Film dokumentalny HBO przynosi wstrząsające zeznania dwóch mężczyzn, którzy szczegółowo opisują, jak w dzieciństwie byli molestowani przez Michaela Jacksona. Trzeba mieć serce z kamienia, żeby zignorować ich głos, ale wstrzymajmy się z sądem nad Królem Popu. Media i HBO nie powinny jednak ferować wyroków. Rozstrzygnięcie o jego winie powinno należeć do wymiaru sprawiedliwości.
W „Leaving Neverland” nie padają żadne nowe zarzuty wobec Michaela Jacksona. Muzyk był oskarżony o molestowanie nieletnich już w 1993 roku. Zawarł wtedy pozasądową ugodę z rodzicami nastolatka, który twierdził, że był przez niego wykorzystany seksualnie. Kolejne oskarżenie przyszło w 2003 roku. Proces odbył się dwa lata później i trwał cztery miesiące. Wyrok: niewinny. Cztery lata po śmierci Jacksona kolejny wniosek o wszczęcie postępowania w podobnej sprawie złożył Wade Robson, choreograf pracujący m.in. dla Britney Spears i *NSYNC. Zażądał od spadkobierców Jacksona ponad półtora miliarda dolarów odszkodowania. Do jego oskarżeń dołączył James Safechuck. Obaj twierdzili, że muzyk miał z nimi kontakty seksualne, gdy byli dziećmi. Sąd oddalił ich pozew dwa lata temu.
Czas ofiar
To właśnie Safechuck i Robson są bohaterami dokumentu HBO, który odbił się szerokim echem. Pod wpływem ich oskarżeń stacje radiowe przestają puszczać piosenki Jacksona. Trzeba postawić sprawę jasno. Z bólem słucha się opowieści mężczyzn, którzy w najdrobniejszych szczegółach relacjonują, kiedy i gdzie jako dzieci uprawiali seks z Jacksonem. Safechuck poznał go na planie reklamy Pepsi. Robson był dziecięcym tancerzem, doskonale imitującym jego ruchy sceniczne, w tym słynny „księżycowy chód”. Ich historie są podobne. Jackson jawi się w nich jako sprytny manipulator, który owijał sobie wokół palca rodziców dzieci, a potem krok po kroku skłaniał chłopców do coraz większej bliskości. Robson twierdzi, że uprawiał seks oralny z Jacksonem, gdy miał zaledwie siedem lat. Ten miał go przekonywać, że takie pieszczoty są naturalnym rozwinięciem ich przyjaźni. Ostrzegał też, że jeśli chłopiec komukolwiek o tych zdarzeniach powie, obaj trafią do więzienia. To miał być ich mały sekret.
„Potwór” – myślimy. Co pomyśleć innego, gdy patrzymy przez ekran w oczy dorosłym facetom, którzy przez cztery godziny opowiadają, jak Jackson zrujnował im życie. Ale podczas seansu „Leaving Neverland” nachodzą nas też wątpliwości. Bo twórcy filmu wykazali się porażającym brakiem rzetelności reporterskiej. Poznajemy tylko jedną wersję wydarzeń. Brak konkretnych dowodów, wypowiedzi śledczych i dziennikarzy badających sprawy wcześniejszych oskarżeń, czy osób związanych z Jacksonem. Na jego sukces pracował przecież sztab ludzi. Czy nikt z nich nie zauważył niczego dziwnego w jego zachowaniu?
Powtórzmy: zeznania brzmią wiarygodnie, ale nie ma w nich niczego nowego, poza szczegółowymi opisami stosunków seksualnych i metod działań Jacksona, czego nie słyszeliśmy wcześniej. Skoro zeznania nie są nowe, to dlaczego film wywołuje tak wielki szum?
Zmieniły się czasy. Po licznych aferach, które wypłynęły na fali akcji #MeToo, media są dziś bardziej wyczulone na głos ofiar. Dajemy im większy kredyt zaufania, bo zobaczyliśmy, że ci, którzy mają władzę, przez lata czuli się bezkarni. Relacje ofiar nadużyć seksualnych udowodniły, ile kosztuje przyznanie się do tego, że było się wykorzystanym. Działanie akcji #MeToo ma jednak ograniczenia. Artykuły, filmy i wpisy w mediach społecznościowych nie mogą zastąpić sądu. Artykuł, który zakończył karierę wpływowego producenta filmowego Harveya Weinsteina, był świetnie udokumentowany. Tego samego niestety nie można powiedzieć o „Leaving Neverland”. Po jego obejrzeniu można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że Jackson miał co najmniej ekscentryczne relacje z dziećmi, ale powiedzenie, że jest pedofilem, to nadużycie, dopóki nie orzeknie tego sąd. Zresztą, sprawa oskarżenia o molestowanie na pewno tam wróci, bo spadkobiercy praw do twórczości Jacksona już zaskarżyli HBO. Tym razem Robson i Safechuck będą mieli do dyspozycji najlepszych prawników. Możemy spodziewać się walki na noże o miliardy dolarów. Ale zanim wyrzucimy z domu wszystkie stare płyty Jacksona, poczekajmy na jej wynik.
Gdzie byli rodzice?
O ile „Leaving Neverland” nie powinien przesądzać o winie Jacksona lub jej braku, to jest to poradnik, jak nie wychowywać dzieci. Bo o ile nie wiadomo, czy Robson i Safechuck byli ofiarami Jacksona, to z całą pewnością byli ofiarami ambicji i naiwności swoich rodziców. Oni też są bohaterami tego dokumentu. Wszyscy przyznają, że zaślepiło ich bogactwo i styl życia miliardera, który nagle pojawił się w ich życiu. Zgadzali się, żeby dzieci spały z nim w jednym łóżku, nawet po tym, gdy wyszła na jaw sprawa oskarżenia o pedofilię. Mówili o spotkaniu z Jacksonem jak o darze od losu, uśmiechu od Boga. Wszyscy czerpali profity z „przyjaźni” ich pociech z gwiazdorem. Jednej z rodzin Jackson udzielił kredytu na zakup domu, a potem go umorzył. Czeki, koperty, wycieczki, prywatne przeloty samolotem, życie jak w bajce – wszystko to miało uśpić ich czujność. Ale czy może ich usprawiedliwić zwykła próżność i chciwość?
Matka Safechucka miała wobec niego bardzo ambitne plany. Chciała, żeby dzieciak grał w reklamach. Modliła się: „Jeśli chcesz, Boże, żeby ta droga się dla niego otworzyła, to otwórz mu ją lub zamknij”. Prośba została wysłuchana. To właśnie podczas zdjęć do reklamy Pepsi jej syn poznał gwiazdora, który zakochał się w jego promiennym uśmiechu. Potem były telefony do rodziców, spotkania, zaproszenia na ranczo Neverland, a potem nocowanie. „Michael sam był jak dziecko, nie wierzyłam, że może Jamesowi zrobić coś złego” – mówiła potem matka.
Jeśli Robson i Safechuck byli ofiarami pedofila, to dlatego, że zostali wcześniej wykorzystani przez swoich rodziców. Mieli w sobie zgodę na wykorzystanie i brak świadomości, że to coś złego. Ich opiekunowie wiedzieli, że cenę, którą płacą za relację ze sławnym artystą, są ich dzieci. Czy pozwoliliby, żeby ich pociechy sypiały w jednym łóżku z sąsiadem? Oczywiście, że nie. Co takiego dawał im Jackson, że zgadzali się na tak daleko idące ustępstwa? Pieniądze nie wystarczyły. Otrzymali wiarę, że są częścią snu, który śnił i wciąż śni przemysł rozrywkowy. Dali się nabrać, że w tytułowej Nibylandii spełniają się wszystkie marzenia. I spełniały, do czasu. „Leaving Neverland” jest fascynującą opowieścią o słodkiej iluzji i goryczy zrozumienia, że za wiarę w cuda płaci się bardzo wysoką cenę.
Zobacz zwiastun:
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.
Wczytaj więcej