„Jesteś nietypowym mężem, więc nie powinno Cię dziwić, że masz nietypową żonę” – pisała Jackie w liście do przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Chociaż JFK zdradzał pierwszą damę, wiedział, że jest mu potrzebna – bez niej nie przeszedłby do historii.
Zanim została jedną z najczęściej wspominanych pierwszych dam i ikoną stylu, Jacqueline Bouvier pracowała jako fotoreporterka i dziennikarka dla magazynu „Washington Times-Herald”. John F. Kennedy jako młody kongresman aspirował do stanowiska w Senacie. Poznali się w 1952 roku w Waszyngtonie na przyjęciu u dziennikarza i wspólnego znajomego, Charlesa Bartletta. Pochodzili z podobnych kręgów towarzyskich, łączyła ich pasja do literatury. Od razu zaiskrzyło. I choć 12 lat starszy od ukochanej John skupiał się wtedy na kampanii wyborczej, jak tylko został senatorem, oświadczył się Jackie.
Na ich weselu we wrześniu 1953 roku bawiło się 1200 gości, w tym cała nowojorska śmietanka towarzyska. Błogosławieństwa udzielił im sam papież Pius XII, a pieśń „Ave Maria” odśpiewał pierwszy tenor Bostonu – Luigi Vena. Miesiąc miodowy spędzili w Meksyku. Jackie porzuciła wówczas karierę dziennikarki. Od tamtej pory była żoną znanego polityka. John borykał się wtedy z chronicznym bólem pleców i chorobą Addisona. Ona trzy lata po ślubie poroniła. Johna nie było przy niej – podczas rejsu z przyjaciółmi wdawał się w liczne romanse. Jesienią 1957 roku urodziła się Caroline, pierwsza córka pary. W tym samym czasie John ubiegał się o reelekcję do Senatu. Jackie towarzyszyła mu razem z dzieckiem, pozując do okładek magazynów. Wtedy zauważył, że jest mu potrzebna do osiągnięcia politycznego sukcesu. Na spotkania z nim przychodziły tłumy, ale tylko wtedy, gdy pojawiał się u boku żony. W listopadzie 1958 roku zdecydowaną większością głosów wygrał kolejne wybory do Senatu. Od tamtej pory Jackie była mu niezbędna.
Ale ich małżeństwo nie należało do łatwych. „Jesteś nietypowym mężem, więc nie powinno Cię dziwić, że masz nietypową żonę. Bylibyśmy samotni, gdybyśmy byli z kimś normalnym” – pisała Jackie w liście do przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zdawała sobie sprawę ze skoków w bok męża. Wśród tysięcy kobiet, z którymi sypiał, znalazły się zarówno panie do towarzystwa, pracownice Białego Domu, jak i artystki, takie jak malarka Mary Meyer i aktorka Marilyn Monroe. Kochała męża mimo wszystko, a jego pozycja społeczna była dla niej przepustką do wielkiego świata.
35. prezydent Stanów Zjednoczonych
W styczniu 1960 roku John ogłosił kandydaturę na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jackie zaszła wtedy w kolejną ciążę. Tym razem, z uwagi na historię poronień, wycofała się z publicznych wystąpień u boku męża. Nie przestała go jednak wspierać w kampanii. Udzielała wywiadów i regularnie pisała w rubryce „Campaign Wife”. Jej stroje były wiecznie poddawane ocenie. Z jednej strony podziwiano jej wyczucie stylu. Z drugiej, zarzucano uwielbienie dla francuskich projektantów i wydawanie fortuny na ubrania. W ciągu trzech miesięcy przyszła pierwsza dama wydała aż 40 tys. dolarów. Każdy dom mody w Paryżu zaopatrzył się wówczas w specjalnego manekina jej rozmiarów, by tworzyć idealnie dopasowane kreacje. Jackie nie wdawała się jednak w dyskusję z mediami. Zasłaniała się pracą przy kampanii męża. W listopadzie urodziła pierwszego syna, Johna Juniora. Krótko po tym cała rodzina wprowadziła się do Białego Domu.
Jako para prezydencka Jackie i JFK stali się symbolem nadziei w amerykańskiej kulturze. Nie oznacza to, że ich związek był usłany różami. Kiedy w 1962 roku podczas przyjęcia charytatywnego w Nowym Jorku Marilyn Monroe wyskoczyła z tortu, by odśpiewać „Happy Birthday, Mr. President”, wszyscy myśleli, że miarka się przebrała. „Życie jest za krótkie, by martwić się Marilyn Monroe” – skwitowała sytuację Jackie. Małżeństwo z Johnem opierało się na jej lojalności i oddaniu. Modelowa żona, matka i ikona stylu nie oczekiwała jednak, że mąż będzie przestrzegać tych samych zasad. Obecnej pierwszej damie, Melanii Trump, nie bez powodu zarzuca się wzorowanie się na słynnej Jackie O. Z tym że 60 lat później podwójne standardy przestały być w modzie.
Kiedy wprowadzili się do Białego Domu w 1961 roku, Jackie zajęła się wystrojem wnętrza. Marzyła, by Biały Dom stał się Wersalem. Meble wymieniła na luksusowe antyki o klasycznym dizajnie i wprowadziła elementy przypominające o historii tego miejsca. Choć zarzekała się, że jej priorytetem jest zajęcie się dziećmi i mężem, to właśnie jej zaangażowanie w amerykańską historię i kulturę zostało najlepiej zapamiętane. Wykształcona w prywatnych szkołach Jackie, kładła szczególny nacisk na obecność sztuki i kultury w odrestaurowanym Białym Domu. Wtedy zaczęła być postrzegana jako trendsetterka, która ingerowała nawet w ubiór męża. Na świecie postrzegano ją jako ambasadorkę nowoczesnej Ameryki. Podczas pierwszej oficjalnej wizyty prezydenckiej we Francji Jackie skradła uwagę dziennikarzy. Podzieliła się wiedzą na temat tamtejszej historii, płynnie operując językiem francuskim. – Jestem tym mężczyzną, który towarzyszył Jacqueline Kennedy podczas podróży do Paryża – żartował sam prezydent.
W 1963 roku para prezydencka wyczekiwała kolejnego syna. Patrick urodził się jednak pięć tygodni za wcześnie – jego płuca nie zdążyły się odpowiednio wykształcić. Zmarł dwa dni później. John przyjechał do szpitala. Padł na kolana i przepraszał żonę, płacząc. Czuł się odpowiedzialny za śmierć syna po tym, jak zaraził Jackie chorobą weneryczną, która osłabiła ciężarną. Jackie wpadła w depresję. Znajomi pary prezydenckiej twierdzili, że kolejne miesiące żałoby umocniły ich związek.
Zabójstwo JFK
Trzy miesiące po utracie dziecka Jackie straciła męża. 22 listopada 1963 roku para wsiadła do otwartego lincolna, witając po drodze wyborców z Dallas w Teksasie. Pierwsze strzały w kierunku prezydenta padły pod koniec trasy. Trzeci strzał oddany przez zamachowca okazał się śmiertelny. Prezydent umierał na rękach żony, w drodze do najbliższego szpitala. Wkrótce Ameryka usłyszała, że 35. prezydent Stanów Zjednoczonych nie żyje. Jackie przewieziono na lotnisko. Przez cały czas miała na sobie różowy kostium od Chanel pobrudzony krwią męża. Stał się symbolem, na zawsze przypominającym o tragicznej śmierci Johna. Nie zdjęła go także do zaprzysiężenia wiceprezydenta Lyndona B. Johnsona. – Niech widzą, co zrobili – powtarzała. Jackie długo nie mogła pozbierać się po śmierci męża. „Wolałabym stracić życie, niż stracić Jacka” – pisała w liście do księdza Leonarda. O wizerunek męża zadbała także po jego śmierci. Zarządziła, by pogrzeb miał podobnie pompatyczny przebieg jak pochówek Abrahama Lincolna.
Tragiczny koniec
Aż do własnej śmierci w 1994 roku Jackie trzymała się z dala od mediów. Była pierwsza dama kontrolowała wszystkie publikacje na własny temat. Nie pozwalała, aby do prasy przedostały się informacje o jej małżeństwie. Kryła się także z uzależnieniem od alkoholu, pigułek z amfetaminą i papierosów. W 1968 roku wyszła za mąż za greckiego magnata żeglugi morskiej, Arystotelesa Onassisa. I choć wdawała się jeszcze w liczne związki, żaden mężczyzna nie dorównał Johnowi. – Na świecie są dwa rodzaje kobiet. Te, które pragną mieć władzę nad światem, i te, które chcą władzy w łóżku – mówiła była pierwsza dama. Wybrała władzę, poświęcając się dla politycznej kariery męża. Została zapamiętana jako mistrzyni PR-u, bez której nie byłoby legendy JFK.
*Więcej inspirujących historii par, które udowadniają, że razem można więcej, znajdziecie w wakacyjnym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i na Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.