Nie lubię playlist, składanek, ani thebestofów. Lubię słuchać muzyki po bożemu. Całego albumu, piosenka po piosence, nawet jeśli nie wszystko mi się tam do końca podoba. Zaczęło się od kaset. Nie było skip, skip. Całość albo wcale. I tak już mi zostało. Całe szczęście mam taką jedną podręczną fantazję. Jest ciepło, nie za gorąco. Leżę sobie z piwem na hamaku gdzieś w naturze. Zwyczajnej, żadna egzotyka. Wystarczy łąka, kilka drzew. Obok mnie Marc Bolan i Mickey Finn z T.Rex. Grają akustycznie. Nie za głośno. W zasadzie na tyle cicho, żeby było słychać ptaki i wiatr. Marc gra na gitarze i śpiewa, Mickey poklepuje w bongosy. I już. I tak to trwa, i trwa, i trwa. I jest mi dobrze. Ale w sumie ta łąka to może być równie dobrze „małe” Pole Mokotowskie z szumem samochodów w oddali, albo balkon, albo i kanapa od biedy. Byle na leżąco. A Marc z Mickey'em mogliby się trochę posunąć i zrobić miejsce innym koleżankom i kolegom. Czemu nie. Poprosiłem i zgodzili się.
03.05.2020
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.