Znaleziono 0 artykułów
06.03.2020

Maciej Musiałowski: Aktorstwo to za mało

06.03.2020
Maciej Musiałowski (Fot. Jarosław Sosiński)

Pierwszoplanowa rola w filmie Jana Komasy „Sala samobójców. Hejter” otworzy zupełnie nowy rozdział w karierze aktorskiej Macieja Musiałowskiego. O ile tylko tego zechce. Bo, jak przyznaje w rozmowie z nami, szuka innych dróg niż aktorstwo.

Zagrałeś główną rolę w filmie reżysera nominowanego niedawno do Oscara. Stresujesz się, jak zostanie przyjęta?

Nie, raczej nie. Czuję się spokojny. Zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby moja rola niosła za sobą jak najwięcej uczuć i emocji. Przywykłem do tego, że jako aktor jestem oceniany, ale staram się nie dać zwariować i nie odrywać od tego, co jest dla mnie ważne. Mam już zaplanowane kolejne projekty. Nie chcę, żeby zainteresowanie moją osobą sprawiło, że oddalę się od siebie. Chcę zachować spokój.

Gdzie nauczyłeś się takiego opanowania?

Ci, którzy mnie znają, będą się śmiać, kiedy to przeczytają, ale ja zawsze miałem w sobie taki spokój. Na zewnątrz mogę wydawać się emocjonalny, ulepiony z ognia, czasami porywczy, ale to pozory. Czuję się artystycznie spełniony, nie mam potrzeby, żeby coś komuś udowadniać.

Nie za wcześnie na takie deklaracje? Masz dopiero 26 lat.

Nie trzeba być chyba wystarczająco „dorosłym”, żeby czuć się spełnionym. Jako aktor pracuję intensywnie od pierwszego semestru szkoły filmowej. Od końca drugiego roku studiowałem w trybie indywidualnym. Nie chcę przez to powiedzieć, że osiągnąłem wszystko, bo to nie jest prawda. Po prostu czuję się spokojny, energię koncentruję na tworzeniu.

Jan Komasa i Maciej Musiałowski  (Fot. Jarosław Sosiński/Materiały prasowe)

Kiedy zrozumiałeś, że chciałbyś być aktorem?

W moim domu zawsze było dużo sztuki i dość wcześnie zacząłem marzyć o karierze muzyka. Potem chciałem założyć cyrk bez zwierząt. Dużo też pisałem. O aktorstwie zacząłem poważnie myśleć w liceum, gdzie na serio odkryłem teatr. Zacząłem od sztuki Czechowa „Mewa” w teatrze Baza. Przez cały rok analizowaliśmy ten dramat i wtedy zobaczyłem, że aktorstwo może być wspaniałym narzędziem samorozwoju, rozumienia, empatii.

Maciej Musiałowski  (Fot. East News)

Z tego, co mówisz, wynika, że rodzina miała duży wpływ na to, kim dzisiaj jesteś.

Dorastałem w domu wolnych intelektualnie ludzi. Jednocześnie od szóstego roku życia wychowywałem się pod Warszawą. Do szkoły podstawowej chodziłem w małej miejscowości w urokliwej mazowieckiej wsi. Od dziecka uczyłem się funkcjonowania w różnych środowiskach. W domu miałem dużo kontaktu z artystami, którzy przyjaźnili się z moimi rodzicami, a w szkole spotykałem się z dzieciakami z okolicznych miejscowości. Dzięki temu od zawsze miałem pokorę wobec życia. Pomogło mi to zrozumieć, o czym opowiada „Hejter”. Nierówność społeczna jest faktem. Nie mamy wpływu na to, gdzie się rodzimy, a przecież to w dość definitywny sposób określa nasze perspektywy społeczne i zawodowe.

Czujesz, że jesteś uprzywilejowany?

Tak, bo otaczali mnie ludzie, którzy we mnie wierzyli i dali mi narzędzia, które pomogły mi znaleźć się w miejscu, w którym dziś jestem. Wiele osób nie ma tego przywileju. Czuję, że wszystko, co mam, jest darem od moich rodziców. Myślę, że każdy powinien umieć spojrzeć na swoją sytuację z szerszej perspektywy. Dobrze jest pamiętać, że zawsze jest ktoś, kto miał gorszy start niż my. Bez takiej świadomości nigdy nie zdobędziemy się na solidarność. Zawsze będziemy wierzyli, że wszystko zawdzięczamy sobie. A to przecież nieprawda.

Jakie było dorastanie na wsi?

Trudne. Nie byłem rozumiany przez chłopaków, którzy grali w piłkę, gdy ja wolałem czytać. Byłem w ich oczach jakiś niemęski. Pamiętam, że w szkole było dużo agresji i przemocy, akceptowanej przez nauczycieli. Nikt nie zwracał uwagi uczniom, którzy pastwili się nad innymi.

Czy te doświadczenia pomogły ci zbudować rolę Tomka? On nosi w sobie dużo krzywdy.

Naturalnie, doświadczenia są ważnym tworzywem do budowania roli. Na studiach dużo mówiliśmy o pamięci emocjonalnej, która jest narzędziem do rozumienia siebie i innych. W tym przypadku musiałem znaleźć w sobie ranę, którą nosi w sobie Tomek i dodatkowo ją rozdrapuje. To był czasochłonny proces. Tomek jest samotny. Ma poczucie, że był skrzywdzony na starcie, że musi wszystkim udowodnić, że nie jest gorszy. Gdy go grałem, musiałem znaleźć w sobie takie emocje. W tym nie mogło być żadnej ściemy.

Inspirowałeś się innymi kreacjami aktorskimi?

Spotykaliśmy się z Jankiem Komasą i Jerzym Kapuścińskim, jednym z producentów, żeby oglądać różne inspiracje. Tu i ówdzie dostrzegłem interesująco poprowadzoną myśl. Mimo to najważniejsze w budowaniu roli były moje wspomnienia i obserwacje. Często chodziłem na kampus Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie podpatrywałem zachowania różnych ludzi, jak się ruszają, jakie mają gesty. W taki sposób szukałem Tomka w sobie.

Vanessa Aleksander i Maciej Musiałowski (Fot. Jarosław Sosiński/Materiały prasowe)

Korzystałeś z pomocy terapeuty?

Nie miałem takiej potrzeby, chociaż wychodzenie z roli było bardzo ciężkie. Po zdjęciach czułem, że mam spięte całe ciało, bo Tomek był cały pospinany. Aby zostawić go za sobą, potrzebowałem światła. Poleciałem do Maroka. Całe dnie spędzałem na dzikiej plaży ubrany w biele i błękity. Ubieranie się na biało i otaczanie pięknem to jeden z moich sposobów, żeby wyjść z roli.

W kraju nie umiałbyś się tak oczyścić?

Gdy w Warszawie chodzę ubrany na biało, często widzę drwiące uśmiechy, prychnięcia i szepty. Tutaj wciąż muszę mierzyć się ze stereotypami dotyczącymi tego, co jest męskie, a co nie jest. 

Na planie też czułeś takie niechętne spojrzenia?

W żadnej mierze, na planie czułem sto procent wsparcia. Odbyłem tam wiele inspirujących spotkań. Zawsze szukałem autorytetów, także wśród swoich rówieśników. Autorytet to jest ktoś, kogo chętnie słucham, od kogo mogę się czegoś nauczyć. Tak było na planie „Hejtera”, gdzie spotykałem się z Maciejem Stuhrem, Agatą Kuleszą, Vanessą Aleksander, Danutą Stenką czy Jackiem Komanem. Obserwowałem ich i słuchałem. Zobaczyłem w nich cechy, które chciałbym przyswoić: duża klasa, spokój, samoświadomość, wrażliwość. Lubię spotykać się z takimi ludźmi. Są dla mnie wiarygodnym źródłem opinii i informacji.

Maciej Musiałowski  (Fot. East News)

Nie ufasz informacjom w sieci?

W internecie interesują mnie głównie memy z ładnymi widokami i małymi kotami. Informacje również, pod warunkiem że pochodzą ze sprawdzonych źródeł. Jestem sceptyczny wobec newsów w sieci. Większość informacji o świecie czerpię od moich przyjaciół i mentorów. Zresztą, fakty to jedno, ważne jest też to, jak się je interpretuje. Staram się dużo czytać, nie tylko prasę polską, lecz także zagraniczną, żeby nie zamykać się tylko na polski sposób patrzenia na rzeczywistość. Dużo rozmawiam z przyjaciółmi o tym, co dzieje się na świecie. To chyba cecha naszego pokolenia, że jesteśmy całkiem dorośli jak na swój wiek, angażujemy się. Żyjemy w czasie manipulacji faktami. To często prowadzi do tragedii. 

„Hejter” w pewnym sensie przewidział jedną z takich tragedii. Ważnym wątkiem jest planowany zamach na prezydenta miasta. Scenariusz powstał przed zabójstwem Pawła Adamowicza. Jaka była twoja reakcja na wieść o jego zabójstwie?

Byłem zdruzgotany. Ta informacja trafiła mnie prosto w serce. Scenariusz sprawiał, że mieliśmy do czynienia z science fiction. Zabójstwo sprawiło, że pracowaliśmy nad fabułą, która okazała się znacznie bliższa naszej rzeczywistości, niż myśleliśmy.

Uważasz, że film wywoła dyskusję na ten temat?

Chciałbym, żeby tak było, bo mam wrażenie, że potraktowaliśmy tę tragedię jak kolejny news. Tymczasem potrzebujemy większego zrozumienia tej sprawy. Może powinniśmy znaleźć w sobie wstyd, że doprowadziliśmy emocje społeczne do wrzenia, że poszliśmy za daleko? Ta sprawa powinna nas czegoś nauczyć.

Czego?

Umiejętności prowadzenia dialogu. Ale i empatii, wrażliwości, życzliwości. Powinniśmy uczyć się wzajemnego zrozumienia.

Ty też się tego uczysz?

Staram się. Wierzę, że każdy ma wpływ na otaczający go świat i każdy w gruncie rzeczy decyduje, jaka rzeczywistość go otacza. Dlatego mam dobre kontakty z sąsiadami i paniami w sklepie. Staram się być uprzejmy i miły. Nie chciałbym, żeby ktokolwiek w moim otoczeniu czuł się odtrącony lub oceniany. Dzięki „Hejterowi” poświęciłem tematowi nierówności społecznych dużo czasu i energii. Na pewno jestem na to wrażliwy. To ważne, żeby traktować innych tak, jak sami byśmy chcieli być traktowani. Powinniśmy myśleć więcej o tym, jak wyrównywać szanse i nierówności społeczne.

Gdzie chciałbyś być za 10 lat?

Za 10 lat będę miał 36 lat. W moim pałacu naturalnie. Chciałbym być wtedy ojcem. Chciałbym też realizować się w innych dziedzinach sztuki. Muzyce albo pisarstwie.

Vanessa Aleksander i Maciej Musiałowski (Fot. Jarosław Sosiński/Materiały prasowe)

Aktorstwo to za mało?

Szanuję ten zawód. Jest dla mnie fascynującą formą edukacji duchowo-emocjonalnej. Ale bycie tylko aktorem nie spełnia moich wszystkich marzeń. Lubię być na scenie, lubię przeżywać cudze emocje. Kiedyś byłem bardziej żądny uwagi, ale to się zmienia. Nie potrafię sobie wyobrazić siebie w starszym wieku tylko jako aktora. Wciąż szukam innych dróg i widzę też dla siebie inne perspektywy.

Łukasz Knap
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Maciej Musiałowski: Aktorstwo to za mało
Proszę czekać..
Zamknij