczoną bombardowaniami Europę głód mieszkaniowy. Le Corbusier chciał stworzyć przestrzeń, która byłaby świątynią życia rodzinnego i społecznego. Tymczasem wielu mieszkańców uciekło z budynku jeszcze przed 1960 rokiem. Część z nich Jednostka doprowadziła do chorób psychicznych – diagnozowano u nich nerwice i depresje – przez co blok zaczęto nazywać „domem wariatów”.
Jednostka Marsylska jest dziś zabytkiem tłumnie odwiedzanym przez fanów twórczości Le Corbusiera. W latach, kiedy powstała, była projektem wyprzedzającym swoje czasy, dziś doczekała się wielu kopii, które często nieudolnie naśladują Corbusierowskie idee. Ale w porównaniu z innymi planami architekta była projektem zachowawczym. Ze względu na swoje niezwykle radyklane plany urbanistyczne architekt przez wielu był nazywany „zabójcą miast” oraz osobą, która chciała zburzyć Paryż. W drugim określeniu nie ma wcale przesady – stworzony przez Le Corbusiera Plan Voisin zakładał zrównanie z ziemią zabytkowego centrum stolicy Francji, z zachowaniem jedynie najcenniejszych zabytków, takich jak katedra Notre Dame. W jego miejsce miała powstać higieniczna, geometryczna siatka ulic, na których wyrosłyby kilkudziesięciopiętrowe wieżowce wykonane z prefabrykowanych materiałów. Zdaniem Le Corbusiera taka przestrzeń, uzupełniona sporą ilością zieleni, zapewniałaby paryżanom znacznie lepsze warunki życia, a dzięki architekturze dokonałaby się rewolucja społeczna. Plan Voisin na szczęście nigdy nie został zrealizowany, ale Le Corbusier niemal do końca życia tworzył podobne plany urbanistyczne dla miast na całym świecie. Jego idee, w wypaczonej formie, znalazły odzwierciedlenie w powojennych blokowiskach.
Geniusz czy tyran?
Projekty Le Corbusiera mają tyle samo fanów, co przeciwników. Ale o ile projektom wizjonera trudno odmówić szczytnych idei, o tyle sam twórca był daleki od perfekcji. Biografowie architekta są zgodni co do tego, że, delikatnie mówiąc, nie był on łatwym człowiekiem – ani prywatnie, ani zawodowo. Przekonała się o tym boleśnie jego żona – nazywana Madame Corbusier Yvonne Gallis. Le Corbusier poznał ją, kiedy pracowała jako sprzedawczyni i modelka w domu mody, gdzie sprzedawano jego niektóre dzieła. Tych dwoje połączyła erotyczna fascynacja, z którą niestety nie szedł w parze związek dusz. Madame Corbusier nie rozumiała projektów swojego męża, miała ich dość do tego stopnia, że w domu zabroniła rozmów o architekturze. Tymczasem Le Corbusier, który w pracy preferował ascetyczny styl, w życiu był libertynem. Zdradzał żonę podczas licznych wojaży, wdał się m.in. w romans z Josephine Baker, a z Marguerite Tjader Harris, dziedziczką szwedzko-amerykańskiego klanu bogaczy, połączył go długoletni związek. Madame Corbusier leczyła zranione mężowskimi zdradami serce pitym w dużych ilościach alkoholem.
Piękna żona idealnie pasowała do wizerunku, który Le Corbusier pieczołowicie kreował od samego początku swojej kariery. Architekt tworzył swoją legendę z równą precyzją, co projekty budynków. Do bólu narcystyczny, nie znosił krytyki, nawet tej najbardziej konstruktywnej. Aby nakarmić ego, nie wahał się umniejszać zasług współpracowników – takich jak brat czy Charlotte Perriand. Ta ostatnia była współautorką wielu projektów mebli, których pełne autorstwo przypisywał sobie Le Corbusier. Takich jak fotel Grand Confort, który do dziś jest sprzedawany za kilka tysięcy euro sztuka z inicjałami „LC”. Le Corbusier obsesyjnie wręcz łaknął uwagi i uwielbienia, co prowadziło nieraz do komicznych sytuacji. W 1935, podczas pierwszej podróży do USA, architekt spodziewał się, że po zejściu ze statku zastanie tłumy oczekujących go dziennikarzy. Tymczasem nikt się nie zjawił, ale aby zaspokoić narcyza, opiekujący się nim przewodnik poprosił ulicznego fotografa, by udał fotoreportera. Przez kolejne dni Le Corbusier gorączkowo przeglądał wszystkie gazety, bezowocnie szukając swojego zdjęcia.
Le Corbusier nie kierował się w swojej pracy sympatiami ani antypatiami politycznymi. Przyjmował zlecenia od każdego, kto był mu w stanie zagwarantować odpowiedni rozmach i swobodę twórczą. Stworzył projekt pałacu Ligi Narodów w Genewie, zrealizował kościół katolicki – słynną katedrę w Ronchamps. Jednocześnie nie wahał się przyjąć zlecenia od Stalina, przez krótki czas był też specjalistą od spraw mieszkalnictwa w rządzie Vichy. A po wojnie pomagał administracji wyzwolonej Francji. Dlatego wielu nazywa go oportunistą. Inni uważają, że dla Le Corbusiera liczyła się przede wszystkim architektura. To, co tworzy, a nie to, dla kogo to robi. Przez całe życie architekt z zegarmistrzowską (a jakże) precyzją planował każdy szczegół swoich projektów i własnego wizerunku. Wielu uważa, że również jego śmierć – utonięcie na Lazurowym Wybrzeżu – nie była wypadkiem, ale starannie wyreżyserowanym samobójstwem. Bo Le Corbusier do końca chciał mieć wszystko pod kontrolą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.