Przyjemska brzmi trochę jak „przyjemna”. I takie są prace artystki, która w latach 90. stała się ekspertką od zjawiska konsumpcji i rodzącego się w Polsce kapitalizmu. Przyjemność jej sztuki jest skutecznym wabikiem, ale kiedy przyciągnie uwagę odbiorcy, rozwija się zupełnie nowa opowieść – z odrobiną żalu, goryczy, niezgody. Wybrzmiewają w tych pracach myśl krytyczna i feministyczny światopogląd. O biografii i twórczości Marioli Przyjemskiej rozmawiamy z Ewą Majewską i Ewą Opałką, kuratorkami wystawy „Mariola Przyjemska. Konsumpcja, konstrukcja, melancholia”.
Szminki, moda i flakony zachodnich perfum w miejskim krajobrazie. Polska lat 90. w pracach Marioli Przyjemskiej jest kolorowa i pociągająca. To zaskakujący obraz.
EM: Polacy żyli wtedy w wielkim deficycie. Co prawda w sklepach pojawiły się kolorowe produkty i nastał kapitalizm, ale dla większości ludzi te atrakcyjne nowe rzeczy były niedostępne finansowo. Zafascynowani, kolekcjonowaliśmy opakowania po napojach albo papierosach.
Pamiętam wystawki z puszek ustawionych w rządkach na szafkach w kuchni. W tym samym czasie młoda artystka zbierała metki ubrań.
EM: Miała ich kilka tysięcy.
Muszę przyznać, że w Polsce utrzymuje się przekonanie, że sztuka krytyczna powinna być brzydka, co wprowadza ostry podział na to, co estetyczne, puste, konsumpcyjne, i to, co zgrzebne, ale konceptualne i wartościowe.
Mariola od początku swojej drogi patrzyła na rzeczywistość inaczej. Była świadkinią wybuchającego kapitalizmu i przyglądała się konsumpcji, nie wyłączając mechanizmów, którym również ona podlegała.
Kiedy widziała modne ubrania, pożądała ich, a metka stała się dobrym narzędziem do opisania tego nowego świata pokus, przyjemności i autokreacji, który nagle stanął przed nią otworem.
EM: Naomi Klein w swoim „No Logo” z 2000 roku pisze, że marka określa status ekonomiczny i styl życia, do jakiego aspirujemy.
Mariola Przyjemska doszła do podobnych wniosków jakieś sześć lat wcześniej. Mówiła na przykład, że metka „to najmniejszy obrazek, który każdy z nas nosi na sobie”, nasza identyfikacja.
Ale jej prace nie ograniczały się wyłącznie do zbierania i powiększania kolorowych wszywek na wielkoformatowych, kolorowych zdjęciach.
Czasami fotografowała rewersy metek – kolorowe nitki, które stawały się malarskie. Innym razem wprowadzała zmiany i rozwijała znaczenia. Na przykład na metce Frontfix, gdzie pojawia się instrukcja po słoweńsku: „czyszczenie chemiczne”, artystka, haftując, zmieniła tekst na „czystki etniczne”. Dziś to hasło przywołuje skojarzenie z kryzysem humanitarnym na granicach Unii Europejskiej, ale blisko 30 lat temu wybrzmiewał w nim kontekst wojny w Jugosławii.
Inny przykład to logo Americanos z orłem. W rewersie przywołuje skojarzenia z nazizmem i amerykańskim rasizmem. Z kolei metkę Boy’s Coyote można interpretować jako nawiązanie do słynnego performance’u Josepha Beuysa „I Like America and America Likes Me”.
„Metki” są ważnym etapem kariery Przyjemskiej. Miała 31 lat, kiedy cykl pojawił się na wystawie w białostockim BWA, później warszawskim CSW. Precedensem okazał się zakup prawie wszystkich prac przez londyńskiego kolekcjonera Erica Francka. W Polsce nie było wtedy jeszcze prawie żadnych prywatnych galerii ani rynku sztuki współczesnej. Przyjemska odniosła wielki sukces, również komercyjny.
EO: Zakup niemal całej wystawy w CSW przez uznanego zagranicznego kolekcjonera był w tamtym czasie w Polsce ewenementem. Środowisko reagowało ambiwalentnie, ponieważ faktycznie w tym czasie można dostrzec wyraźne napięcia między uznaniem aspektu rynkowego dzieł a „czystą sztuką”. Łatwo było przykleić łatkę tak zwanego komercyjnego artysty. Jednocześnie ten cykl był bardzo nośny, dzięki niemu Przyjemska wyjechała między innymi na stypendium ArtsLink do Nowego Jorku w 1996 roku. „Metki” pokazywane były w Chicago. Potem przez prawie dekadę podróżowały po wielu wystawach międzynarodowych, na których prezentowano prace artystów sztuki krytycznej, ale też sztukę kobiet: w Canterbury, Budapeszcie, Dreźnie, Sztokholmie, Wiedniu.
Świat konsumpcji był też tematem jej kolejnych cykli, po metkach portretowała kosmetyki czy alkohole.
EO: Pierwszy pomysł związany z opakowaniami kosmetyków pojawia się w 1997 roku w pracy „Więcej pieniążków, więcej szmineczek”, w której artystka odniosła się do plakatu z lat 30. reklamującego targi projektowania użytkowego w Paryżu. Zmultiplikowany motyw szminki przypomina naboje karabinu maszynowego. Przyjemska dała w ten sposób wyraźny sygnał, że produkcja artykułów kosmetycznych w realiach kapitalizmu może nosić znamiona – znów dwuznacznie – przemocy wobec kobiet bądź ich walki i empowermentu. Uwikłanie kosmetyków w politykę oraz ideologię świetnie pokazuje cykl prac rysunkowych „Projekt pudełeczek”, na których widzimy niemal techniczne projekty cieni do powiek w kształcie czy to Madonny z dzieciątkiem, czy kosmonauty. Kontynuowany w serii gwaszy w latach 2004–2005 temat sięgania po luksusowe produkty kosmetyczne jest pop-artowy, a jednocześnie ma w sobie wiele z lipstick feminismu czy szerzej – feminizmu trzeciej fali. Fotograficzną kontynuacją tego motywu jest cykl „Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie”, w którym artystka uwiecznia opakowania perfum i szminek z perspektywy okna swojej pracowni, zestawiając je z wysokościowcami wzrastającymi w centrum Warszawy.
EM: Dla mnie miejskie cykle artystki są zupełnie niesamowite, skupiają jak w soczewce szereg współczesnych przemian stolicy. Prace te nie są dydaktyczne, artystka mówi o „naddokumentacji”, stosuje strategię „dryfu”, sytuacjonistyczną psychogeografię. W czasie trwania wystawy będzie można wziąć udział w takim spacerze.
W 2001 Przyjemska poszła krok dalej – jako słynąca z urody kobieta i ceniona artystka utowarowiła samą siebie. Wzięła udział w sesji modowej, a zdjęcia wydała w formie katalogu albo raczej magazynu, który pojawił się na wystawie zorganizowanej w agencji reklamowej D’Arcy Masius Benton & Bowles. Przy powstawaniu jej medialnego wizerunku wyidealizowanej kobiety pracowali specjaliści od reklamy.
EO: Sesja „Pink Fell” przedrzeźniała fotografię modową z magazynów lifestyle’owych – podobne krytyczne zainteresowanie pismami modowymi przejawiała wcześniej klasyczka sztuki feministycznej Sanja Ivekovič.
U Przyjemskiej to też był rodzaj ironicznego komentarza. I znów – łatwo było dostrzec jedynie powierzchniowy przekaz i zaszufladkować Przyjemską jako artystkę komercyjną skoncentrowaną na swoim wizerunku i przeoczyć przy tym wybitnie postmodernistyczny, trzeciofalowy, feministyczny charakter jej działania. Może to był brak narzędzi teoretycznych, a może jednak pójście na łatwiznę – posłużenie się kliszą wobec oryginalnej, przewrotnej i niepokornej artystki.
Kryzys w życiu Przyjemskiej pojawił się w sposób, w jaki opisują to seriale. Nałożyły się trzy czynniki: rozstanie z mężem, 50. urodziny i rozwiewająca się kariera. I jak w blockbusterowym scenariuszu z zapaści wyciągnęła ją sztuka.
EM: Z kryzysu pomógł jej wyjść cykl „Plastiki”. Kolorowe odpadki z tworzywa zebrała na plaży w Grecji. Robiła to zupełnie intuicyjnie. Z jej relacji wiem, że celniczce na lotnisku musiała długo tłumaczyć, co to jest i po co to wiezie.
Dopiero po kilku latach sięgnęła do słoi, w których przechowywała drobne, kolorowe plastikowe znaleziska i zaczęła układać z nich kolorowe kompozycje. Dla mnie te prace są abstrakcyjne, może nawet konstruktywistyczne, choć Przyjemską uważam za na wskroś współczesną artystkę. Interesuje ją to, co dzieje się tu i teraz, jak piorunochron wychwytuje nowe zjawiska i tendencje, a następnie zmienia je w podszyte niepokojem piękne obrazy.
„Plastiki” z lat 2017–2019 mogą być opowieścią o rozczarowaniu i rozpadzie albo pracą ekologiczną.
EO: Grecja ma dla Marioli wyjątkowe znaczenie – choć jest bardzo współczesną artystką, w jej pracach widać ciążenie do kultury antycznej. Myślę, że w Grecji odczuwa zjednoczenie z żywiołami, rodzaj homeostazy. O tym i o zaburzeniu takiego balansu są też moim zdaniem „Plastiki” – spacerom wzdłuż linii morza kojącym skołatane nerwy towarzyszą odkrycia wyrzuconych przez fale swoistych odrzutów kultury masowej. Wyobraźnia artystyczna pracuje i znów, jak w „Metkach”, artystka dostrzega coś poza przedmiotem, co jest jednocześnie fascynujące i niepokojące. „Plastiki” mówią o mrocznej stronie popkultury, o pogoni za drobnymi przyjemnościami, takim efekcie motyla, który kumuluje katastrofę klimatyczną. A jednocześnie trudno tym śmieciom odmówić uwodzącego uroku.
W 2022 roku organizujecie w Zachęcie monograficzną wystawę, która przywraca artystkę. Muszę więc spytać, dlaczego Przyjemska w ogóle zniknęła?
EM: Wystawę w Zachęcie zaproponowałam, uznawszy Mariolę za wybitną, acz niestety pomijaną artystkę. Zauważyłam, że pojawiała się i znikała, że funkcjonuje jak swoisty hologram. Z jednej strony przez te wszystkie lata jej prace prezentowano na ważniejszych wystawach zbiorowych, ale w ogóle nie próbowano nawet interpretować jej prac, prawie nie było o niej tekstów.
Moim zdaniem Przyjemska wymykała się sztywnym kategoriom kuratorskim ówczesnej polskiej krytyki sztuki – to, co robiła, nie było ani wzniosłe, ani dydaktyczne, a o rzeczywistości opowiadała estetycznym językiem malarstwa i świata reklamy. Żeby zobaczyć w tym działanie krytyczne i awangardę, trzeba było wyjść poza schemat i wykazać się pewną odwagą.
Ona sama nie miała wielkiego ego, nie archiwizowała prac, nie mówiła o swojej twórczości w kategoriach sukcesu. Może też dlatego, że w życiu prywatnym łączyła się z artystami, którzy konkurowali z nią, zamiast wspierać.
EM: Partner Marioli Marek Kijewski w 1990 roku pociął nożem 10 obrazów olejnych jej autorstwa. W liście do Przyjemskiej wyjaśnił, że nie radził sobie z tym, że były bardzo dobre.
Znamy też późniejszą historię, którą nazywam „drugim wyginięciem prac Przyjemskiej”. Kiedy razem z ówczesnym mężem Zbigniewem Liberą przeprowadzali się i porządkowali pracownię, spalili prace z okresu mistycznego. Początkowo mówili o tym jak o swoich wspólnych pracach. Dopiero z czasem odkryłyśmy, że „wyginęły” tylko prace Marioli. Na szczęście część z nich została wcześniej sfotografowana, dzięki czemu pojawiają się w katalogu do naszej wystawy.
Muszę zaznaczyć, że Mariola jest typem osoby, która żyje działaniem i przyszłością. Nigdy nie interesowało ją „budowanie archiwum”, dlatego razem z Ewą Opałką musiałyśmy skatalogować ponad 300 prac. Przez ponad dwa lata odbyłyśmy setki godzin rozmów, żeby ustalić daty, tytuły, wystawy i napisać kalendarium Przyjemskiej. Tak powstał katalog jej twórczości oraz moja książka. To była wielka praca.
A nad czym Mariola Przyjemska pracuje teraz?
EO: Ostatnio pracuje nad cyklem „Victoria’s Secret”. To fotografie, które zrobiła w kościołach oraz w Muzeum Narodowym w Warszawie. Skoncentrowała się na specyficznych obrazach ciała – chodzi przede wszystkim o krucyfiksy i przedstawienia męki pańskiej. Przyjemska fokusuje się na fragmencie w sposób, który w pierwszej chwili nie pozwala na zweryfikowanie, z jakim rodzajem reprezentacji ciała mamy do czynienia. Łączy intymność doświadczenia mistycznego, afektywnego i cielesnego, a w tytule znów uderza w pop, sugerując sprowadzenie doświadczeń duchowych do rodzaju kliszy.
Wystawa „Mariola Przyjemska. Konsumpcja, konstrukcja, melancholia” będzie czynna od 16 września 2022 do 8 stycznia 2023 w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki; otwarty wernisaż: 15 września o 19.00.
Publikacje:
Katalog prac artystki „Mariola Przyjemska. Konsumpcja, konstrukcja, melancholia” pod redakcją Ewy Majewskiej i Ewy Opałki, Zachęta, Warszawa 2022
Ewa Majewska, „Mariola Przyjemska. Spacerowiczka gentryfikowanej Warszawy”, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2022
Z cyklu Warszawa w budowie, 2015
WTC, 2004
Foto 15, 2015
Bucik, 2006
WTC, 2004
Królestwo Niebieskie, z cyklu Plastiki
Victoria’s Secret, 2019-2020, fotografia barwna
Victoria’s Secret, 2019-2020, fotografia barwna
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.