Zło wraca. Ciągle są dziewczynki, które muszą ukrywać się w piwnicy. Ta opowieść jest lekcją, ale też czymś w rodzaju lekarstwa. Chciałabym, żeby znał ją każdy, bo po tej lekturze stanie się innym człowiekiem – mówi Agata Tuszyńska o historii Zosi Zajczyk, którą opisała w książce „Mama zawsze wraca”. Premiera spektaklu na jej podstawie w POLIN odbędzie się już 19 kwietnia 2022 roku, w 79. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim.
„Myślałam, że jak będę duża, to będę miała jasne włosy i niebieskie oczy, i Niemcy nie będą chcieli mnie złapać. Będę umiała wyjść z getta i wejść do getta. I nikt mnie nie złapie. Jak będę duża, to ja będę taka jak mama. I kiedy mama mówiła: »O, jak ty urosłaś, Zosieńko«, to ja pytałam: »Czy już mam dobry wygląd?«. Zawsze myślałam, że jak będę duża, to będę miała dobry wygląd”.
Zosia Zajczyk rodzi się w maju 1939 roku w Warszawie. Bardzo szybko z mamą, dziadkiem i krewnymi znajdzie się w getcie. Gdy zostaje już tylko ona i jej mama, przeprowadza się do piwnicy, gdzie spędza wiele długich miesięcy. Zazwyczaj sama, bo Natalia Zajczyk, jej mama, wyprowadza dzieci z getta na aryjską stronę, pomaga, działa. Czasem nie wraca przez kilka dni.
„Nie pamiętam, żebym się bała. Martwiłam się, że mama odchodzi. Zawsze zostawiała mi dużo rzeczy, żebym miała co robić. Uczyła mnie pisać. Pisała mi na podłodze różne literki, ja chodziłam i czytałam. Uczyła mnie rachunków. (…) Mama chciała mi wytłumaczyć, jak wygląda świat. (…) Tłumaczyła mi, jak to jest, jak pada deszcz. (…) Miałam tam głowę lalki, tylko głowę, ale kiedyś mama przyniosła materiał, niebieski w kwiatki, i powiedziała: »chodź, zrobimy twojej Zuzi rączki i sukienkę«. Nóżek nie było, ale mogłam włożyć rękę do środka i tak się bawić. Ja byłam jej mamą. (…) Najlepiej być mamą. Dziecko wszyscy chcą złapać, wszyscy chcą zastrzelić, zabrać od rodziców. Ja już nie chciałam być dzieckiem, chciałam tylko urosnąć. I być dorosła”.
Dzisiaj Zosia Zajczyk ma 83 lata, nazywa się Jael Rosner i mieszka w Jerozolimie. Lalka Zuzia znajduje się w Muzeum Yad Vashem. Jej historię opisała Agata Tuszyńska w książce „Mama zawsze wraca”. Z niej pochodzą powyższe cytaty. Pisarka potrzebowała wielu lat, by wrócić do tej opowieści.
– Zosię spotkałam prawdopodobnie w połowie lat 90., kiedy po raz pierwszy pojechałam do Izraela śladami Isaaca Bashevisa Singera. Szukałam tych, którzy pamiętali przedwojenną żydowską Warszawę, ale także młodszych, żydowskich dzieci, które przeżyły wojnę. Znałam już moją rodzinną tajemnicę, żydowskie pochodzenie rodziny mamy, choć jeszcze nie wiedziałam, co zrobić z tym sekretem. Pierwsze podróże do Izraela były wielkim odkryciem przeszłości. Rozmawiałam o Polsce, o okupacyjnych losach, o Warszawie. O getcie, moim najważniejszym punkcie odniesienia. Wtedy poznałam również Zosię. Jej historia, dziewczynki ukrywanej w piwnicy przez mamę, była niby podobna do innych, a przecież tak jedyna, szczególna i porażająca, że nie nadawała się na umieszczenie jej w jakimś zbiorze. Poza tym była opowiedziana w szczególny sposób, językiem dziecka odkrywającego okrutny świat wojny, jedyny, jaki znała. Sądzę, że musiałam do tej opowieści dorosnąć – mówi Agata Tuszyńska.
***
Jesienią ubiegłego roku umiera przedwcześnie Dorota L.-R., przyjaciółka Krystyny Lewenfisz. Dopiero po jej śmierci Krystyna przypomina sobie, że Dorota polecała jej książkę Mama zawsze wraca. Że mówiła: „To historia bliska tej, której doświadczyła twoja mama”. Czyta więc. Raz, drugi, trzeci. Nie może przestać myśleć o Zosi Zajczyk i o swojej mamie, której nie zadała tak wielu pytań. Ze wspomnień z dzieciństwa najmocniej wrył się w jej pamięć lęk mamy przed krzykiem, podniesionym głosem, który zresztą Krystyna odziedziczyła.
Krystyna Lewenfisz wiedziała, że nie odłoży książki Agaty Tuszyńskiej na półkę, nie potrafiła, nie chciała.
– Pewnego dnia obudziłam się z pomysłem. Postanowiłam przenieść historię Zosi na scenę – opowiada. Na co dzień prowadzi agencję aktorską, współpracuje z reżyserami, uda się.
Los jej sprzyja. Jest ciepły październikowy dzień, pije kawę w kawiarnianym ogródku, chodnikiem idzie Agata Tuszyńska. Nie zna osobiście pisarki, łamiąc swoje wszelkie zasady, podchodzi, przedstawia się, zaprasza do stolika. Pisarka też przyjaźniła się z Dorotą. Krystyna opowiada jej o pomyśle.
– To wielka radość, że moja opowieść, opowieść Zosi zapisana moją ręką wydała się komuś warta przeniesienia do teatru. Cieszę się, że zdobędzie inną niż czytającą publiczność. Że stanie się znana w szerszym kręgu. Mam wrażenie, że każdy człowiek powinien poznać historię dziewczynki z piwnicy, historię o matczynej miłości, stwórczej sile wyobraźni i lęku, który można oswoić. Opowieść o nadziei, mimo wszystko – mówi autorka.
***
W roku 1948 rodzi się państwo Izrael. Ktoś załatwia papiery, przekonuje umierającą Natalię Zajczyk, by z córką wyjechała do Jerozolimy („Mama ledwo mogła się ruszyć z łóżka, taka była chora. Oko jej wypłynęło, jak ją tak Niemcy walili. Potem w tym oczodole zrobił się rak”). Najpierw udają się do Włoch, tam wsiadają na statek płynący do Hajfy. Na pokładzie Zosia przygląda się grupie dzieci, też z Warszawy, ktoś gra na akordeonie i uczy piosenek po hebrajsku, dzieci tańczą. Co chwilę zbiega pod pokład do kajuty sprawdzić, jak się ma mama, i wraca. „I raz jakiś chłopak złapał mnie za rękę i pyta: »Co ty latasz tu i tam, chcesz tańczyć, chodź z nami tańczyć«. »Nie mogę«. »Dlaczego nie możesz?«. »Bo ja muszę zobaczyć, czy mama jeszcze żyje«. (…) »Ja ci już mówię: ona nie żyje. Żadna mama nie żyje«. »Ale moja żyje«. »Niemożliwe. Nie ma takiej mamy, która by żyła. Nie ma. Zapytaj się wszystkich dzieci, czy ktoś ma mamę, która żyje«.
Spektakl zostanie pokazany na scenie w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Premiera odbędzie się 19 kwietnia, w 79. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. Reżyseruje Marek Kalita. To będzie monodram połączony z wideo. Zagra Aleksandra Popławska.
– Przeniesienie na scenę doświadczeń Zosi Zajczyk jest trudne, trzeba to zrobić tak, by nie popaść w martyrologię. Wiele historii z getta zostało już wystawionych, pokazanych światu, ale świadectwo małej dziewczynki, która mieszkała w komórce w piwnicy jest wyjątkowe. Nie gram Zosi Zajczyk, jestem narratorką opowieści. Cały spektakl ma być jak najprostszy w swojej formie, tak by to tekst grał główną rolę, ale żeby nie przytłaczał. Toczy się wojna w Ukrainie, dzieci tracą ojców, ich przeżycia są nie do wyobrażenia. Wojna nie jest dla dzieci. Historia Zosi Zajczyk jest na to bolesnym przykładem – mówi aktorka.
***
Agata Tuszyńska i Krystyna Lewenfisz spotykają się na zoomie z Zosią Zajczyk, rozmawiają, opowiadają o spektaklu. Zadają pytania. Kim dzisiaj jest Jael Rosner?
– Zosia dotarła do Izraela z mamą, mając 11 lat. Szybko zorientowała się, że musi zapomnieć to, kim była w Polsce i co jej się zdarzyło podczas wojny. Musi mówić po hebrajsku i być jak inne dzieci. Zmienić skórę. Tylko wtedy uda się jej oswoić inny świat – opowiada Agata Tuszyńska. – Mama zmarła dwa tygodnie po przyjeździe do ich nowej ojczyzny. Zosia wyrosła na samodzielną dziewczynę, młodą Jael. Poznała chłopca, też z Polski, choć długo o tym nie wiedzieli. Nie rozmawiają też ze sobą w ich pierwszym wspólnym języku. Była w kibucu. Zawodowo zajmowała się haftem, którego mama nauczyła ją w warszawskiej piwnicy. Założyła rodzinę. Powiedziała mi, że dopiero mając własne dzieci, syna, a potem córkę, zdała sobie sprawę z bohaterstwa jej mamy ukrywającej ją pod podłogą. Mamy, którą stale kocha i wspomina, która pozostała dla niej najważniejszą osobą w życiu. Dziś Jael Rosner doczekała się dwójki wnuków. Męża, Maxa, kocha jak w chwili poznania, mówi o nim: mój najukochańszy. Dzieci są samodzielne. Żadne z nich nie mówi po polsku. Może kilka słów: „mama”, „lody”, „chodź tu” i „uciekaj”. Wnuki rosną.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Agaty Tuszyńskiej i Iwony Chmielewskiej „Mama zawsze wraca”, wydawnictwo Dwie Siostry 2020.
Spektakl „Mama zawsze wraca” na podstawie książki Agaty Tuszyńskiej o tym samym tytule, reżyseria Marek Kalita, scenografia Marcin Chlanda, występuje Aleksandra Popławska, pomysłodawczyni i producentka Krystyna Lewenfisz, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, premiera 19 kwietnia.
Więcej ciekawych treści znajdziecie w kwietniowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.