W najnowszym thrillerze Piotra Adamskiego „Ukryta sieć” Magdalena Koleśnik wciela się w rolę młodej dziennikarki, która stara się rozwikłać zagadkę śmierci znanego prezentera telewizyjnego. Próbuje przeszkodzić jej w tym haker, który podstępem wchodzi w jej życie. W tej nierównej grze nic nie jest czarno-białe.
Dziennikarka w miarę postępowania śledztwa odkrywa najgorsze zakamarki internetowego półświatka, a także niewygodną prawdę o swoich najbliższych. Przy okazji zbliżającej się premiery filmu opartego na powieści Jakuba Szamałka „Ukryta sieć” (autor był współscenarzystą) Magdalena Koleśnik opowiada nam o aktorskich wyzwaniach, które stanęły przed nią na planie, budowaniu trudnych ról oraz niełatwej sztuce stawiania własnych granic.
„Ukryta sieć” to kino, które uwiera. Co przyciągnęło cię w tym scenariuszu i w postaci Julity?
Po pierwsze autorskie podejście do tematu. Według mnie Julita nie wpisuje się w utarte kody pierwszoplanowego bohatera thrillera, który rozwiązuje tajemniczą zagadkę. Nie jest krystalicznie dobra, nie poszukuje sprawiedliwości, bo też nie o nią w tej historii chodzi. Nie napędzają jej również prywatne czy rodzinne porachunki albo chęć zemsty. Jej motywacja nie była dla mnie oczywista i w niektórych aspektach wciąż pozostaje. Może była to jakiegoś rodzaju atawistyczna potrzeba doprowadzenia do końca tego, czego się podjęła, może intuicja albo nerwica natręctw, która nie pozwala pozostawić sprawy nierozwiązanej. Ta niedookreśloność jest dla mnie bardzo interesująca i autentyczna.
Jeśli chodzi o ambicję i karierę – Julita realizowała te potrzeby na własnych zasadach, chociaż jej ojciec mógł załatwić bardzo wiele.
Julitę poznajemy, gdy pracuje w portalu plotkarskim. Może się wydawać, że jest to praca, która nie spełnia jej oczekiwań i ambicji. Pomyślałam jednak, że niekoniecznie tak jest. Nie sprawia wrażenia osoby niespełniającej się zawodowo. Julita doskonale rozpracowała język portali plotkarskich i poprawnie, bez wielkich emocji wykonywała swoją pracę. Nie jest to więc „amerykańska historia”, w której ktoś jest nieszczęśliwy, ma złą pracę, więc wykonuje jakieś znaczące działania, żeby wzbić się na szczyt. A jednak w pewnym momencie czuje zew, żeby dążyć do rozwiązania sprawy spoza jej „brukowej” działki.
W realnym życiu Julita mogłaby i tobie uprzykrzać życie swoimi artykułami. Myślałaś o niej w ten sposób, budując postać?
Zdecydowanie mogłaby. Jej artykuły na mój temat na pewno byłyby cięte, atrakcyjne dla czytelnika, który szuka skandali. Nie dlatego, że dostarczałabym ich, ale dlatego, że każde wydarzenie, każdą informację potrafiłaby przeobrazić w pikantny news. Używałaby do tego „emocjonalnego języka, nacechowanego oceną, zmieniała kontekst wydarzeń, podkręcała jakieś jego aspekty. W pracy Julita potrafi być bezwzględna. Nie wynika to jednak z jej złego charakteru, raczej z jej skuteczności.
Nie jest łatwo zaszufladkować twoją bohaterkę. Nie zgrywa silnej, niezależnej, bo tak nakazuje moralność.
Moją ambicją nie było zbudowanie silnej bohaterki niosącej sztandar prawości i moralności. Nie szukałam w niej twardzielki, interesował mnie element prymarnej potrzeby porządku i bycia w działaniu.
Internet może zrujnować życie. To już twoja druga – po „Sweat” – rola z podobnym kontekstem, chociaż w „Ukrytej sieci” ten świat jest o wiele mroczniejszy.
W „Sweat” świat online bardziej traktowałam jako kanał komunikacji, wyrażenia siebie, połączenia z innymi ludźmi. W „Ukrytej sieci” interenet jest zewnętrznym intruzem, który wkrada się do życia i zaczyna je infekować.
Scena, w której Julita musi zmierzyć się z wyciekiem sekstaśmy jest emocjonalnie obezwładniająca. Jak się do niej przygotowałaś?
To jeden z wątków, który poruszył mnie w scenariuszu. Julitę spotkała ogromna niesprawiedliwość. Przecież stała się ofiarą nadużycia, a wymagano od niej, żeby wstydziła się i przepraszała za coś, w czym nie było jej najmniejszej winy. W scenie, gdzie cała redakcja ją publicznie zawstydza, chciałam zawalczyć o jej godność.
W dodatku przepraszać kazała szefowa, kobieta.
Dla mnie to bardzo dotkliwe, kiedy ktoś z tego samego „plemienia”, które doświadcza nierówności i przedmiotowego traktowania, poddaje się tej narracji, wzmacnia, zasila patriarchalny sposób traktowania słabszych. Bo chodzi przecież nie tylko o kobiety, lecz także o słabszych w ogóle.
Myślę, że w podniesieniu się po tej sytuacji Julicie pomogła jej też dobra relacja z własnym ciałem. Jak ty, jako aktorka, jako kobieta budujesz tę relację?
Ta scena była dla mnie wyzwaniem. Była kluczowa dla filmu, ale dla mnie było też ważne, żeby nie stała się opresyjna wobec mnie, Magdy. To bardzo cienka granica. Kiedyś nie stawiałam takich granic, nie byłam świadoma, że nadużycia wobec ciała zostawiają ślad na moim zdrowiu, na moim podejściu do ciała. I w teatrze, i w filmie pozwalałam na nadużycia, tłumacząc sobie, że wymaga tego projekt, w którym biorę udział. Upominałam się, że muszę się po prostu odważyć i to będzie piękna scena, a mnie nic się nie stanie. Tak do siebie mówiłam, bo tak mówiono do mnie, nie dbając tak naprawdę o mnie i wyzyskując moje ciało, niewinność i naiwność. Dziś zdrowie mojego ciała i szacunek wobec niego są dla mnie najważniejsze. Pytam je, czy chce coś przez siebie przepuszczać, czy będzie to dla niego zabawa czy opresja. I podążam za tymi odpowiedziami, wybierając projekty i zadania.
Ciało jest moim domem, o który dbam i który traktuję poważnie.
W tej scenie mogłam skupić się na ekspresji poglądu, a nawet marzenia o tym, żeby ciało normalizować. Żeby ono nie było traktowane pornograficznie.
Mówisz, że kiedyś nie wyznaczałaś jasnych granic. Dziś są na planach opiekunowie czy koordynatorki intymności. Czy widzisz różnicę w podejściu twórców filmowych do cielesności, jej ukazywania i szacunku wobec aktorek i aktorów? Seks i nagość zawsze będą się sprzedawać.
Widzę otwartość części branży na to, żeby pracować z seksualnością, intymnością w sposób, który uwzględnia szacunek dla twórców. Niektórzy jednak tylko udają. Zatrudniają osoby odpowiadające za bezpieczeństwo, klarowność i konsensus, ale nie traktują ich poważnie. Nadal jest w tej materii dużo pracy, samo wprowadzenie nowych zawodów na plan nie załatwia sprawy. Załatwia sprawę, jeśli korzysta się z ich wiedzy, doświadczenia i wsłuchuje w ich ekspercki głos.
Gdy nie ma dbałości o osoby biorące udział w scenach intymnych, jako widzowie uczestniczymy w realnej, cielesnej traumie aktorów niegotowych na realizację tych scen. Najwyższy czas, żeby takie zjawiska nie miały miejsca.
Główny wątek filmu dotyczy głębokich otchłani darknetu, o których nie chcemy wiedzieć. Natomiast najgorsze jest to, że ogromna część tego kontentu pochodzi z niewinnie wyglądających zdjęć z mediów społecznościowych. Pokazujecie, że sami nieświadomie karmimy potwora.
Pozornie niewinne rzeczy nabierają w chorych umysłach zupełnie innego kontekstu, a treści z elementami nagości są dla nich najłatwiejszym łupem. Kiedy fotografie przedstawiają osoby bezbronne, jak chociażby dzieci, może to być jeszcze dotkliwiej wykorzystane. Wynaturzeni użytkownicy internetu potrafią wszystko odhumanizować. Dla nich ludzie na zdjęciach są jedynie płaską makietą, pikselami, na których mogą się wzbogacić lub zaspokoić chore fantazje.
Pracując nad rolą w „Sweat”, poza przygotowaniem fizycznym miałaś za zadanie prowadzić swoje media społecznościowe. Czy przy „Ukrytej sieci” miałaś jakieś zadanie, żeby łatwiej wejść w tę rolę?
Tutaj było więcej wspólnej pracy mojej i reżysera nad koncepcją postaci, nad scenariuszem, językiem Julity, motywacjami. Z kolei ja, kiedy zakotwiczę się w postaci albo ona we mnie, to staję się trochę dybukiem. W czasie pracy nad rolą Julita była nierozerwalną częścią mnie. Inaczej chodziłam, inaczej formułowałam myśli, nabierałam nowych gestów. Zastawiałam się nad tematami, które wcześniej były dla mnie odległe albo nieinteresujące.
„Ukryta sieć” to film, który na długo zostaje w głowie. Chciałabyś, aby widzowie coś szczególnego zapamiętali z tego seansu?
Chciałabym, aby wybrzmiał i został zauważony wątek godności cielesnej. Nie mam żadnych oczekiwań. Bardziej liczę na dyskusję z widzami przy okazji spotkań, wtedy będę miała szansę dowiedzieć się, co zobaczyli, co w związku z nim czują.
Julita to kolejna w kinie mocna, wyrazista i wymykająca się schematom bohaterka. Nie jest krystaliczna, dzięki czemu jeszcze bardziej prawdziwa. Twoim zdaniem to początek nowego nurtu w kreowaniu kobiecych postaci?
Dla mnie to stadium przejściowe, bo jednak Julita jest ofiarą. Świat wobec niej jest opresyjny na różnych poziomach. Krokiem naprzód jest jej stosunek do tego, co stara się z tym zrobić, jej sprzeciw. Śmiało wypowiada swoje zdanie i nie baczy na to, co sądzą inni.
W tym nowym rozdziale historii kina kobiecego interesuje mnie temat kobiecej seksualności przedstawianej jako rodzaj ekspresji i radości, a nie opresji. Ciekawi mnie również jasna strona portretu kobiet i innych osób dotąd pomijanych – homoseksualnych, trans, z niepełnosprawnościami. Chciałabym, żeby były zapraszane do tworzenia filmów o nich samych, bo wtedy ta opowieść ma szansę być autentyczna.
Myślisz, że to oddawanie głosu w kinie to chwilowy zryw branży czy zmiana, której już nie da się zatrzymać?
Myślę, że te drzwi zostały wyważone czy też zwyczajnie otwarte i okazało się, że wcale nie jest za nimi tak strasznie. Chcę w to wierzyć i chcę w to inwestować. Łatwo jest stracić nadzieję, bo patriarchat ma się świetnie, ale chcę wierzyć, że jest to siła nie do zatrzymania.
„Ukryta sieć” w reżyserii Piotra Adamskiego z Magdaleną Koleśnik w roli głównej trafi do kin 1 września.
Credits sesji:
Zdjęcia: Alicja Kozak
Asystent fotografki: Karen Manukian
Stylizacje: Dominika Lodzińska
Make up: Ivana Mandes
Włosy: Emilia Tomczak Stosiak
Marynarka: Lucas Kubinsky
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.