Założycielka YES: Słuchamy potrzeb kobiet
Jeśli będziemy stały z boku, zostaną nam odebrane wszystkie prawa. Musimy się zaangażować – mówi Maria Magdalena Kwiatkiewicz, współzałożycielka YES, o nowej kampanii marki, w której występują aktywistki i influencerki wspierające kobiety.
Najnowsza kampania YES „Jestem kobietą” z wyoutowaną olimpijką Katarzyną Zillmann, 70-letnią modelką Christiną Flagmeier i amazonką Aleksandrą Wiederek-Barańską pokazuje różne oblicza kobiecości. Nie bała się pani reakcji na tak odważny manifest feministyczny?
Nie, bo uznaliśmy, że taki przekaz jest potrzebny. YES od początku jest bliskie kobietom, ale do tej pory uważaliśmy, że tak jednoznaczna wypowiedź nie jest konieczna. To się w ostatnich latach zmieniło. Teraz już wiemy, że jeśli będziemy stali cicho z boku, mogą nam zostać odebrane wszystkie prawa. Najwyższy czas tupnąć nogą, głośno wyrazić swój sprzeciw, nie pozwolić komuś za nas decydować.
Kobiety są dla YES najważniejsze?
Tak, słuchamy ich potrzeb. YES to firma dla kobiet, prowadzona w dużej mierze przez kobiety. Założyłam ją z mężem i bratem, pracują w niej głównie kobiety, w tym dwie wspaniałe projektantki – Magda Dąbrowska i Kasia Bukowska, które tworzą nasze kolekcje.
Jak można na co dzień działać na rzecz kobiet?
Każdy może działać w swoim najbliższym otoczeniu. Po prostu mówić, że nie zgadza się na takie traktowanie kobiet. Nie dajmy się ograniczyć do „cnót niewieścich”! Mi podoba się przyzwolenie na różnorodność, którą widać w naszej kampanii. Mówmy o tych kobietach, którym próbuje się odebrać głos. Dlaczego starsza albo puszysta kobieta miałaby być przezroczysta, gorsza? Przecież wszystkie jesteśmy piękne! Ja też czuję się ze sobą dobrze – lubię moje zmarszczki. Wierzę, że każda z nas może być spełniona. Gdy jeżdżę po świecie, po biedniejszych krajach, widzę, jak ważne są podstawowe wartości – miłość, rodzina, dzieci. Nie potrzeba wielkiego bogactwa, żeby być szczęśliwą.
A jaką pani jest kobietą?
Spełnioną w różnych rolach. Gdy byłam młodsza, jako żona i matka dwóch synów, pracowałam, wychowywałam dzieci i zajmowałam się domem. Teraz oprócz biżuterii mam jeszcze wiele pasji, najważniejsze to podróże i fotografia. Jestem też zwariowaną babcią – to kolejna fantastyczna rola!
Kobiety są przyzwyczajone do takiej wielozadaniowości. Mamy mnóstwo ról do odegrania – najpierw szukamy miłości i walczymy o pozycję zawodową, potem zostajemy matkami, bo większość z nas wciąż pragnie rodziny, i godzimy macierzyństwo z pracą, co nie jest łatwe. I wciąż chcemy więcej!
Miałam szczęście, że zawsze mogłam się spełniać zawodowo. Oczywiście nigdy kosztem dzieci. Jeden z synów powiedział mi kiedyś, że firma była dla niego jak starsza siostra. Dzisiaj obaj synowie w naszej firmie pracują. To chyba najlepiej świadczy o tym, że czują się z rodzinnym biznesem związani.
Pani syn Tomasz jest dziś prezesem YES. Jest pani z niego dumna?
Oczywiście! Zaletą firmy rodzinnej jest to, że nie ma w niej skomplikowanej procedury decyzyjnej. Szybciej można realizować pomysły, nawet te najodważniejsze. My z mężem zasiadamy teraz w radzie nadzorczej. Oddaliśmy pole synowi. Wymieniamy uwagi, dyskutujemy, ale on decyduje. Jako filozof z wykształcenia potrafi słuchać – słucha, przetrawia i podejmuje jednoznaczną decyzję. Tak, jak jego brat, został wychowany na samodzielnie myślącego człowieka.
Dyrektorką zarządzającą produktem jest natomiast moja przyjaciółka, do której mam stuprocentowe zaufanie. Staramy się budować firmę tak, żeby każdy czuł się w niej dobrze. Ostatnio, po raz pierwszy od początku pandemii, spotkaliśmy się w dużym gronie, ponad trzystu osób z różnych miast Polski. Wszyscy byli tego spotkania stęsknieni. Na drugim spotkaniu – w siedzibie firmy z okazji 40-lecia – okazało się, że prawie sto osób pracuje z nami od ponad 15 lat! Stabilność jest naszą siłą. I poznański etos pracy – tu wszyscy są lojalni. Jeśli stwarza się ludziom możliwości rozwoju, pozostają firmie wierni.
Jak etycznie postępować w biznesie?
Robić swoje, zgodnie z własną hierarchią wartości. My w YES nigdy się z nikim nie ścigamy, ani nikogo nie naśladujemy. Jeśli myślisz tylko o rywalizacji, zamiast iść do przodu, stajesz się wtórny. A my zawsze chcieliśmy, żeby nasze produkty były autentyczne, dawały kobietom pewność siebie.
Jaką pani lubi biżuterię?
Artystyczną – dużą, oryginalną, wyrazistą. Noszę głównie projekty młodych projektantów, absolwentów ASP. Udało mi się już zgromadzić sporą kolekcję. Mam w moich zbiorach 2 tys. przedmiotów z ostatnich 70 lat, w większości unikatów, pochodzących z pracowni artystów i spółdzielni. Niektóre to właściwie małe formy rzeźbiarskie, które nie nadają się do noszenia, tylko do podziwiania. Może powinnam pokazać tę kolekcję na ekspozycji… W naszej poznańskiej galerii YES od 20 lat regularnie organizuję wystawy młodych projektantów. W zeszłym roku zorganizowaliśmy konkurs „Głos kobiet”. 80 artystek wyraziło się za pomocą biżuterii. Opowiedziały też o ciele, o przemijaniu, o dotyku.
A które kolekcje YES poleca pani na prezent świąteczny?
Wszystkie są wyjątkowe! Ale może najlepiej wybrać te z przesłaniem, np. Queen B. Część dochodu ze sprzedaży przekazujemy na pomoc pszczołom. To ważne, by biżuteria była czymś więcej niż pięknym przedmiotem. Od lat angażujemy się też w akcje związane z różową wstążką w czasie miesiąca świadomości na temat raka piersi. Jak ktoś mi ostatnio powiedział, „głośno robicie, a cicho mówicie”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.