Są tu stare ryciny, dekorowana komoda z laki, ale też skandynawskie krzesła vintage, paprotka i fornirowane okrągłe stoły. Stałą cechą tej eklektycznej kompozycji okazują się kolory zaczerpnięte z japońskiego wzornika. Maciej Ryniewicz z pracowni Akurat opowiada o projekcie kameralnej restauracji Mori Mori w Warszawie.
Jego specjalizacją stały się wnętrza najmodniejszych restauracji Warszawy i Trójmiasta, ale kiedy pytam o cechy dobrego projektu knajpy, Maciej Ryniewicz odpowiada, że chodzi o kontrolowany przypadek. Nie ma ustalonej strategii, przepisu na restaurację, pod którą ustawiają się kolejki. Bo choć gastronomia od architektury wnętrz oczekuje fantazji, najlepiej fotogenicznej, łatwej do przełożenia na instagramowe kadry, to Ryniewicz unika chwilowych trendów. Stawia na dopracowane, eklektyczne kompozycje, które wyrastają z kontekstu otoczenia, kulinarnych motywów, wędrówki myśli albo vintage’owych łowów. W jego wnętrzach pojedynczy mebel wyciągnięty z tej misternej układanki wciąż okazuje się zajmującym przedmiotem.
Jak Maciej Ryniewicz zmienił industrialną przestrzeń na Sielcach w Warszawie
Pawilon na warszawskich Sielcach był kotłownią, potem warsztatem samochodowym, z czasem powstała w nim restauracja. Ale, jak zastrzega Maciej Ryniewicz, industrialna przestrzeń nie zawsze daje projektantowi dużą skalę czy ciekawe detale. Tym razem stała się po prostu wolną przestrzenią do zagospodarowania w zwartej tkance miasta. Punktem zaczepienia dla projektu wnętrza miała stać się karta dań, czyli kuchnia fusion, łącząca japońskie i europejskie tradycje.
Tu znów włączała się lampka ostrzegawcza – unikać schematu. Orientalizujące wnętrze nie miało być ani dosłowne, ani przeładowane ciężkimi dekoracjami. Punktem wyjścia dla projektanta okazały się niejednoznaczne w odbiorze kolory i faktury. Na pierwszy plan wychodzi podłoga – drobna czarno-biała mozaika przywołuje tradycję warszawskich gorsecików i odwołuje się do najlepszych modernistycznych wzorców. Czarna elegancka bordiura i drewniana matowa boazeria tworzą ramę całego wnętrza i nadają mu ciepły barowy charakter. Powyżej biała ściana lśni drobnymi kwadracikami mozaiki, przypomina macicę perłową. – Albo migotanie oszlifowanego ryżu – dodaje projektant. Tę samą złamaną biel odnajdujemy na wysokim kontuarze baru – tu materiałem jest obicie z płótna o grubym splocie.
W wyższej partii ściany mają kolor ciemnej zieleni, co sprawia, że przestrzeń nawet w ciągu dnia jest kameralna. Na tle przygaszonego brązu, zieleni i złamanej bieli ostro zaznaczają się koralowe detale stolików i rusztowania, które wyrastają pośrodku sali jako charakterystyczny punkt, a jednocześnie podręczny barek z winami. Techniczna, metalowa konstrukcja z koralowym motywem powtarza się też w projektach kwadratowych stolików. – To zestawienie kolorystyczne może wydawać się współczesne, choć zaczerpnęliśmy je z japońskiej kultury –mówi Ryniewicz, powołując się na „A Dictionary Of Color Combinations”, opracowanie japońskiego malarza i kostiumografa Sanzō Wady, który w latach 30. XX w. analizował różnicę między japońskim a europejskim myśleniem o kolorze, a swoje inspiracje czerpał z tradycji i natury.
Mori Mori to wnętrze, którego nie da się opisać jednym zdaniem
– Część kuchenna restauracji znajduje się w odrębnym pomieszczeniu, a dla mnie bar pozostaje miejscem kontaktów – mówi architekt. Wysoki kontuar pozwala kucharzom zerkać w głąb sali, wydawać posiłki. Dla gości wąski przesmyk jest punktem dobrym do obserwacji. Nawet jeśli obraz, jaki obserwują, zaburza się przez ryflowane szkło. Jest też neon, którego czerwone światło sączy się do środka przez wertykalne przepierzenia. – Dążyliśmy do eklektycznego wnętrza, takiego, którego nie da się scharakteryzować przy pomocy jednego moodboardu czy zdania – mówi projektant, który pośrodku sali umiejscowił rząd stolików z okrągłymi fornirowanymi blatami. Ustawił przy nich vintage’owe krzesła duńskiego architekta Kofoda Larsena z końca lat 50., a całą kompozycję zwieńczył papierowymi kloszami lamp &Tradition. – Wypełniają przestrzeń w strefie centralnej wnętrza, dają poczucie intymności – tłumaczy Ryniewicz.
Centralnym punktem sali, zaakcentowanym przez rusztowanie, jest czarna komoda z laki, z mieniącymi się dekoracjami. Podobny kolorystyczny schemat powtarza postument z kamienia. – To jest ciekawy materiał, bo nie ma jasno zdefiniowanego koloru, zmienia charakter w zależności od tła. Na przykład przy oliwkowym obiciu czy liściach paprotki zazielenia się. W ostrym porannym świetle staje się niebieski – tłumaczy Ryniewicz i dodaje, że swojska paprotka, kojarząca się z PRL-owskim mieszkaniem w bloku, jest dobrze przemyślanym elementem, bo chociaż trochę osadza wnętrze w pejzażu okolicy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.