Dzieci są świetnymi pacjentami – mówi lekarka, a prywatnie mama trójki dzieci, która wykorzystuje bloga i media społecznościowe, żeby edukować rodziców. Jak przekonuje Dagmara Chmurzyńska-Rutkowska, to właśnie oni jako pierwsi dostrzegają objawy, kontaktują się z przychodnią, a potem odpowiadają za leczenie.
Dagmara Chmurzyńska-Rutkowska ma trzy córki: ośmioletnią Anię, sześcioletnią Olę i trzyletnią Alicję. Ogromna wrażliwość na dzieci odezwała się w 34-letniej dziś Dagmarze już w szkole podstawowej. To wtedy po raz pierwszy pomyślała, że chciałaby zostać pediatrą. I choć na studiach pojawiło się kilka zawirowań (– Zamarzyłam o internie, a później o gastroenterologii [leczeniu chorób układu pokarmowego – przyp. red.], bo te specjalizacje wydawały mi się dynamiczne i ambitne jak w serialu „Dr. House” – wspomina), to imperatyw zaopiekowania się najsłabszymi i najdelikatniejszymi zwyciężył.
W tym roku minie dekada, odkąd pracuje w zawodzie. Za kilka miesięcy zrobi kolejny krok w swojej karierze – obroni specjalizację, stając się pełnoprawną mamą pediatrą. Ale jej misja niesienia pomocy wykracza daleko poza pracę w gabinecie. Dagmara prowadzi bloga edukującego rodziców i aktywnie działa w mediach społecznościowych, szczególnie na Instagramie, gdzie jej profil obserwuje prawie 59 tys. osób.
Misja: edukacja
– Dzieci są świetnymi pacjentami – mówi. Dlaczego? – Bo maluchom rzadziej zdarza się poważnie i przewlekle chorować, a poza tym, przy odpowiednim podejściu lekarza, dobrze współpracują – przyznaje. Problemem jest co prawda to, że komunikacja z najmłodszymi jest utrudniona, więc lekarz musi wykazać się dużą wnikliwością i doświadczeniem, ale Mama Pediatra uwielbia małe dzieci i wykazuje się ogromną empatią. – Prawdę mówiąc, znacznie większym wyzwaniem są dla mnie nastolatki. Komunikacji z nimi wciąż się uczę – przyznaje, ale najbardziej problematyczną grupą w jej oczach są dorośli, czyli rodzice pacjentów.
Zamiast udać się do specjalisty, sami starają się zdiagnozować chorobę, buszując po internecie. Bywają niezdyscyplinowani. Wielu z nich jest wyraźnie rozczarowanych, kiedy na zwykły katar lekarka nie przepisze ich dziecku 10 specyfików i antybiotyku. – Oczekują natychmiastowych efektów – magicznego leku. Ale ludzki organizm tak nie działa. Dlatego staram się tłumaczyć, że za zapalenie gardła odpowiada najczęściej wirus i jedyne sensowne leczenie w tym wypadku polega na wzmacnianiu naturalnej odporności dziecka i łagodzeniu objawów, a to jest proces – mówi Chmurzyńska-Rutkowska. Lekarka nie ma wątpliwości, że winą jest brak elementarnej wiedzy. Niestety na taką edukację nie ma czasu w gabinecie, gdy pod drzwiami ustawia się długa kolejka pacjentów. Jej rozwiązaniem jest blog i jego profile w mediach społecznościowych, czyli specjalistyczne treści pisane przystępnym językiem. Jej wpisy przypominają raczej zaangażowaną rozmowę z przyjaciółką po fachu niż wykład. Są skoncentrowane na rozwiązywaniu konkretnych problemów i poruszają tematy przypadków, które najczęściej pojawiają się w gabinecie. Dają też garść praktycznych porady i rozwiązują rodzicielskie dylematy.
Bez kompromisów
Pisanie bloga przyszło Dagmarze intuicyjne. Zaczęło się od serii artykułów na konkretne tematy. Ale funkcjonowania na Instagramie musiała się nauczyć. – Sporo podpatrywałam np. u Mamy Ginekolog i innych medyków działających w sieci, a przyjaciele podrzucali mi wskazówki, np. „dodawaj hasztagi”, „w opisie umieść link do bloga” itp. – wylicza. Wyzwaniem była też formuła – zdjęcia z codziennego życia i krótkie, hasłowe opisy. I choć Dagmara wrzuca klasyczne selfie, czy zdjęcie z rodzinnego spaceru po lesie, pewnych granic nie przekracza. – Gdybym zdecydowała się pokazać twarze córek i męża, zbudowałabym pewnie atmosferę intymności, która przyciąga większą grupę obserwujących, ale zasięgi nigdy nie były moim celem. Nie zrobię tego – mówi z przekonaniem, bo wie, czym jest hejt w sieci. Kilka razy w mediach społecznościowych napadła na nią grupa antyszczepionkowców. – Wiem już, że istnieje rodzaj ludzi, na których nie działają racjonalne argumenty i nie można wdawać się z nimi w dyskusję. Nie można też uginać się pod ich presją i milczeć. Należy po prostu robić swoje - przyznaje, a na live’ach tłumaczy, jak niebezpieczną chorobą są np. meningokoki i dlaczego najlepszą profilaktyką jest właśnie szczepienie. Mama Pediatra idzie jeszcze o krok dalej, mówiąc, że warto pomyśleć też o szczepionce przeciw grypie – chorobie, która często wywołuje powikłania, a czasem kończy się dla dziecka pobytem w szpitalu. Tłumaczy na czym polega mechanizm wytwarzania odporności przez organizm i jakie efekty może wywołać podanie antygenu. Mówi o realnym ryzyku, czyli podniesionej temperaturze, ale racjonalnie uspokaja, dodając, że poradzi z nią sobie zwykły paracetamol. – Merytoryczna wiedza oznacza też, że przywołuję różne argumenty, ale nie daję czarno-białych odpowiedzi – zaznacza lekarka. I rzeczywiście, kiedy skupia się na temacie bankowania krwi pępowinowej, mówi wprost o modzie, którą lansują prywatne kliniki, dyktując wysokie ceny. Tłumaczy, na czym polegają wyjątkowe właściwości komórek macierzystych, ale zaznacza, że komórki mogą być użyte do przeszczepu tylko do pewnego momentu, mniej więcej do 12 roku życia. Zaznacza że wbrew obiegowej opinii, leczenie przeszczepem autologicznym, czyli przy wykorzystaniu własnych komórek, nie jest stosowany w przypadku białaczki – najczęstszego nowotworu dziecięcego. A w kolejnych zdaniach uświadamia, że bankowanie krwi pępowinowej, które jest często nazywane „polisą na życie dla dziecka” można wykorzystać przede wszystkim jako ratunek dla kogoś innego, np. członka bliskiej rodziny. Jeśli czytelnik czuje niedosyt i chce poznać szczegółowe badania, czy statystyki, na dole każdego wpisu na blogu znajdzie bibliografie. Takie szerokie spektru informacji pozwala podjąć racjonalną decyzję.
Energia społeczności
Instagram to narzędzie, które pozwala Mamie Pediatrze dotrzeć do tysięcy zainteresowanych, ale działa w dwie strony. Oni również mogą nawiązać bezpośredni kontakt z Dagmarą. Zwłaszcza w czasie pandemii, kiedy kontakt ze służbą zdrowia jest utrudniony, skrzynka wiadomości pęka w szwach. – Dostaję zdjęcia z wysypką na skórze albo zawartością pieluchy – uśmiecha się lekarka. – Rozumiem, że rodzice czują się bezsilni, ale w ten sposób, bez badania, nie potrafię im pomóc. Mówię to wprost. Natomiast bardzo cenne są dla mnie reakcje i komentarze. Teraz już wiem, że szczególnie potrzebne są wpisy na zwyczajne tematy – katar, kaszel, czy pielęgnacja noworodków. Te codzienne problemy zupełnie paraliżują młodych stażem rodziców.
Dagmara dostaje dostaje też dużo pytań o własne życie. O to, jak łączy pracę i aktywność w internecie z wychowaniem trójki dzieci albo o to, jak przebiega jej specjalizacja. – Raz nawet zdarzyło mi się zrobić live’a na temat mojej specjalizacji w szpitalu, bo wiem, że obserwują mnie też młodzi lekarze, którzy stoją przed ważnym wyborem. Pięć lat temu, kiedy zaczynała swoją przygodę z blogiem, była w tym samym punkcie, co oni teraz. – Gdybym zdecydowała się na internę, a nie pediatrię, byłabym po prostu nieszczęśliwa. Spełniam się w pracy, dlatego mogę też robić wszystko inne – mówi.
Więcej tematów związanych z macierzyństwem i bliskością znajdziecie w majowo-czerwcowym numerze „Vogue Polska”. Zachęcamy też do śledzenia naszych profili na Facebooku i Instagramie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.