Twórca wielkich multimedialnych spektakli o współczesności Łukasz Twarkowski reżyseruje kameralny dramat science fiction. W „The Employees”, historii o ludziach i humanoidach, mogą przejrzeć się widzowie zagubieni w algorytmach, cyfrowych obrazach, wirtualnych emocjach.
„Nie wiem, czy jeszcze jestem człowiekiem. Jestem człowiekiem? Czy w waszych papierach jest napisane, czym jestem?” – pyta bohater dystopijnej powieści autorstwa duńskiej pisarki i poetki Olgi Ravn. Tekst powstał jako literacki komentarz do wystawy rzeźb Lei Guldditte Hestelund, a książka w 2021 roku trafiła niespodziewanie na krótką listę Nagrody Bookera (niedługo wyjdzie na polskim rynku w przekładzie Bogumiły Sochańskiej).
W postkatastroficznym świecie stworzonym przez Ravn statek ziemskich uchodźców mknie w kosmiczną pustkę, szukając planety do zasiedlenia. Załoga to oddział korporacji złożony z ludzkich i nieludzkich („podobnych do ludzi”) pracowników, wypełniających codzienne zadania. Znajdują zbliżoną warunkami do Ziemi planetę – Nowo Odkrytą, na której istnieją dziwne „obiekty”, wywołujące zaskakujące emocje u ludzkich i humanoidalnych członków załogi. Ekstremalna sytuacja zmusza ich do zadania sobie pytań o to, kim są, jaka jest ich natura i natura rzeczywistości, w jakiej tkwią, co jest prawdziwe. Zanim wszyscy zostaną poddani terminacji (humanoidalne formy istnienia można przepisać na nowe „sztuczne ciała”, ludzie, jak to ludzie – umierają bezpowrotnie), są przesłuchiwani przez tajemniczą Komisję. Fragmenty tej rozproszonej dokumentacji stanowią tekst powieści, który stał się podstawą adaptacji przygotowanej przez Łukasza Twarkowskiego we współpracy z Joanną Bednarczyk.
Czy humanoidki mogą płakać?
– Temat świadomości i wpływających na nią mediów interesował mnie od lat i zawsze pojawia się, kiedy zaczynamy pracę nad nowym spektaklem – mówi Twarkowski, jeden z najbardziej oryginalnych reżyserów średniego pokolenia, który od ponad dekady buduje swój teatralny świat. Początkowo we Wrocławiu i Krakowie, dziś częściej za granicą niż w Polsce. – Najgłębiej zanurzyliśmy się w niego, wystawiając w 2013 roku w krakowskim Starym Teatrze „Akropolis” Stanisława Wyspiańskiego, jego najbardziej tajemniczy i powikłany dramat. Każde pokolenie musi dać własną odpowiedź na pytanie, czym jest „akropolis”, co jest w centrum naszej kultury dziś. Grotowski z Szajną znaleźli swoją odpowiedź w popiołach obozów koncentracyjnych, my doszliśmy do wniosku, że nasze „akropolis” jest zbudowane z krzemu i pikseli. Tekst dramatu powstawał, gdy nadchodził czas „śmierci Boga”, teraz mamy moment „śmierci człowieka”, kiedy rodzi się zupełnie nowa istota. Zanurzeni w cyfrowym, zapośredniczonym świecie, jesteśmy na poły cyborgami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Literacka narracja „The Employees” przywołuje skojarzenia z Lemowskimi „Solaris” czy „Pilotem Pirksem”, ale też „Blade Runnerem” Ridleya Scotta (na podstawie prozy Philipa K. Dicka) czy najbliższej nam czasowo „Starości aksolotla” Jacka Dukaja. Stanowi jednak przede wszystkim zwierciadło procesów cywilizacyjnych i egzystencjalnych pytań, z którymi zmagamy się dziś.
– Ravn jest inspiracją naszych własnych rozważań: czym jest w ogóle rzeczywistość – opowiada aktorka Dominika Biernat, grająca w spektaklu. – Pytamy o świadomość. Co to znaczy, że coś JEST teraz? Testujemy przesuwanie się granic, które w sytuacji izolacji zostają skrajnie zaburzone, a wszelkie pragnienia mogą eskalować, wypływać na wierzch.
Jej bohaterka jest zafascynowana „podobnymi do ludzi”, próbuje wejść w relację romantyczną z humanoidką. Czy bierze się to z głębokiej samotności, czy z fascynacji czymś odmiennym, wyglądającym jak człowiek, ale będącym maszyną? I jak uwierzyć, że to maszyna, skoro potrafi produkować łzy? Czyje życie jest prawdziwsze i kto jest ostatecznie bardziej ludzki?
Inna aktorka, Sonia Roszczuk, powstający spektakl opisuje tak: – To opowieść o utraconej przeszłości, o pamięci, o rozdwojeniu, o duplikacie, o lęku. Jestem bardzo ciekawa, co z tego ostatecznie utkamy. Gdybym była widzem, chciałabym taki teatr zobaczyć, sprawdzić, jak ten eksperyment wyszedł.
Teatr jak kostka Rubika
Zanim wejdziemy do wnętrza kosmicznej stacji, warto przyjrzeć się szerzej temu, co w teatrze proponuje Łukasz Twarkowski. W sceniczne kulisy wnosi świeże spojrzenie, łącząc popkulturową atrakcyjność ekstatycznego widowiska z intelektualną i emocjonalną głębią opowieści o współczesnym człowieku. Jego ostatnie realizacje to wielowymiarowe, atakujące wszystkie zmysły dzieła totalne, powstające w międzynarodowych składach i koprodukcjach: „Lokis” (2017, Litewski Narodowy Teatr Dramatyczny w Wilnie), „Respublika” (2020, Münchner Kammerspiele i Litewski Narodowy Teatr Dramatyczny w Wilnie), „Rohtko” (Dailes Teātris w Rydze i Teatr im. Kochanowskiego w Opolu). Czym się w nich zajmuje?
Lokis”, wielki przebój litewskich scen, bada mroczną, zwierzęcą stronę człowieka i przygląda się temu, jak współczesny świat opowiadany jest cyfrowymi obrazami. Łączy niepokojącą nowelkę Prospera Mérimée, przywołującą legendę o pół niedźwiedziu, pół człowieku, z życiorysem wileńskiego fotografa Vitasa Luckusa (zamordował jednego ze swoich gości, a następnie popełnił samobójstwo), i wreszcie z głośną historią francuskiego muzyka Bertranda Cantata. Lider kultowego zespołu Noir Désir, odwiedzając w 2003 roku na litewskim planie filmowym swoją dziewczynę, aktorkę Marie Trintignant, wdał się z nią w brutalną sprzeczkę zakończoną tragiczną śmiercią kobiety.
Z wileńską obsadą powstała też sześciogodzinna „Respublika” – połączenie teatru, filmu i rave’u z inscenizacją eksperymentu, w którym kolektyw artystów próbuje poprzez grupowy taniec zbudować demokratyczną wspólnotę. I wreszcie nagradzany na Łotwie „Rohtko”, przekręcający literkę w nazwisku słynnego abstrakcjonisty o łotewskich korzeniach – spektakularnie zainscenizowany esej o prawdzie i fałszu współczesnej kultury, o zamazujących się pojęciach kopii i oryginału w sztuce czasów digitalnych.
Współpracownicy Twarkowskiego określają jego unikalną teatralną mieszankę na wiele sposobów. To „łamigłówka”, „kostka Rubika”, „żonglerka konwencjami”, „multisensoryczny spektakl". On mówi, że tworzy teatr hybrydowy. – Kiedy łączysz niezależne gatunki czy rodzaje twórczości, to one się nie sumują, tylko multiplikują – uważa. – To nie jest po prostu film plus teatr, lecz zupełnie nowa hybryda, której składniki działają synergicznie.
Twarkowski: „Obraz jest wszystkim”
Na scenie używa kamer i ekranów w nasileniu niespotykanym u innych twórców. Wszystko przepuszcza przez nagrane lub miksowane na żywo obrazy z kamery. W ekstatycznym, niepokojącym „Lokis” przebieg scen co chwilę komentowało wyświetlane na ekranach hasło „Obraz jest wszystkim”. Ten twórca na równych prawach zestawia ze sobą nie tylko teatr i film, ale też muzykę, choreografię, scenografię, technologię, kostium – wszystko z iście operowym rozmachem.
„Gwałtowna zmiana planów, użycie mikro- i makroskali, raptowny skok i ślizg – w tym przedstawieniu, jak na ekranie tabletu, operowanie zoomem, linkowanie treści i przeładowywanie obrazów jest płynne i naturalne, jak ruch palcem. Jest jednocześnie prawdziwe i wirtualne, naturalne i sztuczne, organiczne i zerojedynkowe, jest aktem rzeczywistym i fikcyjnym. Granica między jednym a drugim jest przejrzysta jak szyba akwarium oddzielającego widownię od sceny”. Tak spektakl Twarkowskiego „Kliniken” (2012, Teatr Polski we Wrocławiu) opisywał dla „Dwutygodnika” nieodżałowany Paweł Soszyński (bywał też recenzentem teatralnym „Vogue’a”) i jego słowa nadal dobrze oddają oszołomienie, jakie wywołują te spektakle.
Artystyczne eksperymenty pomiędzy teatrem a sztukami wizualnymi Twarkowski zaczynał w kolektywie Identity Problem Group, który współtworzył m.in. artysta wideo Jakub Lech. Pracują razem do dziś, także przy „The Employees”. Wśród powtarzających się nazwisk pojawiają się też kompozytor Lubomir Grzelak, polsko-francuski scenograf Fabien Lédé czy niemiecka kostiumografka Svenja Gassen.
Choreografia kamer i ciał
– Obserwując ekipę realizatorów z Łukaszem na czele, masz wrażenie, że oni nawet nie muszą rozmawiać, bo słyszą nawzajem swoje myśli – śmieje się Rob Wasiewicz, jeden z aktorów pracujących nad „The Employees”. Sam reżyser wyjaśnia: – Marzenie o kolektywnej pracy wydawało mi się od początku czymś koniecznym do budowania tak skomplikowanej rzeczywistości. Jest to wyzwanie dla teatrów, bo w pierwszym etapie prób uczestniczą wszyscy: kompozytor, autor wideo, scenograf i jeśli się da – kostiumografka. Każdy coś dokłada, a reszta na to jednocześnie reaguje. Od lat współpracuję z choreografem Pawłem Sakowiczem, który już na wejściu działa z całym zespołem. Śmieję się, że jeszcze zanim zaczniemy rozmawiać o tekście, oni już tańczą!
A tak opowiada o swoich doświadczeniach Anka Herbut, dramaturżka pracująca z Twarkowskim od 2011 roku i współtworząca jego najsłynniejsze realizacje: – Już sama narracja tych spektakli, a w szczególności „Rohtko”, ma raczej naturę rozgałęziającego się kłącza niż liniowej opowieści, ale współpraca w zespole przebiega podobnie. Każde z nas musi cały czas mieć świadomość wszystkich elementów budujących sceniczny świat. Paweł Sakowicz pracował w „Rohtko” nad choreografią ciał, ale na przykład w finale pierwszej części, kiedy w dwóch identycznych restauracjach dzieje się to samo, choreografował też pracę kamery. Ja, pracując nad scenariuszem, planowałam z Łukaszem i Fabienem zmiany scenografii, która jest tu w ciągłym ruchu. W tych spektaklach technologia, choreografia, tekst czy muzyka pełnią tak samo ważną rolę, nie rywalizują ze sobą, ale się dopełniają. Dla mnie jako dramaturżki jest to ogromne wyzwanie, ale i fascynujące doświadczenie.
Jak zmieścić kosmos na małej scenie
O taki rozmach nie jest łatwo, nic dziwnego, że w ostatnich latach realizacje Twarkowskiego można zobaczyć głównie za granicą. „The Employees” będzie jego pierwszą pracą w warszawskim teatrze. Kameralną, choć jak na skalę Teatru Studia bardzo wymagającą,
– Założyliśmy, że „The Employees” to powinien być ekstremalnie klaustrofobiczny świat – wyjaśnia. – W przeciwieństwie do naszych ostatnich realizacji, które miały nawet po kilka tysięcy metrów kwadratowych, próbujemy wcisnąć statek kosmiczny w 36 metrów, bo tyle ma cała scenografia. Fabien zaprojektował rodzaj boksu, to bardziej przestrzeń wyobrażeń, rodzaj labiryntu, na który składa się właściwie jedna sala, mogąca stawać się wieloma pomieszczeniami, oraz korytarz, w którym gubią się bohaterowie.
Przez lata członkowie ekipy wypracowali wspólną praktykę: wydłużony okres pracy zawsze podzielony na dwa etapy. – W pierwszym dużo rozmawiamy, szukamy narzędzi, którymi będziemy się posługiwać w budowaniu scenicznego świata, ale nie zajmujemy się jeszcze robieniem samego spektaklu – opowiada Łukasz. – Dopiero po kilkutygodniowej przerwie z tych improwizacji budujemy scenariusz. To pozwala na większy dystans, uwalnia trochę od przedpremierowej presji.
Okazało się, że praca z tekstem Ravn jest trudniejsza, niż zakładano. W tej opowieści nie ma dialogów, brak opisu zewnętrznego, są skrajnie osobiste monologi, będące rodzajem zwierzeń przed Komisją. – Tekst Ravn działa na wyobraźnię czytelnika, ale nie da się go przełożyć jeden do jednego na scenę i mówić nim – uważa autorka dramaturgii Joanna Bednarczyk (współpracowała już z reżyserem przy litewskiej „Republice”, tworzy teksty sceniczne m.in. dla Eweliny Marciniak czy Michała Borczucha). – To raczej powidoki fabuły, bez początku i końca, niż sprecyzowane wątki. Zasiadając do pracy z grupą realizatorów, musieliśmy dołożyć nowe partie tekstu i pomieścić je w uniwersum Ravn.
Sonia Roszczuk: „Pracujemy na wspólną opowieść”
Jak zauważa Joanna Bednarczyk, w produkcjach Twarkowskiego mamy do czynienia nie tyle z indywiduami, co z grupą ludzi, która jest zanurzona w określonym kontekście, a historia opowiadana jest wokół tej grupy i wspólnego doświadczenia. Sonia Roszczuk uzupełnia: – Nie jest to praca, która polega na budowaniu konkretnej postaci stricte teatralnymi sposobami. Wszyscy swoimi wątkami pracujemy na wspólną opowieść.
Aktorzy podkreślają w tej pracy motyw „tworzenia filmu na żywo”. – W teatrze często występują materiały wideo, ale to raczej fragmenty spektakli, a tutaj cały czas pracujemy z kamerami – tłumaczy Sonia. – Ta techniczna część pracy zajmuje ogromny obszar pracy aktorskiej. To wymaga wielkiej cierpliwości, czujności, używania ekspresji innej niż typowo teatralna.
Dominika Biernat: – Granie filmowe operuje na bardzo dużych zbliżeniach, a wtedy niezwykle ważny jest ten gotujący się ciągle wewnętrzny stan, który uzewnętrznia się w mikrogestach, spojrzeniach i tworzy gęstniejącą atmosferę, zapisującą się w odbiorze makro. Lubię pracować na takich sprzecznościach – przykładasz lupę do czegoś małego i czynisz z tego główny motyw.
Jak zauważa Rob Wasiewicz: – W tym spektaklu widownia funkcjonuje na innych zasadach niż klasyczne. Nie będę zdradzać szczegółów, ale w pewnym sensie każdy może sam „montować” to, co zobaczy. Ogląda, ale i podgląda. Multisensoryczność spektaklu kryje się w tym, jak współistnieją tu ze sobą muzyka, tekst, scenografia i inne komponenty tego świata. Czasem utrudniają widowni odbiór, czasem ją zwodzą, a czasem podają jej rzeczy, których nie byłaby w stanie doświadczyć w bardziej klasycznym teatrze. Świat „The Emoloyees” opowiadany jest wrażeniowo. Trochę jak fajny teatr, trochę jak déjà vu albo serial z Netfliksa. Łukasz z ekipą budują fascynujący świat. Ich model pracy to też przygoda dla nas, cieszę się, że mogłem do niej dołączyć.
Science fiction to nowe non-fiction
Gdyby nie duży udział filmu w teatralnej adaptacji „The Employees”, Twarkowski nie odważyłby się, jak twierdzi, skazywać aktorów na fałsz grania humanoidów. Ale czy aktor w roli prawdziwego człowieka na scenie, by wzbudzić emocje w widzu, nie jest swego rodzaju humanoidem? A te emocje teatralne, czy są sztuczne, czy prawdziwe? Reżyser zwraca uwagę, że jesteśmy coraz bardziej zagubieni (nie tylko w teatrze), nasz rozchwiany kryzysami świat staje się coraz bardziej niepewny, a rzeczywistość coraz bardziej nierealna, coraz mniej namacalna. I wtedy zaczynamy zastanawiać się nad tym, czym jest świadomość i jak jej doświadczamy.
– Spójrz na kulturę masową, na cały ten wysyp filmów i seriali o sztucznej inteligencji – mówi Łukasz Twarkowski. – Uważam, że jest to potrzeba znalezienia zwierciadła, które pozwala zanalizować nam samych siebie. A dziś, żeby zrozumieć siebie jako człowieka, musimy przeglądać się w maszynach i algorytmach. Najciekawsze w tekście Olgi Ravn jest to, że w paradoksalny sposób czytając o humanoidach, zaczynamy kwestionować nasze osobiste doznania. Urzekło mnie to, jak udało jej się w zbiorze fikcyjnych, paradokumentalnych zapisów z wyimaginowanej stacji kosmicznej uchwycić prawdziwą kondycję dzisiejszego człowieka.
„The Employees”, reżyseria: Łukasz Twarkowski, premiera 21 stycznia 2023 roku w Teatrze Studio w Warszawie
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.