Maria Dębska: Słucham siebie
W kampanii „Lekcje wartości” marki L’Oréal Paris Maria Dębska opowiada o uniwersalnym doświadczeniu kobiet. – Słyszymy wciąż: „jesteś nie taka, jesteś niewystarczająca”. Zrozumiałam, że zawsze będę „zbyt jakaś”. I że to mnie nie definiuje – mówi aktorka o nowo odnalezionej pewności siebie.
Choć hasło L’Oréal Paris od ponad 50 lat głosi „Jesteś tego warta”, kobiety często w swoich głowach słyszą zgoła inny komunikat – „nie jesteś wystarczająco dobra”, „nie pasujesz”, „jesteś za mało jakaś” albo „za bardzo jakaś”. Ze sprzecznymi oczekiwaniami – i jako aktorka, i jako kobieta – mierzy się też Maria Dębska. – W kampanii „Lekcje wartości” mogłam być tym, kim chcę. Nie czułam się przebrana, przemalowana, wystudiowana. Chciałam opowiedzieć o czymś ważnym dla mnie, ale też wspólnym dla wielu kobiet, które znam. O poczuciu nieadekwatności, które towarzyszy mi przez całe życie – tłumaczy aktorka, która za rolę Kaliny Jędrusik w filmie „Bo we mnie jest seks” otrzymała gdyńskie Złote Lwy. – Podczas zdjęć do tego filmu uświadomiłam sobie, że moi dziadkowie dorastali w świecie innych wartości, z innym kanonem piękna niż my. Że – mimo że dziś możliwości pewnie mamy większe – wymagania wobec nas są bardziej wyśrubowane. Do roli legendarnej gwiazdy musiałam przytyć i choć to tylko kilogramy, po raz pierwszy w życiu poczułam się wolna i seksowna – mówi Dębska.
Teraz w serialu Canal+ „Kiedy ślub?” u boku Eryka Kulma Jr wciela się w swoją rówieśniczkę – przedstawicielkę pokolenia milenialsów, która nie do końca wie, czego naprawdę w życiu pragnie. – Brać ślub czy nie? Angażować się czy nie? Odrzucać schemat czy wchodzić w buty własnych rodziców? Jesteśmy niedoskonałą, poszukującą generacją. Bardzo świadomą, czasem nawet za bardzo. Do niedawna przedstawiciele starszego pokolenia wkładali nam w usta kwestie, które w ich wyobrażeniu moglibyśmy wypowiadać. Dziś wreszcie mówimy swoim językiem. Dlatego ten scenariusz mnie zachwycił – tłumaczy Maria. Dla niej trzydzieste urodziny okazały się przełomowe. Coraz częściej słucha siebie – nie tylko w momentach siły, ale i słabości. Nauczyły ją tego inne kobiety, które dbały o kontakt z emocjami.
– Trzydziestka to bezpieczna dekada. Czuję się dobrze w swojej skórze, mam poczucie, że dużo ważnego już za mną i mnóstwo przede mną. Ale uważam, że wiek jest kwestią wyboru, a nie metryką – mówi Dębska. – Kobiety w mojej rodzinie pięknie się starzeją. Mają w sobie mnóstwo spokoju, mądrości, ale też gigantyczny apetyt na życie. Akceptację siebie i upływającego czasu. Nie walczą z nim. Nie do końca rozumiem kobiety, które chcą obsesyjnie poprawiać swoją urodę. Dla mnie zmarszczki świadczą o doświadczeniach i emocjach, które przeżyliśmy – mówi.
Czuje się w obowiązku mówić o zmieniających się kanonach, o wyzwaniach dorosłości, o zdrowiu psychicznym. – Do niedawna było tak, że opowiadać o słabościach nie wypadało. Wreszcie obalamy tabu. Mam dwie młodsze przyrodnie siostry – jedna ma 11, druga 16 lat. Połowa ich kolegów ma depresję. Jako osoba występująca w mediach czuję się odpowiedzialna za to, jak siebie postrzegają. Przymus doskonałości nie powinien ich obowiązywać. Ja nie wyglądam po przebudzeniu tak, jak na czerwonym dywanie. Zresztą czasem, gdy wyglądałam pięknie i uśmiechałam się szeroko, miałam smutne oczy. Wcale nie byłam szczęśliwa – mówi.
Choć jej wygląd podlega ocenie ze względu na zawód, który wykonuje, pewność siebie dała Marii muzyka. Zanim trafiła na aktorstwo, miała zostać pianistką, a dla muzyczki wygląd nie ma znaczenia. – Tam liczą się umiejętności, pasja, talent – mówi. Muzyka nauczyła ją dyscypliny – poprzeczkę wciąż stawia sobie wysoko. – Nie wyobrażam sobie wejść na plan bez przygotowania. Muszę odrobić lekcję – podkreśla. Maria prosto z łódzkiej szkoły teatralnej trafiła na plan i na scenę, gra w filmach, popularnych serialach, teraz na deskach Teatru 6. piętro spełnia marzenie, wcielając się w tytułową rolę w „Edukując Ritę”. Ostatnie miesiące okazały się dla niej wyjątkowo intensywne – prosto z trwających po 14 go-
dzin zdjęć do serialu trafiała na próby do spektaklu.
Teraz Maria chciałaby odetchnąć – spojrzeć w głąb siebie, pooglądać, poczytać, pożyć. Jej przyjaciółce urodziło się dziecko, chce spędzić z nią czas. Aktorka na planach filmów „Zabawa zabawa” i „Moje córki krowy” obserwowała przy pracy mamę. Teraz sama pracuje nad scenariuszem. – Najpierw znów musiałam zmierzyć się z wewnętrznym krytykiem, który mówił, że sobie nie poradzę. Ale nauczę się. Uwielbia nowe doświadczenia. Niedawno na potrzeby filmu musiała opanować sztuki walki. – Z początku bałam się uderzyć trenera, choć to przecież w stu procentach bezpieczna sytuacja. Bałam się wyzwolić w sobie siłę, której nigdy nie używałam, tak jakbym obawiała się, co się wtedy wydarzy. To też jakiś relikt przeszłości, że chłopcy od małego uczą się bić, a dla dziewczynek to abstrakcja. Dziś podobno wśród dzieciaków ze szkoły sztuk walki 80 proc. uczniów to dziewczyny. Ostatecznie treningi kickboxingu stały się w pewnym sensie moją terapią. Uporałam się z tymi momentami w życiu, gdy nie czułam się bezpieczna – tłumaczy. Niczego jej nie brakuje, ale marzy o rodzinie, która pozostaje dla niej największą wartością. Jej rozwiedzionym rodzicom udało się stworzyć udany patchwork. – Niełatwy, ale zawsze pełen miłości. Niezależnie od wszystkiego, jesteśmy sobie bliscy, kibicujemy sobie, siadamy razem do świątecznego stołu. Wychowałam się w dużej rodzinie i taką chciałabym też stworzyć. Może za pięć lat, może za dziesięć, jeszcze nie wiem – mówi Maria.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.