Małgorzata Mirga-Tas – Polka, Romka i Europejka – będzie reprezentować Polskę na Biennale Sztuk w Wenecji wystawą „Przeczarowując świat”. Artystka najpierw czuje się rzeźbiarką, potem malarką. Swoją sztuką pielęgnuje pamięć o kobietach ważnych dla siebie i romskiej społeczności.
Jury, wybierając Małgorzatę Mirgę-Tas do reprezentowania Polski na tegorocznym Biennale Sztuki w Wenecji, zwróciło uwagę na to, że koncepcja wystawy „Przeczarowując świat”, którą przygotowała z kuratorami Joanną Warszą i Wojciechem Szymańskim, „proponuje nową narrację o nieustannej wędrówce obrazów i wzajemnych wpływach pomiędzy kulturą romską, polską a europejską”.
Małgorzata Mirga-Tas uwielbia pracować kolektywnie, w swojej sztuce portretuje bliskich sobie ludzi, do obrazów „wrzuca” – jak to sama określa – przedmioty i ubrania, które do nich należą. Nawiązuje też do zdjęć wuja, Andrzeja Mirgi, który w PRL-u stworzył cykl fotografii dokumentujących romską mniejszość.
Babcia Małgorzaty Mirgi-Tas, Józefa, była nastolatką, kiedy wybuchła wojna. Pochodziła z Czarnego Dunajca. Naziści zmuszali tam miejscowych do budowy dróg. Babcię Józefę też, pracowała w kamieniołomach. Uciekła z trzech łapanek. Miała ciężkie życie, ale również, co podkreśla Mirga-Tas, była niebywale silna: – To ona rządziła rodziną. Gdy sobie przypominam dzieciństwo, to wiem, że to babcia decydowała.
Dziadek, Jan Mirga, bardzo się liczył w romskiej społeczności. Do tego stopnia, że czasami rozstrzygał w niej spory. Pracował przy wyrębie drzew. Babcia zajmowała się domem, dziećmi, dorabiała też drobnym handlem. Przeprowadziła się za mężem do Czarnej Góry, gdzie osiadł klan Mirgów.
– Byli niesamowicie zaradnymi ludźmi. Doświadczenie wojny nauczyło ich, że muszą zadbać o przyszłość swoich dzieci. Myślę, że dzięki temu jestem tu, gdzie jestem. Dla moich dziadków priorytetem było wyedukowanie dzieci. Sami długo pozostawali niepiśmienni. Babcia nauczyła się czytać i pisać dopiero od pierworodnego syna. Jak przychodził ze szkoły, powtarzała po nim każdą literkę i w końcu to opanowała. Wszystkie moje ciotki i wujkowie ukończyli szkoły zawodowe albo poszli na studia. Moja mama, Grażyna, jest po szkole gastronomicznej, pracowała długo jako szefowa kuchni.
Józefa Mirga spogląda na mnie z tkaniny, która zawiśnie w Pawilonie Polskim. To część wystawy, która układa się w romskie herstorie. Wśród 36 kobiet sportretowanych przez Mirgę-Tas znalazły się jej mama, siostra, ciotki. Jest też Papusza, słynna poetka pisząca w języku romskim, Adela Głowacka, działaczka społeczna, członkini stowarzyszenia Romano Waśt (Pomocna Dłoń) zajmującego się ochroną tożsamości Romów oraz Alfreda Markowska, zwana Babcią Noncią lub romską Ireną Sendlerową. W młodości uratowała przed Zagładą kilkadziesięcioro dzieci. Jej mąż pracował na kolei, ona go odwiedzała, z transportów jadących do Auschwitz wyciągała dzieci romskie i żydowskie. Chowała je pod spódnicą, odprowadzała do pobliskiego lasu. Potem zabierała do siebie i szukała im bezpiecznych kryjówek. Jednego chłopca wychowała samodzielnie, wyrósł na znanego romskiego aktywistę, poetę i rzeźbiarza.
– To pewnego rodzaju afektywne archiwum, które Małgorzata Mirga-Tas tworzy od dawna – mówi kuratorka Joanna Warsza. – W romskiej społeczności to kobiety są siłą napędową. Tak to widzę, może ze względu na moją rodzinną historię, na to, jaka była moja babcia. Moja mama też jest silna, podobnie ciotki. Takie są Mirgówny – mówi Małgorzata Mirga-Tas, kiedy pytam ją, dlaczego wątki kobiece są dla niej ważne.
Pawilon Polski na 59. Międzynarodowej Wystawie Sztuki — La Biennale di Venezia
Wenecja, 23 kwietnia–27 listopada 2022
Małgorzata Mirga-Tas
Przeczarowując świat
kuratorzy: Wojciech Szymański i Joanna Warsza
organizator: Zachęta — Narodowa Galeria Sztuki
więcej o wystawie: labiennale.art.pl
Cały tekst przeczytacie w kwietniowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.