Gdy 20 lat temu szpilki jego projektu nosiła Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”, Polki mogły tylko o nich pomarzyć. Dziś najnowsze kolekcje legendarnego szewca gwiazd znajdziemy w butiku Moliera 2 oraz na Moliera2.com.
– Z wyczuciem elegancji się rodzimy. Tego nie da się nauczyć – mówi mi Manolo Blahnik. Zapewne mógłby tak powiedzieć o Carrie Bradshaw, ale też o Sarze Jessice Parker, odtwórczyni głównej roli w „Seksie w wielkim mieście”, która została drogą przyjaciółką projektanta. To właśnie ona i jej serialowe alter ego w dużej mierze zadecydowały o globalnym sukcesie marki. W kolekcji Carrie najważniejszy był model Hangisi – satynowe szpilki albo klapki w intensywnych odcieniach, z ostrym noskiem i zdobione kryształkami. Do dziś są ulubionym modelem blogerek, redaktorek mody i stylistek. Carrie nosiła też Sedaraby, model w zebrę z odkrytymi palcami, i sandały z cienkimi paseczkami – Chaos.
Ale SJP nie jest jedyna. Blahnik kocha kobiety. Na liście jego muz mogłyby znaleźć się także ikona Hollywood, Uma Thurman, brytyjska ekspertka od mody Amanda Harlech, która współpracowała z Karlem Lagerfeldem i Johnem Galliano, oraz 60-letnia hiszpańska aktorka Angela Molina. – Wszystkie mają w sobie coś niezwykłego. Ale najwybitniejszą osobowością była Diana Vreeland, redaktor naczelna „Vogue’a”. To ona powiedziała mi, żebym zajął się projektowaniem butów – opowiada Blahnik, powracając do korzeni.
Projektant urodzony w 1942 r. na hiszpańskiej La Palmie na Wyspach Kanaryjskich (jego tata był Czechem, który uciekł z Pragi przed nazistami w latach 30.), najpierw studiował w Genewie dyplomację, ale potem, wiedziony głosem serca, zdał na paryską Akademię Sztuk Pięknych. Dorabiał wtedy w sklepie vintage, a gdy po kilku latach przeniósł się do Londynu, pracował jako buyer, ale pisał też dla włoskiego „L’Uomo Vogue”. W 1969 r. w Nowym Jorku poznał Vreeland, która zachwyciła się jego pracami. Niedługo później zaczął pod własnym nazwiskiem tworzyć baśniowe buty – kolorowe niczym rajskie ptaki, najczęściej na wysokich obcasach (idealny obcas? – Kombinacja balansu, struktury, projektu i materiału – mówi), bogato zdobione – cekinami, kryształkami, printami. Takie, które pozwalają się wyróżnić. Żadna kobieta nie przejdzie w nich niezauważona. A one same też są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka. Nie na darmo wystarczy hasło: manolos, by wszyscy wiedzieli, że chodzi o projekty Blahnika.
Możliwe, że sukces Manolo zawdzięcza temu, że nie bawi się w trendy. A nawet więcej, nie wierzy w nie. Liczą się inspiracje. A te czerpie zewsząd. – Wyobraźnia jest źródłem wszystkich moich pomysłów. Tłumaczę moje wizje najpierw na szkice, a potem na konkretny przedmiot. Rysuję codziennie. Gdy tylko przyjdzie mi coś do głowy. Jestem niezwykle wyczulony na wszystko, co oglądam – filmy, wystawy, architekturę. Każdy obraz zostaje ze mną na długo. I potem nagle, w tajemniczy sposób, objawia się w jednej z kolekcji – tłumaczy.
O Vreeland, SJP i Thurman Manolo wciąż nie zapomina, ale zaczyna tworzyć też dla młodszego pokolenia. Nową ikoną stylu jest dla niego Rihanna. – To fascynujące, że w modzie, i nie tylko, przesuwa granice tego, co dopuszczalne – mówi Blahnik. Ale czuje, że jego praca ma sens nie tylko wtedy, gdy noszą go gwiazdy. – Gdy widzę na ulicy kobiety w moich butach, za każdym razem przeżywam ogromne emocje – mówi. Wierzy w moc szpilek. – Szpilki są ponadczasowe. I takie też jest ich działanie. Sprawiają, że czujemy się jednocześnie zmysłowo i elegancko. Kobiece ciało porusza się dzięki nim zupełnie inaczej – twierdzi Blahnik. Nie zachęca jednak do nadmiernej konsumpcji, tylko do poszukiwania tych wyjątkowych, jedynych w swoim rodzaju, butów. Na pytanie, ile par kobieta powinna posiadać, odpowiada jednoznacznie: – Liczy się jakość, a nie ilość! Chociaż już dawno koronowano Blahnika na króla szpilek, tak naprawdę najbardziej lubi płaskie buty. – Ale muszą być chic! – śmieje się.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.