Maria Callas była jedną z największych artystek XX wieku. Żadna śpiewaczka operowa nigdy nie dorównała jej sławą i uznaniem. Mawiała, że są w niej dwie osobowości: Maria – kobieta i Callas – diwa. W pierwszej połowie życia diwa zdominowała kobietę, w drugiej – kobieta diwę. Gdy jednak artystka porzuciła karierę, została jej tylko samotność.
Maria Callas, a dokładniej Maria Anna Cecilia Sofia Kalogeropoulos, urodziła się 2 grudnia 1923 roku w Nowym Jorku. – Wbrew temu, co mówią, nie na Brooklynie – doprecyzowała w jednym z wywiadów telewizyjnych. Rzeczywiście, potomkini greckich imigrantów przyszła na świat na Manhattanie, w szpitalu przy słynnej Piątej Alei. Jej ojciec, Georgios, pracował w przemyśle farmaceutycznym, dzięki czemu mógł zapewnić żonie i dwóm córkom w miarę dostatnie życie. Matka Marii, Ewangelia, słynęła z mocnego charakteru, silnej woli oraz wysokich aspiracji. Szybko podjęła decyzję co do przyszłości córek. Starsza, Yakinthi, miała opanować do perfekcji grę na pianinie, Maria – śpiew.
Życie pod dyktando matki
– Matka była bardzo ambitna i najwyraźniej coś we mnie dostrzegła – komentowała później Callas. – Wtedy bez protestu spełniało się wolę rodziców. Uważam jednak, że to okrutne i powinno być wręcz zakazane – dodała. – Nie należy obarczać dzieci taką odpowiedzialnością. Dzieciństwo jest krótkie i powinno być wspaniałe. Moje, niestety, takie nie było.
Choć z czasem pokocha karierę operowej diwy, a śpiew stanie się całym jej życiem, Callas nigdy nie wybaczy matce. – Dałam rodzicom wszystko, co miałam najlepsze. Tymczasem oni dali mi wyłącznie to, co najgorsze – wyzna z goryczą. Do końca życia nie pojedna się z matką, a gdy ta zwróci się do niej o pieniądze, każe jej iść do pracy.
W 1937 roku Ewangelia, która nigdy nie odnalazła się w Nowym Jorku, wróciła wraz z córkami do Aten. Marię wysłała do konserwatorium muzycznego. – Byłam za młoda, przyjmowano dopiero od 16. roku życia, a ja miałam 13 lat. Ale byłam wysoka i postawna, więc w podaniu zawyżyłyśmy mój wiek – powie Callas. W ten sposób została przyjęta do szkoły, gdzie mogła rozwijać swój wybitny, jak się okazało, talent.
Wojna zastaje Marię Callas w Atenach. Pieniędzy jest coraz mniej, podobnie jak zapasów pożywienia. By utrzymać siebie, matkę i siostrę, Maria cały czas występuje, również dla okupantów. Jej sopran oczarowuje, więc sale zawsze są pełne. Tym samym Callas zbiera nie tylko pieniądze, lecz także doświadczenie. Chociaż wojna dobiega końca, polityczny chaos w Grecji narasta. 21-letnia Maria postanawia wrócić do Nowego Jorku. Od dawna marzy o występowaniu na największych scenach operowych świata i czuje, że da radę. Mimo to Ameryka nie przyjmuje jej entuzjastycznie. Muszą minąć dwa lata, nim po raz pierwszy zaśpiewa w operze: nie w Nowym Jorku, lecz w Weronie.
Sen o operze i urodzie
Latem 1947 roku Callas zadebiutowała we Włoszech występem w Arena di Verona w partii Giocondy. Swoim cudownym głosem szybko podbiła serca publiczności. Zimą wystąpiła w Wenecji najpierw jako Izolda w operze Wagnera, miesiąc później jako Turandot. W listopadzie 1948 roku zaśpiewała partię Normy w operze Vincenza Belliniego – z czasem stanie się najsłynniejsza w jej repertuarze.
Występem, który uczynił z Marii Callas żywą legendę, był jednak ten przypadkowy, w zastępstwie za chorą śpiewaczkę. Maria bezbłędnie wykonała partię Elwiry w „Purytanach” Belliniego, mimo że w tym samym czasie występowała w „Walkirii” Wagnera. Roli nauczyła się w zaledwie dziewięć dni.
Choć Callas cieszyła się coraz większym uznaniem, wciąż trawiły ją kompleksy. – Od dzieciństwa miała skłonność do tycia, ale tuż przed trzydziestką była wręcz otyła – można usłyszeć w dokumencie BBC poświęconym artystce. Maria, perfekcjonistka z natury, zadręczała się nadwagą. – Bycie szczupłą i piękną stało się jej obsesją – wyjawiła Nadia Stancioff, przyjaciółka diwy. – Nagle zaczęła drastycznie chudnąć. Gdy zapytałam, co się dzieje, powiedziała, że je dużo surowego mięsa. Okazało się, że w ten sposób nabawiła się tasiemca. Wbrew temu, co mówiono, nie zrobiła tego celowo – dodaje. Spadek wagi był spektakularny. Maria nie przejmowała się stanem swojego zdrowia, a jedynie cieszyła się z nowej sylwetki. Nareszcie czuła się piękna.
Wkrótce o Callas zrobiło się głośno nie tylko z powodu talentu, lecz także urody. Jej ideałem była Audrey Hepburn, więc zaczęła podobnie się ubierać – kobieco i szykownie. Na scenie była zaś absolutną primadonną. Podczas każdego z jej występów widownia pękała w szwach. Śpiewającą Marię podziwiali m.in. Winston Churchill, Grace Kelly, Marlena Dietrich czy Edward, książę Windsoru, z małżonką Wallis Simpson.
Giovanni Battista Meneghini – recepta na samotność
Jednym z admiratorów talentu Callas był Giovanni Battista Meneghini. Milioner, który dorobił się w branży budowlanej, uwielbiał operę. Choć był od Callas o 30 lat starszy, zdołał oczarować ją na tyle, że przyjęła jego oświadczyny. – Uznałam, że jest darem niebios. Byłam tak bardzo samotna… – wyznała Callas. Battista został też menedżerem żony. Negocjował kontrakty, pilnował, by płatności realizowano na czas, a także – by Callas dbała o głos. Chronił ją również przed napastliwymi dziennikarzami, którzy z czasem przypięli diwie łatkę porywczej, histerycznej i rozkapryszonej. Maria twierdziła, że wcale nie jest bardziej wymagająca od kolegów artystów. – Tylko że jestem bardziej znana – mówiła z przekąsem. Wiedziała bowiem doskonale, co różni śpiewaczkę operową od diwy. Ta pierwsza po prostu śpiewa, ta druga – zachwyca. Znała swoją wartość.
W 1959 roku Callas jadła z mężem i przyjaciółmi kolację w słynnej paryskiej restauracji Maxim’s. Nagle do ich stolika podszedł Aristotelis Onasis, grecki milioner i playboy. Zachwycony diwą, powiedział, że przypomina mu grecką boginię. Zapytał, czy wraz z mężem uczynią mu zaszczyt i wypłyną w rejs jego jachtem „Christina O”. Callas nie zamierzała odpowiadać od razu, ale Onasis nalegał. W kolejnych tygodniach był obecny na jej występach, wysyłał do garderoby naręcza czerwonych róż, obsypywał Marię prezentami. Aż w końcu uległa. W rejs popłynęła jednak sama – Battista jakby wyczuł, że nie będzie tam dla niego miejsca. Nie mylił się – od chwili, gdy Callas wsiadła na pokład „Christiny”, Onasis nie odstępował jej na krok. Adorował artystkę, dbał o to, by była w doskonałym humorze, jawnie z nią flirtował. Nie przeszkadzał mu nawet fakt, że łodzią płynie także jego żona, z którą ma dwoje dzieci. Gdy w końcu jacht dobił do portu, Maria Callas była już zakochana.
Diwa nie zamierzała wypierać się romansu. Stwierdziła, że mężowi bardziej zależało na jej pieniądzach niż na niej. Zażądała rozwodu. – Tak, jestem zakochana niczym 18-latka i nie zamierzam tego ukrywać – mówiła dziennikarzom z uśmiechem. Niestety, Maria zakochała się w człowieku, a Aristotelis – w diwie. Dopóki świat Callas pełen był splendoru, pragnął być jego częścią. Wszystko zmieniło się, gdy Maria postanowiła rzucić karierę, by w pełni poświęcić się ukochanemu. – Zawsze wolałam mieć szczęśliwą rodzinę i dzieci, bo uważam, że takie jest przeznaczenie kobiety. Ale los zesłał mi rolę, z której nie mogłam wyjść. Byłam do niej zmuszana najpierw przez matkę, potem przez męża – wspominała Callas.
Aristotelis Onasis – od miłości przez upokorzenie po przyjaźń
Callas i Onasis byli razem przez osiem lat. Podróżowali po całej Europie, zatrzymując się w najbardziej luksusowych hotelach. Maria zupełnie zapomniała o tym, czym dotychczas żyła – śpiew nie był już dla niej ważny. Zupełnie nie dbała o głos, a ten, niećwiczony, zaczął słabnąć. Callas, wcześniej tak pewna każdego dźwięku, straciła nad nim kontrolę. Ale dopóki tworzyła związek z Onasisem, nie miało to dla niej znaczenia. Była przekonana, że się z nią ożeni. Tymczasem on wciąż się nie oświadczał. Przeciwnie – ich związek zaczął się psuć. Onasis coraz częściej wyjeżdżał, do Marii dochodziły plotki o jego przelotnych romansach. Czuła upokorzenie, ale wszystko wybaczała. Aż do 1968 roku. Wtedy wyszło na jaw, że grecki miliarder poślubił najsłynniejszą wdowę świata – Jackie Kennedy. Callas dowiedziała się o tym z prasy.
Aristotelis złamał Marii serce. – Przez osiem lat znosiłam upokorzenia, porzuciłam dla niego karierę. I po co? – skarżyła się przyjaciołom. Ale nawet po ślubie z Jackie Onasis pozostał Callas bliski. – Związek nam się nie udał, za to przyjaźń – jak najbardziej – zdradziła w jednym z wywiadów.
W 1964 roku Maria Callas, po latach przerwy, zgodziła się na kilka występów. Bilety wyprzedały się na pniu, wszyscy chcieli usłyszeć jej legendarny głos. Było to jednak gorzkie pożegnanie ze sceną. Ci, którzy oglądali jej ostatni występ w londyńskim Covent Garden, wspominają go ze smutkiem. Po cudownym sopranie nie było śladu. – Tego wieczoru ucztą było patrzenie na Marię Callas. Zaś słuchanie jej, niestety, udręką – komentowano w dokumencie BBC.
Maria Callas zawsze chciała być naj – najzdolniejsza, najpiękniejsza, najsłynniejsza. Gdy zrozumiała, że jej czas minął, usunęła się w cień. Niegdysiejsza diwa zaszyła się w swoim paryskim apartamencie, unikała ludzi. Była przy Onasisie, gdy w 1975 roku umierał. Pielęgniarki dzwoniły do niej, gdy szpital opuszczała jego żona, Jackie Kennedy Onasis. Przyjeżdżała natychmiast. – Kochałem cię – miał powiedzieć Aristotelis podczas ich ostatniego spotkania. – Nie zawsze dobrze, ale tak, jak potrafiłem.
Callas odeszła dwa lata po śmierci ukochanego – 16 września 1977 roku. Dostała rozległego zawału serca. W chwili śmierci była w swoim mieszkaniu w Paryżu. Sama.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.