Zachwyca nie w jednym, a w dwóch serialach Netfliksa. Choć aktorka Martyna Byczkowska skończyła 28 lat, i w „Absolutnych debiutantach”, i w „1670” gra nastolatki. Ale to nie znaczy, że brakuje jej dojrzałości. Do blichtru show-biznesu podchodzi zdroworozsądkowo.
Historię kina Martyna Byczkowska zna na wyrywki, choć kończyła nie łódzką filmówkę, a warszawską akademię teatralną. W dzieciństwie i we wczesnej młodości – tak jak Lena z „Absolutnych debiutantów”, drugiej netfliksowej produkcji, w której gra główną rolę – obserwowała świat przez obiektyw kamery. – W podstawówce kręciłam amatorskie horrory. Mama jednej z koleżanek zabroniła jej się ze mną widywać, bo poprosiłam ją o przyniesienie do szkoły noża, oczywiście wyłącznie na potrzeby zdjęć – wspomina Byczkowska. Ujęcia montowała sama w programie Windows Movie Maker. – Filmy stały się moim sposobem komunikacji ze światem i z rodziną. Tak jak Lena mogłam przysłonić się kamerą i opowiedzieć swoją historię – mówi.
I tak jak Aniela z „1670” Martyna chciała wyrwać się z czternastotysięcznych Kartuz. Najpierw do Gdańska, a potem dalej, w świat. – Aniela marzy o studiach we Francji. Wyprzedza swoją epokę. Jest niczym Leonardo da Vinci w spódnicy. To ona wymyśla dla wioski wózek dla kota czy rower – śmieje się Byczkowska, podkreślając, że serial wpisuje się w nurt herstorii. Choć rower ponoć skonstruował hrabia Mède de Sivrac pod koniec XVIII wieku, może podkradł pomysł koleżance? By zbliżyć się do bohaterki, aktorka przefiltrowała doświadczenie nastolatki z minionej epoki przez własne wspomnienia z okresu dorastania. – Myślałam o tym, co kazali mi robić rodzice, a na co ja nie miałam najmniejszej ochoty, bo miałam na dany temat własne zdanie, często zupełnie inne niż oni – śmieje się Byczkowska. Porównywane już do „Wielkiej” „1670” opowiada o szlachcicu Janie (Bartłomiej Topa) u schyłku polskiego złotego wieku. Jego córka Aniela to aktywistka, buntowniczka, emancypantka – walczy o prawa chłopów, nie chce wyjść za mąż z rozsądku, ma niewyparzony język. Serial piętnuje polskie kołtuństwo, nacjonalizm, nierówności społeczne, ale z przymrużeniem oka, punktując dzisiejsze bolączki. – „1670” opowiada współczesnym, komediowym językiem o pewnej wizji życia w czasach pańszczyzny. Nie przedstawiamy prawdziwej historii ani nie drwimy z postaci, tylko opowiadamy o uniwersalnych emocjach, takich jak poczucie wyższości, potrzeba bycia uwielbianym czy miłość bez wzajemności. Wszystko to przełamane kostiumami z epoki i humorem – tłumaczy Martyna. By zbudować postać Anieli, aktorka sięgnęła do źródeł – czytała testamenty chłopów i badała sytuację kobiet, bo wbrew temu, co żartem pada w serialu, XVII wiek nie był „najlepszym czasem dla kobiet”. – Ten czas jest teraz. Oczywiście nadal nie w każdym miejscu na świecie. Chciałabym, żeby tak było, żeby wszystkie kobiety miały swoje prawa. Nie uważam jednak, że powinnyśmy dążyć do tego, dokonując zemsty na mężczyznach. Myślę, że musimy wspólnie zastanowić się, jak wymyślić porządek świata na nowo, by raz na zawsze zerwać ze starymi schematami – tłumaczy Byczkowska.
Cały tekst znajdziecie w styczniowo-lutym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.