Zapomnieliśmy już, jak nosi się kimono. Nie znamy już rytuału ubierania. Mnie nauczyła go mama, która kolekcjonuje tradycyjne ubiory – mówi tokijska DJ-ka, wokalistka i projektantka.
Dzień przed spotkaniem asystentka Yulii, Saori, prosi, bym przyszła pół godziny później, niż się umawiałyśmy. Yulia postanowiła przyjąć mnie w kimonie, a wkładanie tradycyjnego ubioru to nie lada wyzwanie. Trwa około 30 minut, jak się później od niej dowiaduję. – Dawniej kimono było jedynym strojem noszonym w Japonii. Dzisiaj zapomnieliśmy, jak to się robi. Nie znamy już rytuału ubierania. Mnie nauczyła go mama, która kolekcjonuje tradycyjne ubiory – mówi.
32-letnia Yulia mieszka w tokijskiej dzielnicy Aoyama. Na zewnątrz upał, jednak ona dzielnie pozuje do zdjęć w przepięknym kimonie w fioletowe wzory i haftowanym w kwiaty obi. Z włosami obciętymi na japońską księżniczkę z okresu Edo, wygląda, jakby przybyła z przeszłości. Wystrój maleńkiego mieszkania jeszcze bardziej potęguje to uczucie. Gospodyni wypełniła je japońskimi antycznymi meblami. Na szafkach i półkach biżuteria miesza się z figurkami z anime (obok różowej opaski Prady leżą gadżety z „Czarodziejki z Księżyca”; Yulia ogląda anime codziennie, podczas naszej rozmowy wspomina między innymi tegoroczny serial „Sarazanmai” Kunihiko Ikuhary), bibelotami, ozdobami czy flakonem ulubionych perfum Diptyque. W każdym wolnym kącie dostrzegam kolorową torebkę, wszystkie widziałam niedawno na wybiegach. Z kolei na regale naprzeciwko drzwi wejściowych znajduje się imponująca kolekcja butów – same najbardziej pstrokate i ozdobne modele Gucci, Rogera Viviera, Miu Miu. A wszystko na tle ścian wyklejonych jasną tapetą w orientalny roślinny wzór. Wyjątek stanowi sypialnia, którą Yulia urządziła na czerwono. Na ścianach i suficie wisi multum kapeluszy, czapek, okularów przeciwsłonecznych, ubrań vintage i tych z wybiegów. Inspiracją takiego wystroju był film „2046” Wong Kar-Waia. Choć stojąca na szafce w salonie kilkusetletnia skrzynka z laki pomalowana w drobne złote kwiaty przywodzi mi na myśl muzeum Nezu mieszczące się niedaleko stąd, gdzie można obejrzeć wystawę takich właśnie perełek z ubiegłych epok. – To moje ulubione muzeum! – mówi Yulia. – Od roku studiuję zaocznie zwyczaje i tradycję japońską w tokijskiej filii Uniwersytetu Kioto. Uczę się o kulturze, strojach, historii, właściwie o wszystkim. Zarówno kimonem, jaki i współczesną modą zainteresowała ją matka, japońska stylistka, która w latach 80. i 90. pracowała dla lokalnych czasopism i gwiazd. Ojciec natomiast jest fryzjerem, więc branża mody również była mu bliska. Yulia dorastała w Harajuku, najpopularniejszej niegdyś wśród artystów – a dziś wśród młodzieży – dzielnicy Tokio. Jako nastolatka grała w zespole, który tworzył technopopowe covery. – Myślę, że do muzyki też zainspirowali mnie rodzice. Kiedy mieli po 20 lat, właśnie w Harajuku odbywały się najważniejsze wydarzenia kulturalne. Dzięki mamie i tacie mogłam poznać członków zespołów, które podziwiałam. Tak wkręciłam się w śpiewanie. Jednocześnie interesowałam się modą. Od dziecka strój był dla mnie sposobem komunikowania się ze światem, wyrażania siebie – opowiada.
Więcej przeczytasz w listopadowym wydaniu „Vogue Polska”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.