Kontekst jest wszystkim. Miałam jeden przypadek wycofania przez aktorkę zgody na konkretne ujęcie w dniu zdjęć. Okazało się, że dwa dni wcześniej doświadczyła molestowania seksualnego – mówi Lizzy Talbot, założycielka i dyrektorka Intimacy for Stage and Screen, jednej z pierwszych inicjatyw w Wielkiej Brytanii, odpowiadających za produkcję scen intymnych w kinie i teatrze, która pracowała przy międzynarodowych produkcjach, takich jak „Bridgertonowie” czy „Wiedźmin”.
Zaczęłaś pracę jako koordynatorka intymności w 2015 r. Jak ruch #MeToo wpłynął na twoją karierę?
Na początku nikogo z nas nie traktowano poważnie. Pisaliśmy do producentów, reżyserów – bez odzewu. Ten zawód praktycznie nie istniał. Wszyscy wiedzieli, że coś jest nie tak, ale nikt nie potrafił zdiagnozować problemu. Dzięki naświetleniu kwestii przemocy seksualnej w branży, mogę śmiało powiedzieć, że ruch #MeToo otworzył nam długo zaryglowane drzwi do produkcji filmowej. W końcu zaczęliśmy rozmawiać o bezpieczeństwie w pracy.
Jednym z filarów pracy koordynatorów intymności jest świadoma zgoda. Jak ją rozumiesz?
Aby ją opisać, używamy kategorii FRIES, zaproponowanej przez Planned Parenthood, amerykańską organizację non profit działającą na rzecz m.in. zdrowia reprodukcyjnego, edukacji seksualnej, dostępu do legalnej antykoncepcji i aborcji. Zgodnie z nią zgoda jest dobrowolna (nie jest wyborem podejmowanym pod presją, wpływem różnych substancji czy w wyniku manipulacji), odwoływalna (w każdym momencie możesz zmienić zdanie, na co masz ochotę), oparta na informacji (zgody możesz udzielić tylko wtedy, kiedy masz pełnię informacji, np. o użyciu lub nie prezerwatywy), entuzjastyczna (w trakcie stosunku robisz tylko to, co chcesz robić, a nie to, co czujesz, że jest od ciebie wymagane), szczegółowa (zgoda na jedną rzecz nie oznacza automatycznej zgody na inne). Nie ma świadomej zgody bez spełnienia tych wszystkich komponentów.
W trakcie prowadzonych przez ciebie szkoleń dla konsultantów intymności rozmawialiśmy o istotnej różnicy między zgodą („concent”) a pozwoleniem („permission”)? Na czym ona polega?
Reżyserzy i reżyserki odpowiadają za całościową wizję swoich filmów. Dają pozwolenie („permission”), np. na nakręcenie sceny według określonej choreografii, ale nie mogą wypowiadać się w imieniu aktorów i aktorek. Zgodę („consent”) daje tylko aktor czy aktorka – osoby, które tworzą daną scenę, ponieważ to oni realizują wizję reżyserów/reżyserek za pomocą swoich ciał.
Jedną z pięciu cech zgody jest możliwość jej odwołania. Ustalamy coś na próbie, ale na planie aktor(k)a zmienia zdanie. Jak wtedy reagujesz?
Kontekst jest wszystkim. Miałam jeden przypadek wycofania zgody w dniu zdjęć. Aktorka doświadczyła molestowania seksualnego dwa dni przed zdjęciami. Od razu zaproponowałam inny pomysł na scenę, który wciąż realizował wizję reżysera, a jednocześnie respektował nowe, przesunięte granice aktorki. Nikt z produkcji nie miał z tym problemu. Zmiana zdania jest wpisana w kulturę świadomej zgody. Nie wolno przymuszać kogokolwiek do czegokolwiek. Obecnie producenci w Stanach i Wielkiej Brytanii są prześwietlani pod kątem stylu pracy na planach. Pomówienia na tle molestowania seksualnego są w stanie zmieść produkcję. Każdy dobry producent jest tego świadomy.
Jedna z polskich aktorek powiedziała mi, że możliwość zmiany ustaleń czyni ją jako aktorkę niepoważną i nieodpowiedzialną w oczach ekipy.
Rzecznictwo („advocacy”) konieczne jest dla każdej ze stron – dotyczy także wspierania reżysera czy producenta. Najważniejsza jest jasność komunikatów. Produkcja już na etapie castingu musi bardzo jasno określić, jakie ma wymagania wobec aktorów i aktorek w obszarze symulowanego seksu i nagości. Często spotykamy się z niejasnościami, aktorzy podpisują kontrakty, de facto nie wiedząc, na jaką pracę się piszą. Istotne jest doinformowanie aktorów i aktorek o oczekiwaniach. Prędzej ktoś się wycofa na ostatniej prostej, jeżeli nie ma pełnych informacji na początku procesu. Obecnie większość naszej pracy odbywa się na etapie preprodukcji. Naszym zadaniem jest rozwiązanie problemów, zanim wejdziemy na plan – to oszczędza wszystkim nerwów i pieniądzy.
A jak wygląda praca, jeżeli dwójka aktorów ma na siebie ochotę i nie ma problemu z nagością czy kontaktem genitaliów?
Wtedy mówię, że wszyscy chcemy pracować w sposób higieniczny i że nie chodzi tylko o nich, ale o całą ekipę, która nie umawiała się na oglądanie prawdziwego seksu. O ekipę też trzeba zadbać.
Co sądzisz o filmie „Love” Gaspara Noe, w którym – zgodnie z tym, co mówią aktor i reżyser – część scen intymnych nie była symulowana?
Jeżeli w filmie pojawia się prawdziwa penetracja, a wszystkie osoby, które pracują w tej produkcji, świadomie zgodziły się na taki styl pracy, to koordynatorzy intymności nie mają tam, co robić. My jesteśmy od scen symulowanego seksu. Co prawda myślę, że niebawem pojawią się koordynatorzy również w filmach dla dorosłych. Z pewnością w tym filmie ubezpieczenia kosztowały krocie, bo ryzyko jest znacznie większe, kiedy pracujesz z płynami ustrojowymi.
Czym różni się produkcja scen intymnych w teatrze, kiedy aktorzy codziennie wychodzą na scenę do żywego widza i odtwarzają tę samą choreografię, od pracy aktorów w filmie, kiedy obecna jest co prawda cała ekipa, ale sytuacja zamyka się w jednym dniu zdjęciowym?
Główną różnicą są ograniczenia czasowe. W filmie, za którym stoją zdecydowanie większe pieniądze, wszystko jest wyliczone co do minuty. Każdy chce być efektywny. Aktorzy wchodzą, robią swoje, schodzą. W sytuacji powtarzalnej, jaką mamy w teatrze, trzeba nauczyć aktorów innych technik, których celem jest utrzymanie energii z prób. Dlatego tak pomocna jest choreografia.
Wytyczne, zgodnie z którymi pracujecie, jasno określają brak kontaktu genitaliów aktorów. Czym jest „skromna bielizna” („modesty garments”)?
Niechętnie mówimy o tym w wywiadach. Nie chcemy, żeby ludzie, którzy przeczytają ten wywiad, uznali, że są specjalista/kami w dziedzinie intymności (śmiech). To jest trochę BHP naszej pracy.
Czy możesz zdradzić inną tajemnicę – jakiś szczegół z drugiego sezonu „Bridgertonów”?
Nie mogę, ale też nic nie wiem (śmiech).
Czy to samo usłyszę, kiedy spytam o „Wiedźmina”?
Niestety tak (śmiech). No, trochę jestem nudziarą... Ale jeżeli miałabym się wyspecjalizować, to byłaby intymność dla fantasy i historycznych produkcji.
Wcześniej pracowałaś jako reżyserka scen walki. Skąd pomysł, żeby zająć się intymnością na planach filmowych?
Kiedy skończyłam uniwersytet, chciałam zostać aktorką. Poszłam na parę warsztatów sztuki walki i okazało się, że zdecydowanie bardziej podoba mi się wymyślanie scen, niż ich granie. Przeszłam cykl szkoleń, zostałam nauczycielką, wyreżyserowałam parę scen walk. Od tamtego czasu zajmuję się ruchem. Stamtąd droga do intymności była prosta. Tutaj również pracujemy z bliskością, wielkimi emocjami i choreografią.
Czyli potrafisz się bić?
Potrafię udawać, że się biję (śmiech).
To ciekawe rozróżnienie pomiędzy prawdą a realnością. W Polsce dominuje przekonanie, że najlepsi czy najciekawsi reżyserzy, to ci, którzy potrafią zlokalizować ograniczenia aktora i w trakcie pracy twórczej przełamać je czy doprowadzić do przesunięcia ich w inne miejsce. Uwielbiamy oglądać ten migotliwy efekt na scenie, kiedy prawda miesza się z realnością, nie zadając sobie często pytania o koszty ponoszone przez aktorki i aktorów…
Tutaj, w Wielkiej Brytanii, też pokutowało przeświadczenie, że aktor, który stawia granice, to słaby aktor. Prze lata uczono studentów i studentki do uległości. Niedawno zaczęło się to zmieniać. Dopiero teraz wiemy, mamy świadomość, jak niebezpieczny jest ten styl pracy. Osoby, które do niedawna uważaliśmy za nietykalne, tracą swoją pozycję. Nikt nie przypuszczał, że Harvey Weinstein kiedykolwiek spotka się z jakimikolwiek konsekwencjami.
Tyle że Harvey Weinstein jest gwałcicielem i osobą, która złamała prawo. W Polsce mamy nadużycia polegające głównie na przemocy psychicznej, a nie seksualnej, oraz na manipulacji, chaosie. Nie mamy żadnych standardów. Media zdają się częściej skupiać na znalezieniu „polskiego Weinsteina” niż na dogłębnej analizie starego, pełnego przemocy systemu, który dziedziczony jest od dekad, a tworzony przez ludzi, którzy sami doświadczyli tej przemocy.
Pamiętaj, że Weinstein też „tylko manipulował”, grożąc, że twoja kariera może się dziś skończyć. My też mamy przykłady profesorów, którzy nie obsadzali konkretnych aktorek, bo nie były uległe. Nie chodzi tylko o podtekst seksualny, mogły np. nie chcieć płakać przez trzy godziny na podłodze. Mamy tutaj do czynienia z gigantyczną różnicą w dynamice władzy.
Czym jest dynamika władzy w filmie lub teatrze?
To widzialne i niewidzialne struktury władzy, które istnieją na planie czy w teatrze pomiędzy różnymi rolami – zarówno postaciami, jak i osobami sprawującymi władzę (np. reżyser). Ta dynamika jest niezwykle płynna i może się zmienić w każdym momencie. Trzeba być po prostu świadomym tej kwestii i uważnym.
Ita O’Brien, odpowiadająca za sceny intymne w „Sex Education”, wychowuje obecnie globalne pokolenie nastolatków (i dorosłych). Tylko w styczniu 2019 r. pierwszy sezon został wyświetlony ponad 40 mln razy. Czy koordynatorzy intymności pełnią również niepisaną funkcję dzisiejszych nauczycieli edukacji seksualnej? Jak radzisz sobie z tą presją?
Koordynatorzy intymności nie są odpowiedzialni za edukację seksualną – to jest zupełnie inny zawód, wymagający innych kompetencji. Jesteśmy bardziej opowiadaczami historii na ekranie niż edukatorami. Poza wszystkim, nie mamy kontroli nad wydźwiękiem całego filmu, władzy nad całościową narracją.
Co uważasz o „Ostatnim tangu w Paryżu”? To film legenda, kawał historii światowego kina. Dziś wiemy, że scena symulowanego gwałtu nie była w żaden sposób przećwiczona wcześniej, Schneider nie była poinformowana ani przez Bertolucciego, ani przez Brando o pomyśle z masłem. Po latach wyznała, że czuła się upokorzona. Jak powinniśmy traktować takie produkcje?
Nie mam problemów z oglądaniem trudnych scen w kinie. Natomiast, jeżeli wiem, że na planie wydarzyły się sytuacje, które zaowocowały czyjąś traumą, tracę przyjemność z oglądania takich filmów. Po prostu nie potrafię wejść w ten świat. Nie oglądam produkcji, w których ktoś został straumatyzowany. Ale jeżeli ktoś nie ma z tym problemu, to ma prawo je oglądać. Przecież są dostępne, nikt nie może nikomu niczego zakazywać. A jest tyle świetnych filmów tworzonych przy świadomej zgodzie wszystkich twórców i twórczyń. Jest w czym wybierać.
KIM JEST KONSULTANT DS. INTYMNOŚCI?
Konsultant ds. intymności zapewnia komfort i bezpieczeństwo aktorów i aktorek na planie filmowym podczas kręcenia scen intymnych wymagających nagości czy symulowania seksu.
JAK PRACUJE KONSULTANT DS. INTYMNOŚCI?
• Na etapie pracy nad scenariuszem wspiera reżysera/reżyserkę przy opracowywaniu koncepcji scen intymnych, np. przez dostarczenie wizualnych referencji, różnorodnych pomysłów choreograficznych.
• Inicjuje dialog pomiędzy aktorkami, aktorami a reżyserem na temat koncepcji, charakteru oraz komfortu scen intymnych.
• W oparciu o komunikację bez przemocy (NVC) określa punkty zapalne, nazywa ryzyko. Jest mediatorem pomiędzy wszystkimi osobami zaangażowanymi w nagrywanie sceny intymnej.
• Podczas kręcenia sceny dba, żeby nie przekraczano granic wcześniej przyjętych przez aktorów i aktorki. Zespół ma czuć się bezpiecznie, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.
• Zapewnia bezpieczną przestrzeń na planie, niezbędną do profesjonalnego wykonywania pracy przez aktorów i aktorki.
• Opracowuje choreografię symulowanych scen seksu, które w filmie mają wyglądać wiarygodnie.
• Odpowiada za koordynację pracy z pozostałymi działami (kostiumy, makijaż), aby zapewnić maksymalny komfort pracy zespołu.
• Dzieli się wiedzą o różnorodności relacji intymnych. Dostarcza również kody wizualne rozpoznawalne przez społeczność LGBTQIA+.
• Przygotowuje dokumenty, których celem jest określenie obszarów bezpieczeństwa aktorek i aktorów oraz zasad późniejszego wykorzystania nagranych materiałów (np. do celów promocyjnych).
Więcej: www.intimacycoordination.eu
Lizzy Talbot – założycielka i dyrektorka Intimacy for Stage and Screen (dawniej IDI-UK) – jednej z pierwszych inicjatyw w Wielkiej Brytanii, odpowiadających za produkcję scen intymnych w filmach i teatrze. Pracowała przy międzynarodowych produkcjach w Wielkiej Brytanii, UE i USA. Jej najważniejsze tytuły: „Bridgertonowie”, „Wiedźmin”, „Intergalactic”, „The Beast Must Die”, „Domina”, „Anatomy of a Scandal”. Lizzy jest również certyfikowaną koordynatorką intymności – przez Intimacy Director i Coordinator Professionals (USA).
Katarzyna Szustow – absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej i Szkoły Głównej Handlowej, dyrektorka artystyczna Le Madame, wykładowczyni na Uniwersytecie SWPS, redaktorka w Radiu TOK FM. Jako konsultantka intymności pracowała przy serialu „Rojst” w reż. Jana Holoubka (sezon 2, premiera lato 2021 r., Netflix). W maju rozpoczyna próby jako intimacy coordinator w Schauspielhaus Zürich (planowana premiera: wrzesień 2021 r.).
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.