Znakomitą wokalistkę, muzyczną innowatorkę, aktorkę, ikonę stylu, a także żonę i matkę Donnę Summer poznacie dzięki nowemu dokumentowi HBO. Na filmowy portret artystki składają się nieupubliczniane dotąd domowe nagrania, wideo z koncertów i występów telewizyjnych, archiwalne wywiady oraz rozmowy z bliskimi gwiazdy.
Wszystko zaczęło się od jednej piosenki. Wystarczyło, by igła gramofonu musnęła winylową płytę, a z głośników zaczynał płynąć słodki wokal, przeplatany zmysłowym mruczeniem, westchnieniami i coraz głośniejszymi jękami rozkoszy. „Love To Love You Baby” nie było zwykłą balladą o miłości, a wyrazem stanu ekstazy.
Legenda głosi, że Donna Summer nagrywała ten utwór, leżąc na podłodze studia, w którym było ciemno. Tak miał powstać muzyczny afrodyzjak, apoteoza seksu oraz symbol podwyższonego libido wyzwolonych lat 70. Magazyn „Time” nazwał piosenkę „maratonem 22 orgazmów”. Radio BBC doliczyło się ich natomiast 23 i w konsekwencji wprowadziło zakaz grania „Love To Love You Baby” na antenie stacji. Ale piosenka i tak zatriumfowała na listach przebojów i dała początek zawrotnej karierze niekwestionowanej królowej disco.
„Love To Love You” to również tytuł dokumentu poświęconego zmarłej przed 11 laty Donnie Summer. Światowa premiera produkcji HBO odbyła się podczas tegorocznego festiwalu Berlinale. – Ten film jest owocem pasji i miłości – oznajmił Roger Ross Williams. Laureat Oscara (za krótki film dokumentalny „Muzyka Prudence”) dzielił pracę reżysera z córką piosenkarki – Brooklyn Sudano, za zgodą której widzowie mogą poznać nie tylko kulisy twórczości jej matki, lecz także rozdziały z prywatnego życia – te szczęśliwe i te mroczne. Nieupubliczniane dotąd domowe nagrania z taśm VHS oraz rodzinne pamiątki, razem z zapisami wideo z koncertów i występów telewizyjnych, archiwalnymi wywiadami oraz rozmowami z bliskimi nakreślają wielowymiarowy portret Summer – znakomitej wokalistki, aktorki, gwiazdy estrady, muzycznej innowatorki, ikony stylu, wampa, nawróconej chrześcijanki, kochającej żony i matki.
Donna z Bostonu: Boski głos
W dzieciństwie należała do chóru Afrykańskiego Kościoła Metodystyczno-Episkopalnego w rodzinnym Bostonie. Jedno z nabożeństw na zawsze odmieniło jej życie. Niespełna 10-letnia LaDonna Adrian Gaines wystąpiła solo przed zebranymi parafianami. Drobna dziewczynka, ledwo dosięgająca głową ławki, zaśpiewała głosem tak donośnym, krystalicznie czystym i dojrzałym, że zgromadzeni łkali ze wzruszenia. Ona też zalała się łzami, zdumiona własnym talentem. – Bóg przemówił do mnie. Powiedział: będziesz sławna, to wielka siła – wspominała – Wiem, że ludziom, którzy nie wierzą, może wydać się to dziwne. Ale ja wierzę. Muzyka gospel ukształtowała ją duchowo i wokalnie. Po latach Donna wróciła do niej, lecz najpierw musiała przekonać się, czy rzeczywiście śpiew to jej życiowe powołanie. W 1965 r., już jako nastolatka, dołączyła do garażowego bandu Crow, grającego psychodeliczny rock. Swoim mocarnym głosem górowała nad gitarowymi riffami, ale wiedziała, że ta stylistyka nie jest jej pisana.
Kiedy zespół koncertował w Nowym Jorku, nadarzyła się okazja, by obrać nowy muzyczny kierunek. Zachęcona przez impresaria, Bertranda Castellego, Donna wzięła udział w castingu do musicalu „Hair”. Wyróżniała się na tle pozostałych 300 kandydatek i kandydatów. Przyjęto ją do zespołu, który przygotowywał się akurat do międzynarodowego tournée. Młoda Amerykanka nauczyła się niemieckiego, bo sceniczny hit przeniósł się z Broadwayu do Monachium. „Hair” (a właściwie „Haare”) cieszyło się w Niemczech i Austrii nie mniejszą popularnością niż w Stanach. Donna spędziła kilka długich lat na teatralnych deskach, występując w paru innych muzycznych spektaklach, jak „Show Boat” i „Godspell”. W tym drugim zagrała u boku austriackiego aktora Helmutha Sommera, którego poślubiła w 1973 r. Krótko później na świat przyszła ich córka, Mimi.
Z początku tworzyli rodzinę idealną. Potem artystka o życiu rodzinnym mówiła tak: – Nie marzyłam o byciu matką. Wcześniej nie sądziłam, że kiedykolwiek będę mieć dzieci. Po prostu płonął we mnie za silny ogień – przyznawała. Małżeństwo rozpadło się. Pozostało po nim nazwisko, choć zmienione na „Summer”, prawdopodobnie z powodu błędu drukarskiego.
Początek drogi Summer: Od Monachium do Casablanki
Żeby zarobić na wikt i opierunek, Donna śpiewała w chórkach i nagrywała utwory demo. Wpadając z jednego studia do drugiego, natrafiła na włoskiego kompozytora i producenta Giorgia Morodera, który z Petem Bellotte prowadził w Monachium małą wytwórnię. Ich pierwsze wspólne single („The Hostage” i „Lady of the Night”) spodobały się słuchaczom, ale tylko w Holandii i Belgii. Do podbicia całej Europy, a nawet świata, potrzebowali prawdziwego hitu. Giorgio poskładał partie smyczkowe, gitarowy efekt wah-wah i szeleszczącą perkusję. Poradził Donnie, by wyobraziła sobie siebie jako aktorkę, a nie piosenkarkę. Wybrała więc rolę Marilyn Monroe, wykorzystując swój głos tak, by wyrażał sensualne doznania. Tak oto w 1975 r. narodziło się „Love To Love You Baby”.
Utwór dotarł do Neila Bogarta z amerykańskiej wytwórni Casablanca, który natychmiast wyczuł w nim przebój, do puszczania w klubie, ale i w sypialni. Nie podobała mu się tylko jedna cecha utworu – piosenka jego zdaniem była za krótka. Z trzech minut wydłużono ją do prawie siedemnastu, przez co zajęła jedną stronę winylowego krążka. Ten sprzedał się w liczbie 500 tys. egzemplarzy. Perspektywa trasy koncertowej ściągnęła Donnę z powrotem do USA, gdzie mianowano ją „pierwszą damą miłości”.
„I Feel Love”: Tak brzmi przyszłość
Muzyka disco, bazująca na rozbudowanej orkiestracji, stawała się coraz bardziej schematyczna. Gdy już wydawało się, że zaczyna zjadać własny ogon, w 1977 r. pojawiło się „I Feel Love”. Miejsce tradycyjnych instrumentów zastąpiła elektronika. Poszukując innowacyjnego, futurystycznego brzmienia, Moroder eksperymentował z syntezatorem Moog. Wykreował nim pulsujący, zapętlony beat i wibrujące pogłosy w tempie 128 uderzeń na minutę. Na ich tle śpiew Donny przypominał hipnotyzujące zaklęcie. – Podczas nagrywania miałam wrażenie, jakbym dryfowała w powietrzu. Staraliśmy się zachować to uczucie uniesienia, jakiego doznajesz, kiedy się zakochujesz – tłumaczyła Summer. „I Feel Love” było prawdziwym wstrząsem sejsmicznym. Nie tyle reanimowało scenę disco, co zrewolucjonizowało muzykę w ogóle. Zwiastowało nadejście EDM (electronic dance music). Przetarło ścieżki dla takich gatunków, jak techno, Hi-NRG czy trance. Po przesłuchaniu nowego hitu, Brian Eno – który pracował z Davidem Bowiem nad albumem „Low” – miał powiedzieć: „Nie musimy dalej szukać. Tak brzmi przyszłość!”.
„Dzięki Bogu już piątek”: Królowa disco w filmie
Przebój gonił przebój. „Working the Midnight Shift”, „On the Radio” czy „Hot Stuff” zapełniały dyskotekowe parkiety w nowojorskim Studiu 54, Sunday’s w Chicago czy Trocadero Transfer w San Francisco. W pewnym momencie nie było w Ameryce klubu, w którym nie grano by Donny Summer. Uwielbiali ją mężczyźni i kobiety, biali i czarni, geje i heterycy. Nawet prezydent Gerald Ford wraz z żoną należeli do jej wiernych fanów. Stała się uosobieniem ery disco, ideałem dla showgirls. Na scenie zachwycała w równej mierze głosem, co kreacjami (często własnego projektu). Cekinowe suknie, płaszcze z piór, złocone trykoty i opinające ciało kaftany zdefiniowały modę lat 70., złotem oblewały się też kolejne albumy Summer: „Four Seasons of Love”, „I Remember Yesterday”, „Once Upon a Time” i „Bad Girls”. W 1978 r. Donna wystąpiła w komedii „Dzięki Bogu już piątek”, a filmowa piosenka „Last Dance” przyniosła jej Oscara i Złoty Glob. W 1980 r. miała na koncie już dwie nagrody Grammy oraz aż pięć statuetek American Music Awards. Cztery lata później została pierwszą czarnoskórą piosenkarką, której teledysk wyemitowano w MTV.
Dojrzała Donna Summer: Niespokojna głowa, co koronę nosi
Zawrotne tempo show-biznesu i lawina zaszczytów odwracały uwagę od problemów, zarówno nowych, jak i tych z przeszłości, niedających o sobie zapomnieć. W dokumencie HBO słyszymy o nich od Summer: – Pieniądze i sukces nie dają szczęścia. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Najsmutniejsze lata mojego życia przypadły na szczyt mojej kariery. Często w skrytości przed światem (a nawet własną rodziną) artystka mierzyła się z mrokiem: z tym, że w młodości była molestowana przez pastora, z próbą samobójczą, depresją, samotnością wśród tłumu, związkami naznaczonymi przemocą, z wyzyskiem ze strony branży. – Pod maską brawury krył się brak pewności siebie. Bała się samotności – mówi Bruce Sudano, kompozytor i autor piosenek – mężczyzna, z którym związała się na resztę życia, tworzyła muzykę i wychowywała trzy córki.
Donna stawiała czoła przeciwnościom i dawała swoim słuchaczom siłę, by mogli robić to samo. Mimo to tęskniła za czymś, co utraciła jeszcze w dzieciństwie: za więzią ze wspólnotą Kościoła. Czuła potrzebę nawrócenia. Znalazło to odbicie w muzyce i scenicznym wizerunku. Postanowiła nie zaśpiewać już nigdy więcej „Love To Love You Baby”. Podczas jednego ze swoich koncertów gwiazda miała podobno wygłosić homofobiczne uwagi. Niezależnie od tego, czy rzeczywiście tak się stało, mnożyły się doniesienia o jej radykalnych wypowiedziach. Społeczność LGBTQ, która wspierała Summer od samego początku (co piosenkarka nieraz potwierdzała), poczuła się zdradzona. Wielu fanów odwróciło się od swojej idolki. Cierpiały obie strony. Piosenkarka wydała oświadczenie przeczące plotkom. Zaufanie odzyskała jednak dopiero wiele lat później.
„Last Dance” dla noblowskiej publiczności
Film „Love To Love You” kończą wspomnienia najbliższej rodziny o ostatnich chwilach życia Donny Summer – życia skróconego przez nowotwór płuc. To obraz intymny, pełen smutku, ale również ciepła i wdzięczności. Jest wyrazem podziwu dla wybitnej artystki, której muzyczne dokonania wykraczają poza ramy jednego gatunku i łączą różne generacje słuchaczy. Taką zostanie zapamiętana.
Alternatywne zakończenie dokumentu HBO mogłoby przenieść widzów do 2009 r., kiedy Summer wystąpiła na koncercie wieńczącym przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla Barackowi Obamie. Amerykanka wykonała wtedy swoje największe hity, wśród nich „MacArthur Park”, „She Works Hard for the Money” i „Bad Girls”. Najbardziej pamiętny pozostaje jednak utwór finałowy – „Last Dance”. Głos Donny nie stracił nic ze swojej elektryzującej siły. Sprawił, że noblowska publiczność poderwała się do tańca. Brzmiał z całą mocą nawet wtedy, gdy Summer zeszła już ze sceny. Śpiewała do końca.
Film „Love To Love You, Donna Summer” dostępny jest na platformie streamingowej HBO Max.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.