Nasze szkło projektować będą teraz największe nazwiska w świecie designu – zapowiadają inicjatorzy ekskluzywnej marki KROSNO D’SIGN, startującej właśnie pod skrzydłami odradzającej się krośnieńskiej huty. Twórcą premierowej kolekcji Sakred jest Karim Rashid.
„Tak umiera kolejna legenda” – załamywano ręce, gdy w 2009 roku gruchnęła wieść o upadłości huty szkła w Krośnie. Nic dziwnego, skoro jeszcze niedawno wykonane ręcznie modele ze znaczkiem „Krosno” prężyły się dumnie niemal na każdym polskim kredensie. Ba, na kredensach całego świata, bo szkło z podkarpackiej huty zrobiło furorę. Ceniono je od Tokio po Nowy Jork, a listę jego najznamienitszych posiadaczy otwierali monarchini Wielkiej Brytanii Elżbieta II oraz król Hiszpanii Juan Carlos. Tym bardziej cieszą więc dobre wieści, które od pewnego czasu napływają z Podkarpacia. Huta przetrwała sztorm i wypłynęła na spokojne wody. Z kolei najnowsze informacje wręcz elektryzują: na rynek wchodzi luksusowa marka KROSNO D’SIGN, która otwiera zupełnie nowy rozdział w historii firmy.
Przemytnicy Zachodu
O estymie krośnieńskiego szkła od początku, czyli od 1923 roku, decydowały dwie rzeczy: jakość oraz wzornictwo. Tajemnica tej pierwszej tkwi w metodzie produkcji. Wprawdzie ręczne formowanie uchodzi oficjalnie za rzemiosło, jednak dodanie mu określenia „artystyczne” bynajmniej nie będzie nadużyciem. Każdy kolejny egzemplarz karafki lub kieliszka musi być idealną kopią poprzedniego, co wymaga olbrzymiej precyzji i zręczności. Zwłaszcza że płynny surowiec dosłownie tańczy na hutniczej piszczeli. Przy zespole kilku lub kilkunastu osób formujących kolejne elementy zachowanie powtarzalności to zatem wyzwanie najwyższego rzędu. „Niezwykły to widok: hutnicy kierowani przez mistrzów przypominają orkiestrę pod batutą dyrygenta, z tą różnicą, że zamiast instrumentów używają umorusanych narzędzi” – porównywano przed laty w miejscowej gazecie. Coś w tym jest.
W kwestii wzornictwa siłą krośnieńskiej huty była współpraca z utalentowanymi projektantami. W głowach młodych ludzi opuszczających uczelnie artystyczne buzowały świeże pomysły. Przypadający na czasy PRL-u okres świetności zakładu nie sprzyjał jednak ich realizacji. W krośnieńskim Centrum Dziedzictwa Szkła – uruchomionym kilka lat temu interaktywnym muzeum prezentującym historię przemysłu szklarskiego w mieście – zobaczyć można całkiem pokaźną kolekcję niewdrożonych wzorów. Wiele z nich po prostu nie przystawało do powszechnie panujących kanonów estetyki. Były zbyt śmiałe lub, mówiąc wprost, „zepsute Zachodem”. Projektanci stawiali jednak na swoim, choć partyjni cenzorzy nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Jerzy Maraj, główny projektant Krośnieńskich Hut Szkła w latach 70. i 80., opowiadał kiedyś, że przy wdrażaniu nowych kolekcji regularnie przemycano w nich ducha zachodniego lub skandynawskiego wzornictwa. – Zręcznie balansowaliśmy między tym, co było akceptowalne w kraju, a tym, co podobało się poza nim. Gdyby nie to, szkło z Krosna nie cieszyłoby się tak dużą popularnością za granicą i nie wyrobiłoby sobie takiej marki – przypuszczał.
Huta wstaje z kolan
W kapitalistycznej Polsce hucie wiodło się ze zmiennym szczęściem. Epoka pompowania w kombinat budżetowych pieniędzy nieuchronnie odbiła się czkawką. Organizacyjnie kolos nie przystawał do nowej rzeczywistości. Z czasem pojawiła się także o wiele tańsza konkurencja z Chin, a dodatkowych problemów nastręczały huśtawki na światowych rynkach oraz szybujące ceny surowców, głównie używanego do opalania pieców gazu. Na domiar złego w zakładzie pojawili się ludzie, którym prokuratura postawiła ostatecznie szereg zarzutów dotyczących niegospodarności. Efektem była ogłoszona w 2009 roku upadłość likwidacyjna huty, a następnie siedem lat walki o życie pod nadzorem syndyka.
Choć kombinat znacznie się skurczył, huty na szczęście nie zamknięto. Mimo olbrzymich problemów szkło z Krosna wciąż znajdowało na świecie nabywców. Kilkudziesięcioletnia renoma, doskonała jakość i nowoczesne wzornictwo, teraz już wolne od narzuconych przez system ograniczeń, w jakimś sensie ocaliły hutę. I miasto, bo jej zamknięcie oznaczałoby społeczną katastrofę w regionie. W połowie 2016 roku zakład został sprzedany. Najlepszą ofertę złożył syndykowi wywodzący się z RPA fundusz inwestycyjny. Szkło ręcznie formowane – znak rozpoznawczy KROSNA – od początku znajdowało się w orbicie zainteresowań nowych właścicieli. Niedługo po objęciu sterów firmy Paweł Szymański, prezes powołanej w miejsce Krośnieńskich Hut Szkła spółki Krosno Glass, opowiadał, że metka „handmade” nie dawała zakładowi należytej przewagi na rynku. W tamtym momencie konkurowała cenowo z wyrobami maszynowymi, wprawdzie tymi o wysokiej jakości, jednak nadal produkowanymi przez automat. – Musimy nasze szkło wypozycjonować, pokazać, że to jest produkt naprawdę ekskluzywny, a zatem odpowiednio droższy. Jeśli ktoś go będzie kupował, to z powodów prestiżowych – tłumaczył w jednym z wywiadów, zapowiadając trwałe dźwignięcie zakładu z kolan.
Szkło witrynkowe
Plany prezesa Szymańskiego zbiegły się w czasie z wizją Marcina Kalkhoffa, stratega działającego w branży reklamy i komunikacji, który powołał do życia lub pomógł rozwinąć szereg polskich i zagranicznych marek. Na ich liście wciąż brakowało jednak marki ekskluzywnej, pod którą mógłby się podpisać. – To było od dawna moje marketingowe marzenie – zaczyna opowieść o okolicznościach, które natchnęły go do postawienia na luksusowe szkło. – Wiosną 2018 roku wybrałem się na Milano Design Week. Jedno z głównych wydarzeń imprezy stanowią Salone del Mobile, czyli oficjalne targi, z prezentacją mebli, sprzętu elektronicznego oraz tysięcy innych przedmiotów codziennego użytku, ale tak naprawdę przypomina to ogromną instalację artystyczną pod wspólnymi auspicjami największych marek. Cały topowy świat designu w jednym miejscu. Spacerując pomiędzy stoiskami, pomyślałem sobie: „No dobra, muszę to wreszcie zrobić”. Wróciłem z Mediolanu i od razu zabrałem się do roboty.
Wybór padł na legendarnego producenta szkła z Krosna. Chodziło bowiem o znalezienie firmy mocno zakorzenionej w świadomości klientów. KROSNO spełniało kryteria, choć w jego przekonaniu skojarzenia niekoniecznie były stuprocentowo pozytywne, przynajmniej w odniesieniu do krajowego podwórka. Marcin Kalkhoff ukuł nawet dla tego zjawiska specjalne określenie: „szkło witrynkowe”. – Owszem, bardzo dobrze kojarzymy zastawy, doskonałą ręczną robotę, ale paradoksalnie najlepsze i najdroższe szkło z Krosna używane było rzadko. Jak sięgniemy pamięcią i przypomnimy sobie widok kredensów, to z tych kieliszków czy szklaneczek korzystano od święta. Sięgano po nie z jakimś namaszczeniem, które skutkowało tym, że wszyscy mieli obawy, żeby czasem nie stłuc jakiegoś elementu. Zaś poza specjalnymi okazjami szkło stało sobie w szafkach i prężyło się dumnie, lecz bezczynnie, a przecież nie o to chodzi w designie, to wręcz jego zaprzeczenie – mówi.
Książę plastiku sięga po szkło
Na drugim biegunie znajdowała się produkcja hurtowa – szklanki czy kieliszki z automatów. Masowość siłą rzeczy odbiera splendor, ale na tle żółknącego i kruchego szkła od azjatyckiej konkurencji produkty huty zawsze wypadały solidnie. Z połączenia tych dwóch segmentów ukształtował się obraz znanego od kilku pokoleń i cenionego za jakość producenta. – Dziedzictwo firmy to bardzo dobry punkt wyjścia do tworzenia pod jej skrzydłami nowej marki – uważa Marcin Kalkhoff, pomysłodawca KROSNO D’SIGN, które jest nowatorskim krokiem w historii przedsiębiorstwa, bo szkła sygnowanego nazwiskami projektantów z najwyższej światowej półki jeszcze w Krośnie nie formowano. A właśnie takie komplety wychodzić będą spod rąk hutników-artystów. Właściwie już wychodzą, ponieważ prapremiera pierwszej kolekcji nazwanej „Sakred” odbyła się na początku lutego br. podczas słynnych targów Ambiente we Frankfurcie. Stworzył ją Karim Rashid, charyzmatyczny Kanadyjczyk egipskiego pochodzenia, jedna z gwiazd współczesnego designu.
– Obok projektów Karima trudno przejść obojętnie, mogą się podobać lub nie, ale są „jakieś”, budzą emocje, inicjują dyskusję – w kontekście debiutanckiej kolekcji Marcin Kalkhoff widzi w tym spory potencjał. I od razu wyjaśnia, że obecna w nazwie kolekcji „świętość” nie ma sakralnych konotacji. Chodzi o coś zupełnie innego, o koncepcję tzw. świętej geometrii. – Koła, kwadraty, stożki czy cylindry mają idealne kształty. Zestawienie ich w odpowiednich proporcjach zapewnia harmonię form, której na pierwszy rzut oka może nawet nie zauważamy – Karim Rashid osobiście rozwinął ów wątek podczas konferencji towarzyszącej premierze w Niemczech. Przyznał się także, że dla wielu osób jego współpraca z KROSNEM, nawiasem mówiąc, z pierwszą polską marką, z którą współpracuje – to wielkie zaskoczenie. – Bywam nazywany księciem plastiku, a tu proszę, szkło – żartował z czarującym dystansem. – Ale podjąłem się tego bardzo chętnie, uwielbiam szkło, jego bliskość w codziennym życiu oraz fakt, że doskonale opisuje czasy, w których żyjemy.
Radość użytkowania
W jakiej zatem erze żyjemy według kolekcji Sakred? W erze transparentności, odpowiada Karim Rashid. Zauważył to niedawno, podczas wizyty w Szanghaju. Wprawdzie nie trzymał wówczas w ręce kieliszka czy szklanki, ale spoglądał na świat z pokoju na 98. piętrze. Od wszystkiego, co na zewnątrz, dzieliła go tylko odpowiednio wytrzymała tafla szkła. Żadnego muru. Przyszło mu wówczas do głowy, że transparentność rozumieć można dosłownie, jak w przypadku przezroczystego szkła, ale także metaforycznie – nic się przecież dzisiaj nie ukryje, nie przejdzie żaden kant, oszustwo czy próba pójścia na skróty. Także w designie. Dlatego jego kolekcja wykonana została z transparentnego szkła, z subtelnymi barwami – bursztynem, ametystem, zielenią i szaroniebieskim – zatopionymi w masie, a nie nałożonymi na zewnętrzną powierzchnię. Karim, znany z przywiązania do kolorów, nie mógł bowiem całkowicie z nich zrezygnować. Bo kolor to radość i pozytywna energia, które także chciał zakląć w kolekcji Sakred. – Źródłem tej radości ma być użytkowanie szkła, obcowanie z nim, wzięcie do ręki. Nie chcemy, żeby wylądowało jako eksponat, tak jak dawniej, gdy witrynka była nietykalna – dopowiada Paweł Szymański.
Jak zwiastun świetnego filmu
Paweł Szymański nie pokusi się o wartościowanie znaczenia różnych linii produktowych z oferty Krosno Glass. – Kieliszek z serii casual, ręcznie formowane szampanówki kategorii premium oraz szkło zaprojektowane przez Karima Rashida – każde z nich zaspokaja przecież te same potrzeby. Nowa marka KROSNO D’SIGN pozwoli nam trafić do nowych klientów i zainteresować ich innym niż dotychczas podejściem KROSNA do zdobywania światowych salonów – tłumaczy. Nowatorstwo polegać ma na historii i emocjach, stanowiących nadbudowę dla danego produktu. Plus ręczne wykonanie, tzw. ludzki dotyk, coraz rzadszy, a tym samym coraz bardziej ekskluzywny.
– Mogę zdradzić, że oprócz kolekcji Sakred do końca roku planujemy wypuścić kolekcje jeszcze trzech innych znakomitych projektantów. To będą wielkie nazwiska w świecie designu, w tym jedno polskie – uchyla rąbka tajemnicy Paweł Szymański. Co rusz gryzie się przy tym w język, bo entuzjazm płynący z przecierania nieznanych ścieżek niemalże wyrywa mu kolejne smaczki z ust. – Tak dużo fajnych rzeczy mamy do ogłoszenia, ale wszystko stopniowo – prosi o wyrozumiałość i zapowiada, że wszelkie informacje – ceny premierowej kolekcji, tożsamość kolejnych projektantów czy strategię wypuszczenia na rynek dóbr luksusowych – poznamy już w kwietniu. Wypada tylko kibicować i trzymać kciuki, bo to, co pokazano i powiedziano dotychczas, jest jak budujący napięcie zwiastun świetnego filmu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.